Dziś znów myślę o sprawiedliwości dla Weroniki. Jak to się wszystko zaczęło? Od zdrady, oczywiście.
— Dlaczego mu na to pozwalasz, Wera? Nie jesteś jego własnością! Jesteś silna, możesz się uwolnić — szeptała Kinga, zwinięta w kłębek na kanapie.
Weronika westchnęła ciężko i odparła cicho:
— To mój ojciec. Ma papier z podpisem i pieczątką, gdzie czarno na białym stoi: „niepoczytalna”. Dlatego tu jestem. To nie tylko człowiek z pieniędzmi — to człowiek z władzą. Nie ważne, jak daleko ucieknę, i tak mnie znajdzie. To błędne koło…
— Skoro już tu jesteś — pomóż mi. Zapłacę ci, wszystko w porządku. Sprawiedliwie — Kinga mrugnęła porozumiewawczo.
— Pomogłabym ci tak czy siak — uśmiechnęła się Weronika. — Ale nie odmówię. Pieniądze się przydadzą, gdy znów będę wolna. Nie potrzebuję magii, by wiedzieć, co się dzieje. Ale do potwierdzenia snu — potrzebuję twojego włosa.
Kinga gwałtownie wyjęła malutki nożyk i sprawnie odcięła kilka kosmyków.
— Dziś w nocy wszystko się wyjaśni. Co ci podano, czemu zamiast ochrony dostałaś zieloną melancholię — odkryjemy.
Następnego ranka Weronika nie mogła znaleźć Kingi. Ta unikała jej, chowała się po kątach, znikała na zabiegach.
— Dlaczego przede mną uciekasz? — złapała ją Weronika w ogrodzie. — Przecież się umówiłyśmy!
— Nie uwierzysz mi — szepnęła ponuro Kinga. — Pomyślisz, iż opowiadam bajki dla forsy.
— Dość gadania. Mów, co widziałaś.
Kinga zaprowadziła Weronikę w najdalszą alejkę i usiadła obok.
— Słuchaj uważnie. Śniło mi się…
Bartek rozkosznie przeciągnął się w łóżku.
— Wstawaj, śpiochu! Znalazłam nową ofiarę.
— Daj mi się wyspać… — jęknął.
— Wyśpisz się później. Teraz słuchaj. Oto gazeta. Widzisz tę kobietę? To nasz kolejny łup. Nazywa się Weronika. Współwłaścicielka korporacji, bez rodziny… poza przyszłym mężem. jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem — zostaniesz nim ty.
— Ożenić się? — zaschło mu w gardle.
— Tak. Ale najpierw — rozkochaj ją. Bądź troskliwy, skromny, niby biedny, ale pracowity. Zacznie ci pomagać, zainwestuje w twój „biznes”.
— A potem wszystko spłynę? I wtedy się pojawisz?
— Tak, kochanie — głaskała go po głowie Ola. — A gdy zgodzi się na rytuał, myśląc, iż tobie pomaga — podsunę jej klątwę. Demon pożre jej rozum. Potem — „nieszczęśliwy wypadek”. Cały spadek twój.
— jeżeli się uda…
— Uda się. Mamy magię. I ciebie, i mnie.
Gdy Kinga skończyła, Weronika milczała, zaciskając usta.
— I co powiesz? — nie wytrzymała Kinga.
— Powiem, iż zaczynam działać. Najpierw pozbędziemy się demona. Potem — zemsta.
— Ostrzegam: jeżeli zwlekniesz, uciekną. Tacy nie czekają.
— Jestem gotowa. Pomóż mi go wypędzić.
Kinga znów odcięła kosmyk.
— Bądź gotowa. Gdy odejdzie, Ola to poczuje. Będziesz miała mało czasu.
Nocą Weronika ledwo zmrużyła oczy. Trzęsła się, budziła, szepty brzmiały jej w uszach. ale rankiem — wszystko zniknęło. Świat stał się jaśniejszy. Ludzie — zwyczajni.
— Milena! Odszedł! — wpadła do pokoju przyjaciółki. ale Kingę przeniesiono do innej sali. Coś się stało tej nocy.
— Gdy się poprawi, wróci — obiecała pielęgniarka.
Weronika nie mogła się dodzwonić ani do Oli, ani do Bartka. Telefony milczały. Uciekli. Ale teraz ważniejsze było wyjść stąd. I podziękować Kindze.
— Żyjesz! — krzyknęła radośnie Weronika, gdy Kinga wróciła.
— Zdążyłam. Odesłałam demona, ale mało nie zostałam tam z nim — zachichotała ochryple. — A u ciebie?
— Zniknęli. Odchodzę do siebie. Lekarz mówi — niedługo wypiszą.
— A ja zostanę. Ojciec przedłużył. Ale przyjedziesz, tak?
— Oczywiście. A telefon?
— Oto mój sposób — Kinga znów wyciągnęła nożyk, odcięła warkoczyk i podała. — Włożysz pod poduszkę — usłyszę.
— A zemsta?
— Nie chcę brudzić rąk. Chcę, by sprawiedliwość zatriumfowała.
— Więc zaufaj mi. Poproszę o to tych, co stoją wyżej. Niech osądzą, co za co się należy.
Pół roku później
Weronika siedziała na kanapie z kieliszkiem wina. W rękach — teczka od detektywa.
Ola i Bartek uciekli. Weronika wróciła do pustego mieszkania. Konta były puste. Wszystko, co włożyła w „biznes” — wyparowało.
Ola rzuciła pracę i zniknęła. Z Bartkiem odlecieli. ale sielanka gwałtownie się skończyła. Pieniądze nie pomogły. Pokłócili się. Podzielili łup — i rozstali.
Ola natknęła się na niewłaściwą osobę. Detektyw powiedział, iż znaleziono ją… lub nie. Prawdopodobnie — dno oceanu.
— Magia ci nie pomogła, Ola — szepnęła Weronika.
A Bartek? Znów wplątał się w oszustwa. Przegrał. Został z długami. Nie miał czym spłacić. Jedyną wartościową rzeczą, jaka mu została, były… organy.
— Ale komuś życie uratował… — Weronika pochyliła głowę. — Wszystko sprawiedliwie.
A Kinga? Teraz mieszkała w głuszy, gdzie ojciec Weroniki chciał budować dacze. Weronika podarowała jej działkę. Schronienie. Dom.
Weronika wyjęła z szkatułki warkoczyk i uśmiechnęła się:
— No to co, przyjaciółko… Pogadamy? Niedługo przyjadę. Będzie magiczny urlop…