Dom sprzedamy, a mamę — do nas
Seweryn siedział w kuchni razem z żoną, Krystyną. Ta krzątała się przy piekarniku, bez przerwy gawędząc. Seweryn, szykując się do wyjścia do pracy, pił kawę, patrzył przez okno na wschodzące słońce i próbował wyłowić sens z paplaniny swojej ukochanej.
— Sewuś, słuchasz mnie? — paznokcie Krystyny wbiły się nagle w jego ramię.
— No jakże, kochanie! — pośpiesznie odpowiedział, próbując odsunąć jej dłoń. W końcu manicure zawsze miała perfekcyjny.
— To powtórz, co właśnie powiedziałam. — W jej oczach pojawił się zimny, wymagający błysk.
Seweryn westchnął.
— Znowu mówiłaś o sprzedaży domu.
— Tak. A dlaczego?
— jeżeli zabierzemy mamę do nas, będzie nam lżej. Mniej oszczędzać.
— Przecież wiesz, iż tam to adekwatnie pustka? Nic dla nas pożytecznego. Po co jej tam żyć, emerytury nie starcza na opłaty. Dlaczego my mamy za nią płacić? Za co? — W głosie Krystyny było słychać pogardę i oburzenie.
Choć miała już prawie czterdzieści lat i trzeźwo patrzyła na świat, brzmiało to niemal złowieszczo. Ten niski, lekko zachrypnięty głos potrafił zahipnotyzować… Dawno minęły czasy, gdy śpiewała jak słowik, cicho i słodko… Ale wciąż miała w sobie urok.
Seweryn przekroczył już czterdziestkę. Przywykł jednak robić to, co każe Krystyna. Zwykle nie kończyło się to źle — wręcz przeciwnie.
— Mama musi gdzieś mieszkać — słabo zaprotestował Seweryn.
— No właśnie. U nas. A dom sprzedamy. Zarobimy, spłacimy kredyty, poprawimy sytuację. I razem będzie weselej, prawda? — Krystyna uśmiechnęła się nagle, pokazując zęby jak drapieżnica, która znalazła ofiarę.
***
Maria rozpoczęła dzień jak zwykle. Słońce dawno wzeszło, gdy starsza kobieta wstała. Wyszła do ogrodu, by sprawdzić drzewa. Nagle w kieszeni spodni zapiszczała stara Nokia.
Nowe technologie nie były jej do gustu. choćby proste rzeczy, jak obsługa pralki, Seweryn musiał jej tłumaczyć wielokrotnie. A tu, na wsi, panował spokój. Czas jakby się zatrzymał — nic skomplikowanego, nic obcego.
Miała swoje ukochane czasopisma, sąsiadów, emeryturę. Życie wydawało się udane. ale gdy w słuchawce usłyszała głos syna, serce ścisnęło jej się z bólu.
— Cześć, mamo. Słuchaj, pogadaliśmy z Krystyną i uznaliśmy, iż czas sprzedać twój dom.
— Co?! — Maria wyszła na ganek i, ciężko oddychając, opadła na ławkę.
— No co się denerwujesz? Uznaliśmy, iż nie ma sensu, żebyś tam wegetowała. Lepiej zamieszkasz z nami. Te pieniądze poprawią nam byt.
— Proponujesz, żebym z wami mieszkała? Nie będę wam zawadzać?
— Mamo! No co ty! Oczywiście, iż nie. Zrobimy ci pokój, damy, czego zechcesz. Będziemy żyć jak prawdziwa rodzina. Łatwiej ci będzie, nie musisz ciągle oszczędzać. Same plusy.
Maria nerwowo przygryzła wargę. Ale syn nie odpuszczał.
— Już wystawiłem ogłoszenie. Pakuj się, w sobotę przyjadę po ciebie i rzeczy. Nie bierz za dużo, nie chcemy tracić czasu w wożenie.
Nowe życie stanęło przed Marią jak widmo. Syn gwałtownie się rozłączył — człowiek zajęty. Ona została sama na ławce, rozmyślając. Od dawna umawiali się z Sewerynem, iż on opłaca rachunki. Miała skromną emeryturę, ale nie spodziewała się, iż użyje tego przeciwko niej, stawiając przed faktem.
Nie dano jej wyboru. Wzdychając, gładząc bolące plecy, wróciła do domu, myśląc o ogrodzie, w który włożyła tyle serca… I już nigdy nie zobaczy go na własne oczy.
***
Krystyna skrzywiła się.
— Maria Stanisławna, no naprawdę. Mówiłam, żebyś nie gotowała takich zup. Cała kuchnia cuchnie.
Z niezadowoloną miną, ostrymi ruchami zdradzającymi irytację, otworzyła okno. Maria zastygła w bezruchu.
— To co mam jeść? Nie jestem przyzwyczajona do waszego jedzenia — odparła. — Potrzebuję czegoś konkretnego.
— To gotuj normalnie. Makaron, sos, coś takiego. Żeby i nam, i gościom smakowało. — Krystyna odwróciła się z drapieżnym uśmiechem.
— Masz na myśli, żebym gotowała na cały tłum?
— Nie! Gotuj sobie, ale żeby pachniało przyjemnie i wyglądało estetycznie. A nie jak twoje zupy, gdzie sama gęstwina. — Demonstracyjnie nabrała powietrza przy oknie. Wtedy Maria odwróciła się i smutno wyszła do swojego pokoju.
Widać było — to dopiero początek konfliktów. W myślach kobieta westchnęła: “Jeśli tak dalej pójdzie, będę musiała coś zrobić”. Sprzedaż domu wciąż wydawała się szaleństwem.
Tego wieczoru, gdy wszyscy siedzieli w kuchni, a Maria przygotowała przepyszną zapiekankę, telefon Seweryna zadzwonił.
— Tak, słucham? Obejrzeć dom? W weekend? Świetnie, najpierw trzeba zobaczyć.
— Już się znaleźli? — Maria otworzyła szeroko usta.
— No jasne. Cena nie wygórowana. Dom wymaga remontu, od lat nikt tam nie mieszkał. — Seweryn wzruszył ramionami.
— A ty, Sewuś? — matka spojrzała na syna surowo.
— A co Seweryn? Sami nie potraficie rozwiązywać problemów? — wtrąciła się Krystyna. — Powinnaś już myśleć nie o remoncie, Maria Stanisławna, a o spadku dla wnuków.
— A mam wnuki? — Maria boleśnie ukłuła synową.
Krystyna na moment zamilkła, wpatrując się w ścianę.
— Właśnie dlatego ich nie ma — bo warunki mieliśmy zawsze ograniczone.
— Trzypokojowe mieszkanie to ograniczone warunki? — zdziwiła się Maria. — Gdy rodziłam Seweryna, nie miałam choćby kąta w komunalkPo miesiącu Maria wróciła do swojego domu, który cudem nie został sprzedany, a Seweryn w końcu zrozumiał, iż prawdziwa rodzina to nie pieniądze, ale wspólne ciepło i szacunek.