Stara meblościanka wywołała obrazę: teściowa nie chciała przyjąć „darowizny

newskey24.com 1 tydzień temu

Byłam zamarżona już od trzech lat. Dzieci jeszcze nie było, choć myśli o macierzyństwie od dawna krążyły w powietrzu. Cały ten czas mieszkaliśmy z mężem w wynajętym mieszkaniu w centrum Krakowa – nie dlatego, iż nie stać nas było na coś lepszego, ale dlatego, iż moja teściowa, Halina Nowak, nie pozwoliła nam wprowadzić się do swojej pustej kawalerki, która stała nieużywana od lat.

Wychowała Jacka – mojego męża – sama. Mieszkanie dostała dawno temu od zakładów odzieżowych, gdzie przepracowała dwadzieścia lat. Później wyszła powtórnie za mąż.

— Mój ojczym był dobrym człowiekiem, naprawdę zastąpił mi ojca – opowiadał mąż. — Ale z matką ciągle się kłócili. Narzekała, iż pieniędzy mało, iż nic jej nie starcza.

Ojczym miał córkę z pierwszego małżeństwa. Chciał adoptować Jacka, ale Halina stanowczo się sprzeciwiła – bała się stracić państwowe zasiłki. Gdy przeprowadziła się do nowego męża, swoje mieszkanie po prostu zamknęła na klucz. Nie było tam choćby remontu, nie chciała wynajmować – mówiła, iż to bez sensu.

Po ślubie prosiliśmy, żeby pozwoliła nam tam zamieszkać – skromnie, ale na swoim. Teściowa choćby słuchać nie chciała:

— Zaraz się rozwiodę – oświadła. — On jest skąpy, leniwy, do niczego. Zostałam z nim tylko dla korzyści. Rozwiodę się – i gdzie ja będę mieszkać, jak wy już tam będziecie?

I rzeczywiście, niedługo podała na rozwód. Ale od męża się nie wyprowadzała. A potem nadeszło nieszczęście – ojczym zmarł. Halina była pewna, iż teraz dwupokojowe mieszkanie przejdzie na nią. Okazało się jednak, iż spadek należy się jego córce.

W tym samym czasie odeszła moja babcia, która jeszcze za życia przepisała na mnie swoje przytulne mieszkanie. Zaczęliśmy remont, planowaliśmy przeprowadzkę. Ale wszystko przekreśliła histeria Haliny.

— Ja go pielęgnowałam, a ta jego córka choćby w odwiedziny nie przyszła! Gotowałam mu barszcz, nosiłam leki. A teraz ona, ta Kasia, będzie w Warszawie żyć w spadku, a ja w wilgotnej kawalerce! Gdzie tu sprawiedliwość?! – wrzeszczała do telefonu.

Wszystkie te nieszczęścia sama na siebie sprowadziła: sama odmówiła adopcji, sama nie chciała z nami mieszkać. Kłócić się nie było sensu. Musiała wrócić do tej pustej, zaniedbanej kawalerki. Brach tam mebli, normalnych warunków – gołe ściany.

Mężowi zrobiło się jej żal. Postanowił trochę urządzić to mieszkanie, choćby odświeżyć. Ja z kolei zaproponowałam przewiezienie mebli po babci – i tak zamówiliśmy nowe. Wszystko było czyste, solidne – choć nie najnowsze.

Część rzeczy Halina zdążyła wynieść z mieszkania zmarłego męża, ale głównie były to zabudowane sprzęty, których nie dało się zabrać. A spadkobierczyni ojczyma – sprytna – nic wartościowego oddać nie chciała.

Gdy przywieźliśmy meble, teściowa urządziła scenę:

— Co to ma być?! Postaraliście się dla mnie o graty z strychu?! Mąż nie żyje, a wy traktujecie mnie jak śmieci! Sobie kupujecie wszystko nowe, a mi – rupiecie! Wstyd! – krzyczała w klatce schodowej.

A przecież babciną kanapę mieliśmy z 4 lata, ledwo się na niej spało. Nowe meble kupili nam rodzice. Dlaczego teściowa uznała, iż mamy jej całe mieszkanie umeblować – tajemnica. Co więcej, żądała, żebyśmy wszystko zabrali. Oskarżała: niby na remont starczy, a na matkę już nie.

Odwróciliśmy się i wyszliśmy. Meble zostały w przedpokoju. Myślałam, iż Jacek w weekend je odwiezie. Ale nie. Halina wezwała sąsiada i sama władowała wszystko do mieszkania. Widocznie zrozumiała, iż udawanie obrażonej już się nie opłaca, zwłaszcza gdy w portfelu – jest pustka.

I tak żyje. Z urazami, z cudzymi meblami, ale z własną dumą. Tylko iż dumą obiadu nie ugotujesz i kołdry na noc nie napiąłeś.

Idź do oryginalnego materiału