Świąteczna niespodzianka dla teściowej

newskey24.com 1 tydzień temu

Noworoczne niespodobianie dla teściowej

Przy noworocznym stole u teściowej, Ludmiły Aleksandrowny, siedziałam, rozkoszując się jej słynną sałatką jarzynową i wyczekując północka. Nagle mój mąż, Marek, sięgnął do kieszeni i z uśmiechem podał jej kopertę: „Mamo, to bilety do Egiptu, tak przecież marzyłaś o morzu! I bilet na autobus do Krakowa, żeby wygodnie dojechać na lotnisko”. Omal nie upuściłam widelca ze zdumienia. Egipt? Kraków? Czyżby mój Marek, który zwykle obdarowuje mamę kwiatami i czekoladkami, postanowił wysłać ją w podróż na koniec świata? Siedziałam, mrugając oczami, a w głowie kotłowały się myśli: kiedy to wszystko przygotował i dlaczego ja, jego żona, dowiadłam się ostatnia?

Z Markiem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat i każdego Nowego Roku świętujemy u jego rodziców. Ludmiła Aleksandrowna to kobieta pełna energii, całe życie przepracowała jako nauczycielka, a teraz na emeryturze zajmuje się ogródkiem i działalnością społeczną. Uwielbia opowiadać, jak w młodości marzyła o podróżach, ale nigdy nie udało się jej wyjechać dalej niż nad Kaszuby. „Żeby tak zobaczyć piramidy!” – wzdychała, pokazując nam stare pocztówki z Egiptu. Zawsze myślałam, iż to tylko takie marzenia jak „chcę polecieć w kosmos”. Ale Marek, jak się okazało, słuchał uważnie. A ja, głupia, choćby nie zauważyłam, iż szykuje taką niespodziankę.

Tamtego wieczoru stół uginał się od jedzenia: sałatka jarzynowa, flaczki, pieczona gęś, pierogi – teściowa postarała się, jak zwykle. Siedzieliśmy w rodzinnym gronie, wznosiliśmy kieliszki, żartowaliśmy. Ja pomagałam w kuchni, kroiłam warzywa, i wszystko toczyło się zwyczajnym trybem. Aż nagle Marek wstał, jakby chciał wznieść toast, ale zamiast tego wyciągnął tę kopertę. „Mamo – powiedział – całe życie dla nas się poświęciłaś, teraz twoja kolej”. Ludmiła Aleksandrowna otworzyła kopertę, przeczytała i oczy jej zabłysły. „Marku, to prawda? Egipt? Ja przecież tylko marzyłam!” Omal nie rozpłakała się, ściskając go mocno, a ja siedziałam jak rażona piorunem.

Szczerze mówiąc, byłam w szoku. Nie żebiym miała coś przeciwko – teściowa zasługuje na taki prezent, to wspaniała kobieta. Ale dlaczego Marek nie powiedział mi ani słowa? Przecież razem planujemy wydatki, razem wybieramy prezenty! Ja dałam jej szal i krem do rąk, a on – wycieczkę do Egiptu! To jakbym ja przyniosła bukiet stokrotek, a on diamentowy pierścionek. Uśmiechałam się, gratulowałam, ale w środku gotowałam się ze złości. Gdy zostaliśmy sami w kuchni, szepnęłam: „Marku, kiedy ty to zorganizowałeś? Dlaczego mi nie powiedziałeś?”. Wzruszył tylko ramionami: „Ewo, chciałem zaskoczyć mamę. Ty byś zaczęła się sprzeczać, iż to drogie”. Sprzeczać? Może i wsparłabym pomysł, gdybym chociaż wiedziała!

Ludmiła Aleksandrowna była w siódmym niebie. Natychmiast zaczęła planować: „Muszę kupić kapelusz, bo w Egipcie słońce pali! I nową walizkę, moja jest już zużyta”. Słuchałam, kiwałam głową, ale myślałam: no nieź, Marek, mistrz tajnych operacji! choćby autobus do Krakowa załatwił, żeby teściowa nie musiała się męczyć z przesiadkami. To oczywiście urocze, ale czułam się, jakby mnie ominięto. Przecież też chciałabym mieć w tym swój udział, dodać coś od siebie. A tak, zostałam tylko widzem, który bije brawo.

W drodze do domu nie wytrzymałam i wybuchnęłam: „Marku, jesteś wielki, ale jestem twoją żoną, mogłeś mnie wtajemniczyć. To nie tylko prezent, to cała podróż!”. Spojrzał na mnie jak na dziecko i odparł: „Ewo, nie dąsaj się. Chciałem, żeby mama była zaskoczona. Ty byś się wygadała”. Wygadała? Przecież umiem trzymać język za zębami! Ale dyskusja nie miała sensu – Marek promieniał ze szczęścia, a ja czułam się trochę oszukana. Nie przez wydatki, ale przez to, iż nie podzielił się ze mną tą radością.

Następnego dnia zadzwoniłam do przyjaciółki, żeby się wygadać. Roześmiała się: „Ewa, twój Marek to mistrz niespodzianek! Ciesz się, iż teściowa jedzie do Egiptu, a nie na działkę!”. Zaśmiałam się, ale mimo wszystko było mi przykro. Przyjaciółka poradziła: „Powiedz mu, żeby następnym razem zaskoczył i ciebie”. I co, może mamęknąć, iż też marzę o wakacjach? Ale potem pomyślałam: niech teściowa jedzie, zasłużyła. A ja pogadam z Markiem, żeby nie zaskakiwał mnie już bez ostrzeżenia.

Teraz teściowa dzwoni codziennie, opowiada, jak wybiera stroje kąpielowe i czyta o piramidach. Słucham, uśmiecham się, i powoli złość mija. Jest taka szczęśliwa, iż nie mogę się gniewać. Marek, widząc, iż się uspokoiłam, mrugnął: „Ewo, w przyszłym roku pojedziemy we trójkę, obiecuję”. We trójkę? To brzmi lepiej. Może ta niespodzianka nie była tylko dla teściowej, ale i dla mnie – lekcją, iż mój mąż potrafi zaskoczyć. A teraz patrzę na Ludmiłę Aleksandrowną, która promienieje jak dziecko, i myślę: niech jedzie nad swoje morze. A ja zacznę odkładać na nasz wspólny wyjazd. I dopilnuję, żeby Marek nie „zapomniał” mi o nim powiedzieć!

Czasem najlepsze prezenty to te, które niosą ze sobą nie tylko radość, ale też istotną naukę – iż warto dzielić się marzeniami, choćby jeżeli wymaga to więcej zaufalności niż pieniędzy.

Idź do oryginalnego materiału