Surogacja jest przedstawiana jako „wolny wybór”. To kolejny po prostytucji przykład, kiedy wykorzystuje się ideę „wolności” do tego, by tłumaczyć wyzysk kobiecego ciała. Niezamożna, często zdesperowana kobieta „sama chce” – podejmuje zatem ‚wolny wybór” i jest „sama sobie winna”. Co z tego, iż wybór kierowany jest uciskiem ekonomicznym? Co z tego, iż podejmuje go dlatego, iż nie ma innych możliwości zarobku i często musi wykarmić nie tylko siebie, ale i rodzinę? Przez „wolny wybór” odpowiedzialność za ciężar tej decyzji spada na nią i pomija kontekst.
Pod artykułami o surogacji zdarza mi się czytać, iż surogatki są wyrodne, bo oddają wynoszone przez siebie w ciąży dzieci obcym ludziom. Pod postami o prostytucji z kolei, iż prostytutki to wyzyskiwaczki mężczyzn i złe kobiety. Wygląda na to, iż zwalanie wszystkiego na „wolny wybór” ma właśnie ten cel – przenieść uwagę na kobietę i uzasadnić jej stygmatyzowanie, a zdjąć ją z ludzi, którzy eksploatują jej ciało – czy to reprodukcjnie, czy seksualnie.
Za każdym razem, gdy słyszę „to jej wolny wybór” w kontekście surogacji czy prostytucji zapala mi się czerwona lampka. Tak łatwo dzięki temu zesłaniu na „wolność” zrzucić odpowiedzialność na ofiary i wygodnie usadowić się w „nie moja sprawa”, „sama chciała” itd..
Jeśli jesteś czytelnikiem / czytelniczką mojego bloga i chcesz żebym dalej pisała, możesz wesprzeć mnie drobną kwotą na Patronite.pl/kayaszu