„Sprzedaj mieszkanie rodziców albo odchodzę”: jak mąż postawił mnie przed wyborem między przeszłością a małżeństwem.

twojacena.pl 5 dni temu

„Sprzedaj mieszkanie rodziców — albo odchodzę”: jak mój mąż postawił mnie przed wyborem między przeszłością a małżeństwem

Nigdy nie sądziłam, iż człowiek, z którym dzieliłam dach i chleb, nagle stanie się obcy. Że ten, który przysięgał być podporą, pewnego dnia przyciśnie mnie do muru, aż zabraknie tchu. A jednak to właśnie dzieje się w moim życiu. Nazywam się Kinga, mam trzydzieści osiem lat i stoję przed bezlitosnym ultimatum od męża, który kiedyś wydawał mi się najpewniejszą ostoją.

Z Bartkiem wzięliśmy ślub sześć lat temu. Był już po rozwodzie, miał dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Wiedziałam, iż wchodzę w trudną sytuację, ale mnie to nie przerażało. Przyjęłam jego dzieci jak własne, starałam się być dla nich dobra i wyrozumiała. On wspierał je finansowo, a ja nigdy nie protestowałam. Rozumiałam jego zobowiązania i nie chciałam stawać między nim a nimi.

Mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu w Poznaniu, oboje pracowaliśmy, ale pieniędzy zawsze brakowało. Ja byłam księgową, on mechanikiem w warsztacie. W pewnym momencie sytuacja stała się krytyczna: kredyty, zaległe rachunki, ciągłe oszczędzanie na wszystkim. Marzyłam o własnym dziecku, ale upragniona ciąża nie nadchodziła. Po trzydziestce zaczęliśmy badania. Diagnoza lekarzy była brutalna: bezpłodność. Było mi ciężko, ale starałam się trzymać.

Wtedy Bartek zaproponował, byśmy przeprowadzili się do rodziców pod Lubin. Twierdził, iż oni potrzebują pomocy w gospodarstwie, a my zaoszczędzimy. Wahałam się, ale w końcu się zgodziłam. Lepiej niż liczyć każdą złotówkę do wypłaty. Zamieszkaliśmy w starym, ale przestronnym domu jego rodziców. Było tam cicho, świeże powietrze, własne warzywa i kury — ale od pierwszego dnia czułam się tam obco. Teściowa patrzyła na mnie jak na intruza. Każdy mój krok był komentowany, każdy gest krytykowany.

Wszystko się zmieniło, gdy rok temu zmarł mój ojciec. Razem z mamą straciłyśmy najbliższego człowieka. Zostawił mi w spadku swoje mieszkanie w Gliwicach. Przestronne dwa pokoje w dobrej dzielnicy. Gdy dokumenty zostały sfinalizowane, po raz pierwszy od dawna poczułam, iż mam pod nogami solidny grunt. Zaproponowałam Bartkowi przeprowadzkę. Powiedziałam: „To nasza szansa, by zacząć od nowa. Żyć po swojemu.” Ale on odparł stanowczo:

— Nie zostawię rodziców. Liczą na mnie.

Na początku przyjęłam to ze zrozumieniem. Ale miesiąc później rzucił słowa, które odebrały mi ziemię pod nogami:

— Trzeba sprzedać to mieszkanie. Pieniądze włożymy w remont domu rodziców. Od razu naprawimy dach, łazienkę, ocieplimy ściany. I tak tu mieszkamy.

Nie wierzyłam własnym uszom.

— Bartek, to przecież mieszkanie mojego taty! Jego trud, jego pamięć. Jak ty to sobie wyobrażasz?

— A jak inaczej? Chcesz dzieci, a my nie mamy choćby warunków. Co, będziesz trzymać pustostan, podczas gdy my siedzimy w wilgotnym domu z pękającym sufitem?

Tłumaczyłam, iż nie mogę tak po prostu pozbyć się tego, co zostawił mi ojciec. Że to nie tylko metry — to jego miłość i troska. Bartek najpierw milczał, potem zaczął nalegać. Z każdym dniem stawał się twardszy. Już nie prosił — żądał. Aż w końcu powiedział:

— Albo sprzedajesz to mieszkanie, albo odchodzę.

Zdrętwiałam. Postawił mi ultimatum. Szantażował. Rozbijał moją pamięć, moje przywiązanie, moją przeszłość. Tylko po to, by włożyć pieniądze w dom jego rodziców — nie nasz. Nie w naszą przyszłość. Tylko w tę rzeczywistość, w której i tak byłam intruzem.

Teraz chodzę po pokoju i nie wiem, jak oddychać. Moja mama płacze. Mówi, iż tata nigdy by na to nie pozwolił. Że żyliśmy w zgodzie, a to mieszkanie to jego ostatnie „jestem przy tobie”. A ja? Rozpadam się. W głowie mam chaos. Serce pęka, bo wciąż go kocham. Ale on patrzy na mnie jak na lokatę, którą trzeba wypłacić.

Nie wiem, co zrobić. Sprzedać — to zdrada. Nie sprzedać — zostać sama? Ale czy człowiek, który stawia ultimatum, nie jest już zdradą? Jak żyć, gdy miłość mierzy się metrami i kosztorysem?

Teraz stoję w martwym punkcie. Po raz pierwszy w życiu nie mam pojęcia, co wybrać. Ale wiem jedno — już nie zamierzam poświęcać siebie dla cudzego komfortu. choćby jeżeli ten „obcy” to mój mąż.

Idź do oryginalnego materiału