Sukces w końcu!

twojacena.pl 2 tygodni temu

**Dopiero za trzecim razem**

Ile goryczy trzeba zaznać, ile bliskich stracić, przez co przejść, by w końcu odnaleźć prawdziwe szczęście?

Takie myśli często zaprzątają głowę Jadzi. Ma czterdzieści osiem lat i wciąż czeka na coś dobrego, wciąż ma nadzieję. Życie nie oszczędzało jej ciosów, ale nigdy się nie poddawała. A teraz stała, mrużąc oczy przed płomieniami, które pożerały ich dom. Iskry strzelały w nocne niebo, ogień oświetlał zgromadzonych sąsiadów. Wreszcie nadjechała straż pożarna.

**Utracone wszystko**

Strażacy gorączkowo rozwijali węże, aż w końcu potężny strumień wody zmierzył się z ogniem. Zrobiło się duszno. Jadzia, zasłaniając usta chusteczką, patrzyła ze zgrozą na swoje spalone życie. Spłonęło wszystko: meble, ubrania, kuchnia, cały dobytek. Nic nie zdążyli wynieść. Dom, w którym mieszkała z mężem ponad dwadzieścia pięć lat, przestał istnieć.

Jadziu, chodź do nas, twój Kazik już siedzi z moim mężem na podwórku ciągnęła ją za rękaw Halina, sąsiadka, z którą przez lata żyły w zgodzie.

Siedzi i choćby nie wie, iż to przez niego straciliśmy wszystko. Ledwie go obudziłam, inaczej spłonąłby tam szepnęła Jadzia, a łzy spływały jej po policzkach. Halinko, dopiero teraz czuję, jak bardzo przywiązałam się do tych ścian, do każdego kąta do zdjęć, pamiątek

Nie martw się, jeszcze wszystko będzie dobrze. Masz przed sobą całe życie pocieszała ją sąsiadka.

Weszły na podwórko do Haliny. Siedział tam Kazimierz, mąż Jadzi, oraz Jan, gospodarz. Kazik otrzeźwiał po wczorajszej libacji pożar musiał go porządnie wstrząsnąć.

Jaga, co się stało? zapytał żonę. Skąd ten ogień?

Od twojej przeklętej fajki! Zasnąłeś, a ona wypadła ci pod łóżko. Kiedy cię budziłam, płomienie były już wszędzie mówiła przez łzy. Ile razy cię ostrzegałam? A teraz nie mamy nic

Kazik opuścił głowę. I jemu płynęły łzy. Patrzył zamglonym wzrokiem na zgliszcza domu, który kiedyś sam budował.

Jaga, odpuszczaj mi, na litość boską. Nie będę już pił, przysięgam przed sąsiadami przeżegnał się. Będziemy musieli zamieszkać u moich rodziców. Dom zaniedbany, ale go naprawimy. Słowo.

Jego rodzice dawno odeszli, a dom od lat niszczał. Jadzia z Kazimierzem przeszukiwali pogorzelisko, ale nic nie znaleźli. Mężczyzna dotrzymał słowa od tamtego dnia nie wziął do ust kieliszka. Może ten szok go odmienił.

**Zostały tylko wspomnienia**

Pewnego dnia Jadzia wracała ze sklepu i zatrzymała się przed zgliszczami. Wspomnienia obezwładniły ją tak bardzo, iż usiadła na ocalałej ławce przy furtce. Przypomniała sobie, jak z Kazikiem spędzili tu ćwierć wieku. Jak cieszyli się, gdy wprowadzali się do nowego domu, jak wybierali tapety, farby, meble. Jak każdego Sylwestra Kazik przynosił ogromną choinkę, pod którą tańczyli z córkami. Jak pierwszego stycznia biegli sprawdzać, co przyniósł im Święty Mikołaj.

Ile radości, ile tajemnic kryły te ściany myślała Jadzia. A ile moich łez? Stąd córki biegały do szkoły, aż w końcu odleciały w świat.

**Nieudane małżeństwo**

Dwie córki, urodzone jedno po drugim, miała z pierwszym mężem, Grzesiem. Wyszła za niego młodo, nie znając jeszcze życia. Okazał się zupełnie do niej niepasujący nie potrafili ułożyć sobie choćby codzienności. Był niedojrzały, wiecznie szukał zabawy. Jadzia gwałtownie zaszła w ciążę, siedziała w domu, a on hulał dniami i nocami. Urodziła dwie dziewczynki, wciąż wierząc, iż się opamięta. Mieszkali wtedy w małym miasteczku, gdzie Grześ miał swoich kumpli.

Gdzie tam, żeby się opamiętał powiedziała głośno Jadzia, choćby nie zauważając, iż mówi do siebie. Nie posłuchałam matki, a ona wiedziała lepiej.

Grześ miał motor. Pewnego dnia wracali od jej rodziców, córki były u teściowej. Wpadli w wypadek on zginął na miejscu, a ona długo leżała w szpitalu. Musiała mieć silnego anioła stróża, skoro przeżyła. Dzieci nie zostały sierotami.

Były to lata dziewięćdziesiąte. Jadzia straciła pracę i postanowiła wrócić z córkami do matki na wieś. Niedaleko mieszkał Kazimierz z rodzicami, którzy często popijali. Czasem i on z nimi.

Pewnego dnia zobaczył Jadzię z córkami i od razu się zakochał. Była urodziwa, zgrabna. Podszedł i zaproponował spacer.

Jaga, chodź, pogadamy powiedział kiedyś, czekając na nią po pracy.

Poszli, rozmawiali, ale krótko.

Wyjdź za mnie. Kocham cię, a twoje dziewczynki będę traktował jak swoje powiedział pewnego dnia. Buduję dla nas dom.

Zgodziła się. Nie kochała go, ale chciała stabilizacji dla córek. Kazik był pracowity, kochał ją i dzieci. Tylko jego rodzice ciągnęli go do kieliszka czasem nie potrafił odmówić. Z czasem sam się uzależnił. To bolało Jadzię, a może on pił, bo czuł, iż ona go nie kocha?

Dlaczego ciągle mi się nie wiedzie? myślała Jadzia, siedząc na ławce. Ale przynajmniej córki wyrosły na dobre kobiety.

**I znów nieszczęście**

Ale to nie był koniec jej prób. Kazik przestał pić, wyremontował dom rodziców. Życie powoli się układało. Aż pewnego dnia dostał wylewu. Niedługo potem Jadzia pochowała męża.

Nastały szare dni praca, samotność. Tylko gdy przyjeżdżały dzieci i wnuki, robiło się weselej.

Pewnego dnia przed świętami Jadzia wybrała się do miasta po zakupy. Wracając, minęła taksówkę i postanowiła skorzystać. Kierowca, przystojny i miły, okazał się rozmowny. Pod koniec jazdy wręczył jej wizytówkę.

**Nowe spotkanie**

Nazywam się Marek powiedział. jeżeli będziesz potrzebować pomocy, dzwoń.

Jadzia podziękowała i schowała kartkę. Święta minęły radośnie choinka, prezenty, fajerwerki. Gdy dzieci miały wracać, ich samochód nie chciał zapGdy Marek przyjechał po rodzinę Jadzi, w jego oczach zobaczyła to samo ciepło, które czuła w sercu od dnia ich pierwszego spotkania, i w końcu zrozumiała, iż szczęście czasem przychodzi dopiero za trzecim razem.

Idź do oryginalnego materiału