Ola zasnęła dopiero nad ranem. Gdy otworzyła oczy, pokój zalewało słoneczne światło, przy łóżku stał Marek i się uśmiechał.
– Całą noc na ciebie czekałam. Gdzie byłeś?
– Moja mała, widzisz, nic mi się nie stało. Ogarnij się, pójdziemy gdzieś na śniadanie – powiedział Marek.
Na dworze było ciepło jak w środku lata.
– Loda chcesz? – Nie czekając na odpowiedź, Marek podszedł do kiosku i kupił ulubiony lód Oli – karmelowy w vaszce.
– Jesteś w dobrym humorze. Wygrałeś w karty? – zapytała Ola, zlizując czubek lodów.
– Nie zgadłaś. Wpadłem na pewien pomysł. I do jego realizacji potrzebuję twojej pomocy.
– Ale ty nigdy mnie nie brałeś ze sobą. Co mam robić?
– Nic. Po prostu musisz być przy mnie. Ale jeżeli nie chcesz, poradzę sobie sam.
– Nie, idę z tobą – gwałtownie zgodziła się Ola.
– Wiedziałem, iż się zgodzisz. Możesz wybierać już białą sukienkę – powiedział Marek z pobłażliwym uśmiechem, w świetnym nastroju.
– Naprawdę? Robisz mi oświadczyny? – ucieszyła się dziewczyna i choćby zapomniała o lodzie w ręce.
Żadnej kobiecie Marek nie pozwalał choćby zająknąć się o małżeństwie. Ale Ola była inna. Stała się jego talizmanem, przynosiła szczęście. Rok temu wyrwał ją z rąk trzech chuliganów.
Ola mieszkała z matką w małym miasteczku. Po odejściu ojca, matka zaczęła pić. Stało się jeszcze gorzej, gdy wprowadziła do domu mężczyznę i oznajmiła, iż będzie z nimi mieszkał. Współlokator z nieskrytą fascynacją zerkał na Olę, a pewnego razu próbował ją zaprosić do łóżka. Dziewczyna uciekła, wsiadła w pociąg i znalazła się w dużym mieście.
Bez pieniędzy, bez rodziny. Co robić? Gdzie iść? Jej zagubionym wyglądem zainteresowała się banda chłopaków, która kręciła się po dworcu w poszukiwaniu łatwych ofiar. Mogło się to dla Oli skończyć bardzo źle, ale na jej krzyk przybiegł Marek i odgonił chuliganów. Od tamtej pory byli razem.
Ola zakochała się w Marku. Wysoki, wysportowany, dobrze ubrany, przystojny i uśmiechnięty – samym wyglądem wzbudzał zaufanie. Z nim czuła się bezpiecznie, choć Marek nie ukrywał, iż zajmuje się niezbyt uczciwymi interesami. Ale nigdy jej w to nie wciągał.
Usiedli na ławce nad Wisłą. Lód gwałtownie topniał w słońcu, wafel rozmókł, słodka woda polała się na dłoń, spłynęła po nadgarstku i skapnęła na brzeg sukienki.
– Cholera! – Ola zerwała się z ławki i odsunęła rękę z lodem, żeby się nie pobrudzić jeszcze bardziej.
– No wyrzuć to już – leniwie mrużąc oczy w słońcu, jak najedzony kot, powiedział Marek.
Ola rzuciła rozmoknięty wafel do kosza, zlizała resztki z ręki. *”Jaka ona jeszcze dziecinna”* – pomyślał Marek z czułością.
– Sprawa jest intratna, ale trzeba wszystko dokładnie przemyśleć. Błąd wykluczony. Facecie z narzeczoną będzie łatwiej uwierzyć niż samemu mnie.
– Z narzeczoną? – powtórzyła Ola, znów siadając na ławce.
– Ty jesteś moją narzeczoną. – Marek objął ją za ramiona, a ona przytuliła się do niego.
– Wczoraj przypadkiem dowiedziałem się o jednej starej, trochę zakręconej babci. Nie ma nikogo. Mąż dawno umarł, a jedyny syn zginął kilka lat temu w misji wojskowej. Ciągle o tym zapomina i wieczorami czeka na niego z pracy. Na palcu nosi pierścień, nigdy go nie zdejmuje. Myślę, iż takich rzeczy ma więcej. Mąż był ważnym gościem.
– Chcesz ukraść jej biżuterię? – domyśliła się Ola.
– Nie, nie chcę hałasu. Ona sama nam ją odda. Zgłosimy się do niej jako wnuk z narzeczoną. Kapujesz? Twoim zadaniem jest sprawić, żeby miała ochotę podarować ci na ślub swoje błyskotki.
Marek miał swoje zasady. Oli zrobiło się szkoda staruszki. Jedna rzecz to oszukiwać bogatych urzędników i ich żony, a inna – samotną, ufną kobietę. Ola zamyśliła się.
– Kup skromną sukienkę, która na pewno się jej spodoba – nie zauważając jej zadumy, powiedział Marek.
– A jeżeli się zorientuje? Nie rozpozna w cięOla spojrzała na Marka, wzięła głęboki oddech i powiedziała: „Nie, nie możemy tego zrobić – zostaję z nią, a ty możesz iść sam”.