Sprawiedliwość dla niej: opowieść rozpoczynająca się zdradą

polregion.pl 1 dzień temu

Sprawiedliwość dla Wioletty: historia, która zaczęła się od zdrady

— Dlaczego pozwalasz mu tak się z tobą obchodzić, Wiolu? Nie jesteś jego własnością! Jesteś silna, możesz się uwolnić — szepnęła Ola, zwinięta w kłębek na kanapie.

Wioletta ciężko westchnęła i cicho odparła:

— To mój ojciec. Ma papier z podpisem i pieczęcią, gdzie czarno na białym stoi: „niepoczytalna”. Dlatego tu jestem. To nie jest zwykły człowiek z pieniędzmi — to człowiek z władzą. Nieważne, jak będę uciekać, i tak mnie znajdzie. To koło się nie zamknie…

— W takim razie, póki tu jesteś — pomóż mi. Zapłacę ci, wszystko uczciwie. Po sprawiedliwości — mrugnęła porozumiewawczo Wioletta.

— Pomogłabym ci i tak — uśmiechnęła się Ola. — Ale nie odmówię. Pieniądze przydadzą mi się, gdy znów będę wolna. Nie potrzebuję magii, by zrozumieć, co się dzieje. Ale by potwierdzić sen — potrzebuję twojego włosa.

Ola gwałtownie wyjęła malutki nożyk i zręcznie odcięła kilka kosmyków.

— Tej nocy wszystko się wyjaśni. Jakie ziele ci podsunięto, dlaczego zamiast ochrony dostałaś zieloną melancholię — to odkryjemy.

Następnego ranka Wioletta nie mogła znaleźć Oli. Ta unikała jej, chowała się po kątach, znikała na zabiegach.

— Dlaczego przede mną uciekasz? — złapała ją Wioletta w ogrodzie. — Mówiłyśmy przecież!

— Nie uwierzysz mi — mruknęła ponuro Ola. — Pomyślisz, iż opowiadam bajki za pieniądze.

— Dobrze, koniec. Mów, co widziałaś.

Ola odprowadziła Wiolettę w najustronniejszą alejkę i usiadła obok.

— Słuchaj uważnie. Śniło mi się…

Krzysztof przeciągnął się leniwie w łóżku.

— Wstawaj, śpiochu! Znalazłam nową ofiarę.

— Daj mi się wyspać… — jęknął.

— Wyśpisz się później. Teraz słuchaj. Oto gazeta. Widzisz tę kobietę? To nasz przyszły łup. Nazywa się Wioletta. Współwłaścicielka korporacji, bez rodziny, oprócz… przyszłego męża. jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem — będziesz nim ty.

— Ożenić się? — zaschło w gardle Krzysztofowi.

— Tak. Ale najpierw — rozkochaj. Bądź troskliwy, skromny, niby biedny, ale pracowity. Pociągnie się do ciebie, zacznie pomagać, zainwestuje w twój „biznes”.

— A potem wszystko spłynę? I ty się pojawisz?

— Tak, kochanie — głaskała go po głowie Alicja. — A gdy zgodzi się na rytuał, myśląc, iż pomaga tobie — wsunę jej klątwę. Demon pożre jej rozum. Potem — „nieszczęśliwy wypadek”. Cały spadek twój.

— jeżeli się uda…

— Damy radę. Mamy magię. Ty i ja.

Gdy Ola skończyła, Wioletta milczała, zaciskając usta.

— No i co powiesz? — nie wytrzymała dziewczyna.

— Powiem, iż zacznę działać. Najpierw pozbędziemy się demona. Potem — rozliczenie.

— Ostrzegam: jeżeli będziesz zwlekać, uciekną. Tacy nie czekają.

— Jestem gotowa. Pomóż mi go wypędzić.

Ola znów odcięła kosmyk.

— Bądź przygotowana. Gdy odejdzie, Alicja to poczuje. Będziesz miała mało czasu.

Nocą Wioletta prawie nie zmrużyła oka. Trzęsła się, budziła, szepty brzmiały jej wprost w uchu. Ale rano — wszystko zniknęło. Świat stał się jaśniejszy. Ludzie — zwyczajni.

— Milena! On odszedł! — rzuciła się do pokoju przyjaciółki. Ale Olę zabrano do innej sali. Coś się stało tej nocy.

— Gdy tylko poczuje się lepiej, wróci — obiecała pielęgniarka.

Wioletta nie mogła się dodzwonić ani do Alicji, ani do Krzysztofa. Telefony milczały. Uciekli. Ale teraz ważniejsza była ucieczka stąd. I podziękowanie Oli.

— Żyjesz! — radośnie krzyknęła Wioletta, gdy Ola wróciła.

— Zdążyłam. Odesłałam demona, ale sama ledwie nie zostałam tam z nim — zachichotała ochryple. — A u ciebie?

— Odeszli. Zniknęli. Dochodzę do siebie. Lekarz mówi — niedługo wypiszą.

— A ja zostanę. Tatuś przedłużył. Ale przyjedziesz do mnie, tak?

— Oczywiście. A telefon?

— Oto mój sposób — Ola znów wyjęła nóż, odcięła warkoczyk i podała. — Położysz pod poduszkę — usłyszę.

— A zemsta?

— Nie chcę brudzić rąk. Chcę, żeby wszystko było po sprawiedliwości.

— Więc zaufaj mnie. Poproszę o to tych, co wyżej. Niech osądzą, kto na co zasłużył.

Pół roku później

Wioletta siedziała na kanapie z kieliszkiem wina. W rękach trzymała teczkę od prywatnego detektywa.

Alicja i Krzysztof uciekli. Wioletta wróciła do pustego mieszkania. Konta były puste. Wszystko, co włożyła w „biznes” — wyparowało.

Alicja rzuciła pracę i przepadła. Z Krzysztofem odlecieli. Ale sielanka gwałtownie się skończyła. Pieniądze nie uratowały. Pokłócili się. Podzielili łup — i rozeszli się.

Alicja natrafiła nie na tego. Detektyw powiedział, iż znaleziono ją… a może i nie. Prawdopodobnie — dno oceanu.

— Magia ci nie pomogła, Alicjo — szepnęła Wioletta.

A Krzysztof? Znowu wplątał się w oszustwa. Przegrał. Znalazł się w długu. Nie miał czym spłacić. Ostatnią wartościową rzeczą, jaką miał, były… organy.

— Ale komuś życie uratował… — pochyliła głowę Wioletta. — Wszystko po sprawiedliwości.

A Ola? Teraz mieszkała w głuchym lesie, gdzie ojciec Wioletty chciał kiedyś budować dacze. Wioletta podarowała jej działkę. Schronienie. Azyl. Dom.

Wioletta wyjęła z puzderka warkoczyk i uśmiechnęła się:

— No cóż, przyjaciółko… Pogadamy? niedługo przyjadę. Wakacje będą magiczne…

Idź do oryginalnego materiału