Sprzedaj mieszkanie rodziców albo odejdę: Jak mąż postawił mnie przed wyborem między przeszłością a małżeństwem

newsempire24.com 1 tydzień temu

„Sprzedaj mieszkanie swoich rodziców – albo odchodzę”: jak mój mąż postawił mnie przed wyborem między przeszłością a małżeństwem

Nigdy nie myślałam, iż człowiek, z którym dzielisz dach i chleb, może nagle stać się obcy. Że ten, który przysięgał być podporą, pewnego dnia zepchnie cię w kąt tak ciasny, iż zabraknie tchu. A jednak to właśnie dzieje się w moim życiu. Nazywam się Katarzyna, mam trzydzieści osiem lat, i stoję przed bezlitosnym ultimatum od męża, który kiedyś wydawał się najpewniejszą ostoją na świecie.

Z Pawłem wzięliśmy ślub sześć lat temu. Był już po rozwodzie, miał dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. I od początku wiedziałam, iż wkraczam w trudną historię. Ale się nie bałam. Swoim sercem przyjęła jego dzieci, starałam się być dla nich dobra i uważna. Wspierał je finansowo, i nigdy nie miałam nic przeciwko. Rozumiałam jego obowiązki, nie chciałam stawać między nim a nimi.

Mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu w Krakowie, oboje pracowaliśmy, ale z pieniędzmi zawsze było krucho. Ja jako księgowa, on w warsztacie samochodowym. W pewnym momencie sytuacja stała się dramatyczna: kredyty, zaległe rachunki, ciągłe oszczędzanie na wszystkim. Marzyłam o dziecku, ale wymarzona ciąża nie nadchodziła. Po trzydziestce zaczęliśmy badania. Wyrok lekarzy był okrutny: bezpłodność. Czułam się złamana, ale trzymałam się jako tako.

Wtedy Paweł zaproponował, byśmy przeprowadzili się do jego rodziców na wieś, pod Częstochową. Mówił, iż oni potrzebują pomocy w gospodarstwie, a my zaoszczędzimy. Wahałam się, ale zgodziłam się. Lepiej to niż liczyć każdy grosz do wypłaty. Zamieszkaliśmy w starym, ale przestronnym domu jego rodziców. Było tam spokojnie, świeże powietrze, własne warzywa i kury – ale od pierwszego dnia czułam się tam obco. Teściowa patrzyła na mnie jak na intruza. Każdy mój krok był komentowany, każdy gest – krytykowany.

Wszystko zmieniło się, gdy rok temu zmarł mój ojciec. Razem z mamą straciłyśmy najważniejszego mężczyznę w naszym życiu. Zostawił mi w spadku swoje mieszkanie w Katowicach. Przestronne dwupokojowe, w dobrej dzielnicy. Gdy dopełniły się formalności, po raz pierwszy od lat poczułam, iż znów mam solidny grunt pod nogami. Zaproponowałam Pawłowi przeprowadzkę. Powiedziałam: „To szansa, by zacząć od nowa. Żyć samodzielnie, budować coś swojego.” Ale on odparł stanowczo:

— Nie zostawię rodziców. Liczą na mnie.

Na początku przyjęłam to ze spokojem. Ale miesiąc później rzucił słowa, po których świat się pode mną zawalił:

— Trzeba sprzedać to mieszkanie. Pieniądze zainwestujemy w remont domu moich rodziców. Odnowimy dach, łazienkę, ocieplimy ściany. I tak tu mieszkamy.

Nie wierzyłam słowom.

— Paweł, to przecież mieszkanie mojego taty! Jego praca, jego pamięć. Jak ty to sobie wyobrażasz?

— A jak inaczej? Chcesz dzieci, a my choćby nie mamy normalnych warunków. Zamierzasz trzymać to mieszkanie puste, podczas gdy my żyjemy w wilgotnym domu z pękniętym sufitem?

Próbowałam wytłumaczyć, iż nie mogę ot tak pozbyć się tego, co zostawił mi ojciec. Że to nie metry kwadratowe – to jego miłość, jego troska. Paweł najpierw milczał, potem zaczął naciskać. Z każdym dniem robił się coraz ostrzejszy. Już nie prosił – żądał. A w końcu rzucił:

— Albo sprzedajesz to mieszkanie, albo odchodzę.

Zamarłam. Postawił mi ultimatum. Szantażował. Niszczył moją pamięć, moją więź, moją przeszłość. Wszystko po to, by włożyć pieniądze w dom jego rodziców – nie nasz. Nie w naszą przyszłość. Tylko w życie, w którym i tak byłam intruzem.

Teraz krążę po pokoju i nie wiem, jak oddychać. Moja mama płacze. Mówi, iż tata nigdy by na to nie pozwolił. Że żyliśmy w zgodzie, a to mieszkanie było jego ostatnim „jestem przy tobie”. A ja? Rozpadam się. W głowie chaos. Serce pęka, bo wciąż kocham Pawła. Ale on patrzy na mnie jak na lokatę, którą trzeba natychmiast wypłacić.

Nie wiem, co zrobić. Sprzedać – to zdrada. Nie sprzedać – zostać sama? Ale człowiek, który stawia ultimatum, już jest zdradą. Czy można żyć, gdy miłość mierzy się metrami kwadratowymi i kosztorysem remontu?

Teraz stoję w ślepym zaułku. Po raz pierwszy w życiu nie mam pojęcia, co robić. Ale jedno wiem na pewno – już nie poświęcę siebie dla czyjegoś komfortu. choćby jeżeli ten „ktoś” to mój mąż.

Idź do oryginalnego materiału