Starsza kobieta przeżywała swoje ostatnie chwile, a przy jej łóżku pozostała jedynie młoda pielęgniarka, gdy nagle zauważyła coś niespodziewanego.
Kobieta leżała na szpitalnym łóżku, ledwie oddychając. Przez ostatnie tygodnie jej stan pogarszał się z dnia na dzień, a nadzieja niemal zgasła. Lekarze mówili wprost nie chodziło już o dni, ale o godziny.
Nie mogła jeść, prawie nie reagowała na otoczenie, tylko czasem otwierała oczy i powoli wodziła wzrokiem po sali. Żaden krewny nie przyjechał po prostu ich nie było. Została zupełnie sama.
Jedyną osobą, która codziennie ją odwiedzała, była młoda pielęgniarka, Zosia Kowalska. Nie do końca wiedziała, dlaczgo tak się do niej przywiązała może przypominała jej własną babcię, a może po prostu żal jej było tej kobiety.
Pielęgniarka starała się każdego dnia choć trochę ją rozweselić, zmieniała pościel, przynosiła wodę, czasem czytała głośno krótkie wiadomości z gazet.
Tego wieczoru chora oddychała tak ciężko, iż Zosia od razu zrozumiała koniec był bliski. Usiadła przy niej, ujęła jej suchą, zimną dłoń w swoje ręce i szepnęła cicho:
Nie bój się, zostanę przy tobie do końca.
Starsza kobieta poruszyła się lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale słów zabrakło. Zosia nie wytrzymała dłużej, pochyliła się i mocno ją przytuliła. Łzy napłynęły jej do oczu, ale gwałtownie je powstrzymała nie chciała pokazać słabości.
Gdy wstała, rzuciła ostatnie spojrzenie na monitory, potem na stolik przy łóżku, i już miała wyjść z sali, gdy coś zupełnie nieoczekiwanego przykuło jej uwagę
Zauważyła teczkę ze starymi zdjęciami tomografii na nocnej szafce. Widziała ją wcześniej, ale dziś wzrok przypadkiem padł na ostatnią kartkę.
Coś wydało jej się dziwne. Wróciła, przejrzała zdjęcia uważniej i nagle serce ścisnęło jej się w piersi.
Pośród wielu ciemnych plam była jedna zmiana, którą w opisie uznano za nieoperacyjną, ale teraz, po tygodniach obserwacji i przeczytanych artykułach, Zosia zrozumiała te zmiany dało się usunąć.
Była wyraźna granica, a szansa na uratowanie kobiety wciąż istniała po prostu wcześniej nikt tego nie zauważył, uznając sprawę za beznadziejną.
Zosia ścisnęła teczkę tak mocno, iż palce zrobiły się białe. Myśli wirowały jej w głowie: może ta starsza pani wcale nie musiała umierać?
Spojrzała na ledwie oddychającą pacjentkę i nagle ogarnęła ją desperacka determinacja. Wybiegła z sali, prosto na dyżurkę lekarza, przyciskając zdjęcia do piersi.
Natychmiast! krzyknęła, podbiegając do doktora Nowaka. Proszę spojrzeć na to! Można operować!
Lekarz wziął teczkę sceptycznie, zaczął wertować dokumenty, a jego oczy nagle ożyły.
Czekaj powiedział z nieoczekiwaną energią. Może masz rację.
Tymczasem za drzwiami kobieta leżała zupełnie sama, nieświadoma, iż w ostatniej chwili może otworzyć się przed nią nowa szansa szansa, na którą już choćby nie liczyła.