Dzisiaj myślałam o tym, jak życie płynie swoim rytmem. Wieczorem, gdy kroiłam sałatkę jarzynową, powiedziałam do męża:
– Chyba już Stanisław Janowicz nie jest tym samym człowiekiem.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – zdziwił się Marek.
– Widziałeś, jak nie mógł podnieść Małgosi, żeby zawiesiła gwiazdę na choince? A kiedyś… – westchnęłam ciężko.
– Ale tata ma jeszcze siłę, może po prostu zmęczony – odparł Marek.
– Nie, Marku, lata biorą swoje. od dzisiaj będziesz im raz w tygodniu przywozić zakupy i nie dyskutuj – poprawiłam włosy i wzięłam półmisek z sałatką. – Wracamy do stołu.
Stanisław Janowicz wszystko słyszał. Zatrzymał się w korytarzu, by zapalić światło w łazience, i przypadkiem podsłuchał rozmowę syna ze mną.
W naszej rodzinie Nowy Rok zawsze spędzaliśmy u rodziców Marka. Tego roku też się spotkaliśmy. Starszy syn przyjechał pierwszy. Ja pomogłam nakryć do stołu, a wnuki w salonie wesoło ubierały choinkę.
Stanisław odkręcił wodę w kranie i usiadł na skraju wanny.
„Ma rację. Od kiedy przeszedłem na emeryturę, czuję się niepotrzebny. Wszystko mnie irytuje, brakuje energii. Zupełnie jakbym stracił sens.”
– Stanisławie Janowiczu, wszystko w porządku? – zapytałam cicho, podchodząc do łazienki.
– Tak, tak, zaraz wychodzę – odpowiedział.
Za drzwiami stał mały Bartuś, podskakując z niecierpliwości.
– Wchodź szybko! – Dziadek przepuścił wnuka.
Przy stole Stanisław był coraz bardziej zamyślony. Podnosił kieliszek automatycznie, gdy wznoszono toasty, ledwie dotykając ustami wina.
– Tato, coś cię gryzie? Święta są, powinieneś się cieszyć – Marek spojrzał na niego uważnie, gdy już się żegnaliśmy. Staliśmy w przedpokoju, a ja delikatnie popchnęłam męża, by porozmawiał.
– Wszystko w porządku, synu. Przywoźcie wnuki na ferie. Nie planujecie nigdzie wyjeżdżać? – uśmiechnął się słabo.
– U nas remont, Stanisławie Janowiczu, nie pojedziemy. Wysyłamy dzieci do moich rodziców – wtrąciłam się.
– No dobrze, jeżeli tak ustaliliście – westchnął Stanisław.
Szepnęłam coś Markowi do ucha.
– W niedzielę wpadnę, przywiozę zakupy – powiedział, wychodząc.
Mama Marka rozłożyła ręce.
– Jakie zakupy? Sklepy są blisko, a warzyw mam pod dostatkiem. jeżeli czegoś brakuje, tato pójdzie.
– Po co ma chodzić, Irenko? Marek wszystko przywiezie. Nie musicie dźwigać po schodach – nalegałam.
Gdy wyszliśmy, Irena długo mruczała pod nosem.
– Znowu im przeszkadzamy? choćby wnuków nie możemy zobaczyć?
– Świetna z niej kobieta, Irenko. Dba o nas – powiedział Stanisław.
– Ależ my jeszcze nie starzy! A ona traktuje nas jak niedołężnych.
– Przywiozą wnuki, tylko teraz jadą do teściów.
Irena zamilkła.
„Może jednak niesłusznie jestem dla niej surowa. Zawsze się stara, pomaga, uśmiecha się. Druga synowa tylko przychodzi po przetwory. A o zięciu choćby nie wspomnę…”
– Dlaczego taki smutny, Stanisławie? – zwróciła się do męża.
– Zmęczony trochę – machnął ręką.
– No to odpocznij, włączę ci telewizor.
Irena poszła do kuchni ułożyć umyte przeze mnie naczynia.
Stanisław leżał na kanapie i rozmyślał.
„Nie mogłem dziś podnieść wnuczki, żeby zawiesiła gwiazdę. A latem na działce? Jak jej zerwę jabłko, jeżeli nie dam rady? Straciłem gdzieś siły.”
Wtedy postanowił, iż do lata wróci do formy. Nie musiał być jak dwudziestolatek, ale chciał bez trudu unieść wnuczkę.
I tak się zaczęło. Codziennie długo spacerował. Znalazł pod łóżkiem zakurzone hantle – podnoszenie ich sprawiało mu radość. Później zaczął podciągać się na drążku obok nastolatków.
Powoli siła wracała. Przed sezonem na działce poczuł taki zapał, iż posprzątał cały bałagan i zbudował dla wnuków plac zabaw.
W sierpniu, gdy śliwki i jabłka dojrzewały, Marek przywiózł dzieci. Małgosia była zachwycona placem zabaw. Bartek też. Cały dzień dziadek spędził z nimi – bawił się na trawie, zabrał ich nad rzeczkę, budował zamki z piasku.
Następnego dnia Bartek podszedł do śliwy.
– Dziadku, zerwij mi tamtą śliwkę.
– Sam dasz radę – uśmiechnął się Stanisław, podnosząc wnuka wysoko.
Bartek zerwał trzy śliwki drobnymi paluszkami.
– A ja, dziadku, ja też! – klasnęła w dłonie Małgosia.
– Ciebie też uniosę – zaśmiał się dziadek, stawiając Bartka i lekko podnosząc wnuczkę. – Dziadek jeszcze ma siłę!
Nie traćcie ducha. Nigdy nie poddawajcie się, jeżeli choć iskra nadziei pozostaje. Cieszcie się każdym dniem. Życie mamy tylko jedno.