Wczoraj wpadłam do sklepu. W kolejce przede mną stała kobieta z córką. Dziewczynka miała jakieś pięć lat.
– Mamo, mogę sama wyłożyć produkty na taśmę?
Bardzo chciała pomóc. Mama była zdenerwowana.
– No dobrze, ale szybciej… – mówi do córki.
Dziewczynka z wielką pasją zaczyna wykładać produkty na taśmę. Śpieszy się. Mama powierzyła jej takie zadanie! I nagle…
Worek z kaszą jaglaną upada i pęka. Kasza prawie się nie wysypała, ale worek się rozerwał. Dziewczynka zamarła. Co ona zrobiła!
– No widzisz – tak myślałam! Oto jak cię można o coś prosić! Cokolwiek weźmiesz… Trzeba teraz wziąć nowy worek kaszy! – mówi mama dziewczynki.
Dziecko płacze bezgłośnie. Już nie chce nic więcej przekładać. Jest niezdara. Ręce-opadają. Tak powiedziała mama.
Mama sama przełożyła resztę produktów na taśmę. I ku niezadowoleniu całej kolejki poszła po nowy worek kaszy.
– A co teraz z tą kaszą? Kto ma za nią zapłacić? Ja? – zaczyna kasjerka.
– Proszę się zatrzymać! Po co robić zamieszanie z niczego? Po co powielać wzajemną irytację? Kupię tę kaszę, – mówię. – Pod warunkiem, iż Wasza córka pomoże mi przełożyć produkty na taśmę. Robi to naprawdę świetnie.
Mama dziewczynki złapała mój przekonujący wzrok. I jakby się ocknęła, powiedziała:
– Tak, Anno, pomóż tej pani…
Anna zaczęła ostrożnie układać moje zakupy na taśmę. Starała się. Zerkała na mamę.
– Ależ macie pomocnicę! – powiedziałam mamie, tak żeby dziewczynka to usłyszała.
– Tak. choćby nie mówcie! Umię też podłogę myć. I pralkę włączyć!
– Naprawdę? – Cała kolejka śmiała się.
W międzyczasie moje zakupy były już na taśmie. gwałtownie zapakowałam je do toreb. Wyszliśmy z Anną i jej mamą ze sklepu jednocześnie.
– Anno, byłaś kiedyś w Wenecji? – zapytałam.
– Nie.
– Wiesz, ja też jeszcze tam nie byłam. Ale czytałam, iż tam na placu jest mnóstwo gołębi. I są prawie oswojone. Siadają ludziom na ręce. A ludzie robią sobie z nimi zdjęcia. Wyobrażasz sobie?
– Super! – powiedziała cicho Anna.
– Chcesz teraz przenieść się do Wenecji?
– Teraz? – zdziwiła się Anna.
– Tak! – wyciągnęłam plastikową torbę z kaszą. – Tu i teraz.
Odeszliśmy trochę od sklepu, gdzie nikomu nie przeszkadzaliśmy, i powiedziałam:
– Anno, bardzo nudno upuściłaś tę kaszę. Prawie się nie rozsypała. Upuść tak, żeby wszystko się rozsypało.
Anna spojrzała na mamę. Ta już wszystko zrozumiała, uśmiechnęła się i skinęła głową. Anna wzięła ode mnie torebkę z kaszą.
– Na ziemię?
– Prosto na ziemię!
Anna z euforią rzuciła kaszę na ziemię, a ona się rozsypała.
Nie wiadomo skąd, nadleciały głodne gołębie i rzuciły się do nóg Anny, która piszczała z zachwytu.
– Mamo! Zobacz, ile ich jest! Mamo! Jedzą naszą kaszę! Mamo, jesteśmy w Wenecji!
Śmialiśmy się.
– Wspaniale. Dziękuję pani. Naprawdę mi to pomogło, bo miałam dzisiaj kiepski dzień… – powiedziała mama Anny.
– Zły dzień może w każdej chwili stać się dobrym, a nasze miasto może stać się Wenecją.
– Tak, już to zrozumiałam – śmiała się mama. – Ono już się nią stało…
Przytuliła swoją radosną córkę, a dziewczynka klaskała w dłonie… No cóż, tutaj byłam już niepotrzebna.
Pamiętajcie, każda chwila może się zmienić na lepsze. Pomyślcie i sami będziecie w stanie coś zmienić. Proszę, kochajcie dzieci… Dajcie im prawo do popełniania błędów.