Sprzedamy dom, ale mamę przygarnijmy

twojacena.pl 2 godzin temu

Krzysztof siedział w kuchni razem z żoną, Kingą. Ta akurat krzątała się przy piekarniku, gadając bez przerwy. Krzysztof, szykując się do wyjazdu do pracy, popijał kawę, patrzył przez okno na wschodzące słońce i próbował wyłapać sens z paplaniny swojej ukochanej.

„Krzysiek, słuchasz mnie w ogóle?” – nagle paznokcie Kingi wbiły się w jego ramię.
„Kochanie, oczywiście!” – odparł szybko, próbując delikatnie odsunąć jej dłonie. Manicure zawsze miała idealny.
„To co właśnie powiedziałam?” – w jej oczach pojawił się zimny, wymagający błysk.
Krzysztof westchnął.
„Znowu mówiłaś o sprzedaży domu.”
„No właśnie. A dlaczego?”
„Jeśli zabierzemy mamę do nas, będzie łatwiej. Mniej oszczędności.”
„Ty chyba rozumiesz, iż tam jest kompletna prowincja? Nic dla nas pożytecznego. Po co jej tam siedzieć, skoro emerytury nie starcza na rachunki? Dlaczego to my mamy za nią płacić? Za co?” – w głosie Kingi czuć było pogardę i złość.

Krzysztof miał już ponad czterdzieści lat, ale przyzwyczaił się słuchać Kingi. Zwykle nie prowadziło to do niczego złego, wręcz przeciwnie.
„Mama musi gdzieś mieszkać” – powiedział słabo.
„Może mieszkać z nami. Dom sprzedamy. Zarobimy, spłacimy kredyty, poprawimy sytuację. I będzie weselej, prawda?” – ciągnęła Kinga.
Krzysztof skinął głową. Jego praca inżyniera w budownictwie dawała niezłe zarobki, ale dodatkowe pieniądze nigdy nie zaszkodzą. Tym bardziej iż dom był dawno zapisany na niego. Nie miał ochoty płacić za miejsce, w którym nikt nie mieszka.

„Najwyżej czas – jutro wrzucisz ogłoszenie, zadzwonisz do mamy, żeby się pakowała. Przyjedzie do nas, a kupiec sam się znajdzie” – Kinga nagle się uśmiechnęła, pokazując zęby jak drapieżnica, która upolowała ofiarę.

***

Jadwiga zaczęła dzień jak zwykle. Słońce już dawno wzeszło, a starsza kobieta dopiero się obudziła. Wyszła do ogrodu, żeby popatrzeć na drzewa. Nagle w kieszeni spodni odezwał się stary, przyciszony dzwonek Nokii.

Nowe technologie nie były jej mocną stroną. choćby proste rzeczy, jak obsługa pralki, Krzysztof musiał tłumaczyć kilka razy. Tu, na wsi, czuła się jak w innej czasoprzestrzeni. Życie płynęło spokojnie, bez niepotrzebnych komplikacji.

Jednak gdy w słuchawce usłyszała głos syna, serce ścisnęło jej się boleśnie.
„Cześć, mamo. Posłuchaj, pogadaliśmy z Kingą i stwierdziliśmy, iż czas sprzedać twój dom.”
„Co?!” – Jadwiga wyszła na ganek, ciężko oddychając, i osunęła się na ławkę.
„Co ci się nie podoba? Uznaliśmy, iż nie ma sensu, żebyś tam wegetowała. Lepiej z nami zamieszkasz. Te pieniądze poprawią nam sytuację.”
„Proponujesz mi mieszkać z wami? Nie będę wam przeszkadzać?” – spytała ostrożnie.
„Mamo, no co ty! Oczywiście, iż nie. Dla ciebie też będzie lepiej – nie będziesz musiała tak oszczędzać.”

Jadwiga nerwowo przygryzła wargę, ale syn nie odpuszczał.
„Ogłoszenie już wystawiłem. Pakuj się, w sobotę przyjadę po ciebie i twoje rzeczy. Nie zabieraj za dużo, żeby nie tracić czasu.”

Nowe życie stało przed Jadwigą otworem. Syn gwałtownie się rozłączył – człowiek zajęty. A ona została sama na ławce, rozmyślając. Od dawna ustalali z Krzysztofem, iż płaci rachunki. Jej emerytura była skromna, ale nigdy by nie przypuszczała, iż syn użyje tego przeciwko niej i postawi przed faktem dokonanym.

Z bólem w sercu wróciła do domu, myśląc o ogrodzie, w który włożyła tyle pracy. I wiedziała, iż może go już nigdy nie zobaczyć.

***

Kinga skrzywiła się.
„Pani Jadwigo, no proszę paJadwiga jednak postanowiła nie poddawać się – po cichu spakowała resztę swoich rzeczy, wynajęła małe mieszkanie w Krakowie i odnalazła spokój, a Krzysztof, choć zrozumiał swój błąd, musiał nauczyć się na nowo żyć bez jej obecności.

Idź do oryginalnego materiału