Sprzedamy dom, mamę zaprosimy do siebie

newsempire24.com 5 dni temu

**Dzisiejszy wpis w dzienniku**

Siedziałem w kuchni z moją żoną, Katarzyną. Krzątała się przy piekarniku, gadając bez końca. Ja, szykując się do wyjazdu do pracy, popijałem kawę i patrzyłem przez okno na wschodzące słońce, próbując wyłowić sens z tego, co mówi moja ukochana kobieta.

— Wojtku, słuchasz mnie w ogóle? — nagle jej paznokcie wbiły się w moje ramię.
— No kochanie, oczywiście! — odparłem szybko, odsuwając jej paznokcie. Mimo wszystko, zawsze robiła świetny manicure.
— To powtórz, co właśnie powiedziałam! — w jej oczach pojawiła się lodowata stanowczość.
Westchnąłem.
— Znowu mówisz o sprzedaży domu.
— Tak. A dlaczego?
— jeżeli mama zamieszka z nami, będzie łatwiej. Nie trzeba będzie aż tak oszczędzać.
— Przecież wiesz, iż tam nic nie ma? Po co jej tam żyć? Emerytury nie starcza na rachunki. Dlaczego my mamy za nią płacić? Za co? — w głosie Kasi słychać było pogardę i oburzenie.
Miała już prawie czterdzieści lat i doskonale wiedziała, co robi. Jej niski, lekko zachrypnięty głos czasem mnie hipnotyzował… Nie ten sam co dawniej, kiedy śpiewała jak słowik… ale nadal.

Ja też przekroczyłem czterdziestkę. Przywykłem jednak słuchać Kasi. Zwykle nie kończyło się to źle, a wręcz przeciwnie.
— Mama musi gdzieś mieszkać — wymamrotałem niepewnie.
— Tak. U nas. A dom sprzedamy. Zarobimy, spłacimy kredyty, poprawimy swoją sytuację. I będzie weselej, prawda? — w głosie Kasi brzmiało przekonanie.
Skinąłem głową. Choć jako inżynier budownictwa zarabiałem nieźle, dodatkowe pieniądze nigdy nie zaszkodzą. Poza tym dom był od dawna na moje nazwisko. Płacić za miejsce, w którym nikt nie mieszka, wydawało mi się bez sensu.

— Dobrze, jutro wrzucisz ogłoszenie, zadzwoń też do mamy, niech się pakuje. Jak przyjedzie, znajdziemy kupca — Kasia uśmiechnęła się, pokazując zęby jak drapieżnik, który upolował ofiarę.

* * *

Maria zaczęła dzień jak zwykle. Słońce dawno wstało, a starsza kobieta dopiero się obudziła. Wyszła do ogrodu, by zajrzeć do drzew. Nagle w kieszeni spodni odezwała się stara „Nokia”. Nowych technologii Maria nie uznawała. choćby prostych rzeczy, takich jak obsługa pralki, musiałem jej tłumaczyć po kilka razy.

Tu, na wsi, żyła w swoim rytmie. Czas jakby się zatrzymał. Ulubione gazety, sąsiedzi, emerytura. Wydawało się, iż życie jest dobre.

Ale gdy w słuchawce usłyszała mój głos, serce jej się ścisnęło.

— Cześć, mamo. Posłuchaj, rozmawialiśmy z Kasią i uznaliśmy, iż czas sprzedać twój dom.
— Co?! — Maria wyszła na ganek i ciężko oddychając, usiadła na ławce.
— O co ci chodzi? Po co masz wegetować na wsi? Lepiej zamieszkaj z nami. Za te pieniądze poprawimy sobie byt.
— Proponujesz, żebym z wami mieszkała? Nie będę wam przeszkadzać?
— Mamo! No jak to! Przygotujemy ci pokój, dasz radę. Będziemy żyć jak rodzina. Nie musisz już tak oszczędzać. Same plusy.

Maria zaczęła nerwowo gryźć wargę. Ale ja nie ustępowałem.
— Ogłoszenie już dałem. Pakuj się, jutro przyjadę po twoje rzeczy. Nie zabieraj za dużo, nie chcemy tracić czasu.

Nowe życie stanęło przed Marią jak wyrok. Ja gwałtownie się rozłączyłem, bo przecież „zajęty człowiek”. Ona została sama na ławce, rozmyślając. Od dawna umawialiśmy się, iż płacę rachunki. Miała skromną emeryturę, ale kto by pomyślał, iż wykorzystam to przeciwko niej?

Została bez wyboru. Westchnęła ciężko, pogładziła bolące plecy i wróciła do domu, myśląc o swoim sadzie, w który włożyła tyle serca… I który pewnie już nigdy nie zobaczy.

* * *

Kasia skrzywiła się.
— Maria Michałowo, naprawdę. Mówiłam, żeby nie gotować takich zup. Cała kuchnia śmierdzi.

Z niechęcią otworzyła okno, gwałtownymi ruchami zdradzając irytację. Maria zamarła sięW końcu Maria wróciła na wieś, odnalazła spokój w starym domu, a ja zrozumiałem, iż nie pieniądze, ale rodzina jest najważniejsza.

Idź do oryginalnego materiału