I znowu idę skrajem drogi w tej straszliwej i cudnej samotności.
Idę tym razem zgodnie ze wskazówkami Kwarcowego
z Bajek Robotów; - Tylko nie myśleć,
wtedy dobra nasza. Taki marsz nie wymaga bowiem wielkiego wysiłku umysłowego –
wystarczy iść bezmyślnie. Więc nie myśleć jak tylko długo się da, a jak dłużej się
nie da, to wtedy myśleć.
Początek lipca. Dochodzę właśnie w ulubione
miejsce biwakowe i z ciekawością oczekuję widoku łąki na szczycie. Jako iż w ubiegłym roku pory kwitnienia jakby
przyspieszyły, miałem nadzieję, iż już przywitam się z arniką - dla mnie księżniczką lokalnych kwiatów. Kilkaset
metrów łagodnego podejścia i z daleka dostrzegam zdecydowaną żółtość na szczycie!
W końcu sierpnia nie trafiłem na zimowity,
natomiast na kwitnienie arniki przybyłem w sam raz! Więc dobra nasza, tudzież radość! Atoli najpierw,
jako iż jest pochmurno i mgliście, stawiam dom pod sławnym jaworem.
Dom stoi, a przy zbieraniu patyków na
ognisko, pod drzewem rosnącym w pobliżu odkryłem stare kupy żubrów, sprzed tygodnia może. Jako iż drzewo
to jabłoń, spojrzałem w górę i zobaczyłem ostatnie nieliczne drobne papierówki
na tej stareńkiej (sto lat co najmniej) łemkowskiej - bojkowskiej jabłonce, nic dziwnego iż już nieco podeschniętej. Jabłuszka wisiały wysoko,
więc żubry tam nie sięgnęły. To miłe przywitanie, dziękuję ci jabłonko!
Pojadłem ci ja niespiesznie, po czym nadeszła pora
pozachwycania się kwitnącą łąką.