„Starszy syn planuje zemstę na matce, po tym jak podarowała mieszkanie młodszemu bratu”

polregion.pl 2 tygodni temu

Wczoraj rano zadzwoniła do mnie mama, a w jej głosie wyczuwałam niepokój.
— Córeczko, odwiedź proszę naszą sąsiadkę, ciocię Jadzię. Jest bardzo przygnębiona, prosiła o radę prawną. Nic więcej nie wyjaśniła, tylko powiedziała, iż ty jesteś mądra, pomożesz…

Znałam Jadwigę Stanisławową od dzieciństwa. Mieszkałyśmy w tej samej klatce przez wiele lat, a choćby gdy wyszłam za mąż i wyjechałam, często wracałam do mamy i rozmawiałam z ciocią na ławce pod blokiem. Miała już dziewięćdziesiąt lat, ale jeszcze niedawno pełna energii krzątała się po podwórku, częstowała mamę pierogami i gadała z sąsiadkami. Ostatnio jednak często narzekała na serce i ciśnienie. Jej młodszy syn, Tadeusz, mieszkał z nią i pomagał, jak mógł. Starszy, Wojciech, od lat żył osobno, na drugim końcu Wrocławia, i odwiedzał ją coraz rzadziej.

Kiedyś Wojciech wyjechał do szkoły oficerskiej, potem służył w wojsku, ożenił się, miał mieszkanie, działkę i samochód. Zamożny, niezależny, ale zimny. Z matką relacje były napięte — raz milczał, raz się obrażał, raz rozkazywał. A Tadeusz został przy niej. Z czasem stał się jej jedynym oparciem. To jemu tej wiosny Jadzia postanowiła przepisać mieszkanie.

Starszy syn dowiedział się i… nie protestował. Powiedział tylko:
— Mnie nie trzeba, mam wszystko. Niech Tadzik choć to dostanie.
Wydawało się, iż sprawa załatwiona uczciwie. Ale spokój nie trwał długo.

Gdy wieczorem przyszłam do Jadwigi, od razu zauważyłam, iż płakała. Usiadła, otarła łzy i drżącym głosem zapytała:
— Córeczko… gdzie można zrobić tę… no, jak to się nazywa… test DNA?

Osłupiałam.
— Ciociu, po co wam to?

Wtedy opowiedziała mi wszystko. Kilka dni temu przyszedł Wojciech. Stanął w progu i, nie witając się, rzucił:
— Nie jestem synem twojego męża. Mamy różne grupy krwi. Teraz wszystko jasne. Dlatego dałaś mieszkanie Tadzikowi, a nie mnie. Ja dla ciebie obcy, a on — prawdziwy syn.

I wyszedł, zatrzaskując drzwi. Nie dał jej dojść do słowa. Na telefony nie odbierał.

Jadzia szeptała:
— Mój mąż miał grupę dodatnią, pamiętam… A swojej nie umiem sobie przypomnieć. W starym dowodzie była adnotacja, ale dawno go wymieniłam. A Wojtka grupy nigdy nie znałam… Gdy się urodził, ledwo żyłam, nie było komu zapytać…

Ktoś zasugerował jej test DNA. Wytłumaczyłam jednak, iż to nie takie proste: jej mąż nie żył od ponad dwudziestu lat. Do badania potrzeba próbki — krwi, włosów, śliny — albo ekshumacji. A tę pozwala tylko sąd, i to nie wiadomo, czy się zgodzi. No i kosztuje majątek.

Jadzia znów się rozpłakała:
— Więc nie udowodnię mu, iż jest synem swojego ojca?

Nie wytrzymałam. Samą mnie łzy ścisnęły za gardło:
— Ciociu! Nic nie musisz nikomu udowadniać! On choćby nie powiedział, jaką ma grupę. Po prostu się obraził. Wymyślił pretekst. Chce was skrzywdzić. Dorosły mężczyzna, a zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak. Postąpiłaś uczciwie — dałaś mieszkanie temu, kto przy tobie został. A on tylko szuka powodów, by zadać wam największy ból.

Wzięłam głęboki oddech i dodałam:
— jeżeli chcesz, idź z Tadzikiem do przychodni, niech wam oznaczą grupy krwi. Może w szpitalu, gdzie rodziłaś, zostały jakieś dokumenty. Albo w archiwum — może akta twojego męża. Ale choćby jeżeli nie… Wojtek powinien sam przyjść i przeprosić. Nie rzucać oskarżeń, które bolą bardziej niż nóż.

Jadzia skinęła głową, trochę się uspokoiła.
— Masz rację… Ale on i tak nie odbiera…

Poprosiłam o numer Wojtka. Wyszłam na zewnątrz i zadzwoniłam. Odbierał.
— Dzień dobry — powiedziałam. — Jestem sąsiadką pani matki.
— Czego pani chce?
— Chciałabym porozmawiać o Jadwidze Stanisławowej…
— Słucham.
— Ona bardzo cierpi…

W tym momencie rozłączył się. Po prostu rzucił słuchawkę.

Stałam, wpatrując się w ekran. W piersi czułam tylko jedno: jak łatwo zniszczyć najświętsze więzi, gdy miłość zastąpi uraza. I jak straszne jest, gdy własne dziecko oskarża matkę o coś, czego nigdy nie zrobiła.

Jadzia nikogo nie zdradziła. Po prostu oddała dach nad głową temu, kto przy niej pozostał. A starszy syn sam odszedł. I teraz mści się — okrutnie, bez słów. A przecież dla niej zawsze był synem. Prawdziwym. Najdroższym. Aż do wczorajszego dnia.

**Ludzka pamięć bywa zawodna, ale serce nigdy się nie myli. Czasem ci, którzy wołają najgłośniej o sprawiedliwość, są właśnie tymi, którzy ją już dawno stracili.**

Idź do oryginalnego materiału