Słowenia ma to do siebie, iż bez trudu da się w niej znaleźć idealne plenery fotograficzne. Pewne miejsca urosły do rangi swoistych mekk, do których pielgrzymują spragnieni pięknych kadrów fotografowie. Jamnik, a raczej znajdujący się tam kościółek, jest właśnie takim miejscem. Ale kilkanaście kilometrów od niego wznosi się Spomenik Dražgoše, o którego istnieniu wie zdecydowanie mniej osób. Postanowiliśmy odwiedzić obie atrakcje podczas czerwcowej wizyty w Słowenii.
Spomenik Dražgoše
W Słowenii znaleźć można sporo pamiątek po Jugosławii. Np. Villę Bled, w której zobaczyć można (pod warunkiem, iż zatrzymacie się w tym hotelu na noc) apartament Tity czy namalowany na jego zlecenie mural. Ale jugosłowiańskich śladów jest na terenie Słowenii znacznie więcej. Można tu też trafić na spomeniki. A jak wiecie, my je uwielbiamy i podczas każdej podróży staramy się dorzucić do naszej kolekcji kolejny monument. Kiedy więc trafiliśmy na informacje o Spomeniku Dražgoše, to od razu postanowiliśmy się do niego udać.
Historia pomnika
Monument ten powstał dla upamiętnienia batalionu Cankar, który wykazał się podczas bitwy pod Dražgoše w 1942 r. W jej trakcie 200 partyzantów zmierzyło się z 2000 niemieckich żołnierzy. Oczywiście nie mieli szansy w tym starciu (część z nich uciekło, część została zabita), ale ich opór uznawany był za jeden z bardziej zaciekłych i większych, z jakimi Niemcy mieli do czynienia w tej części Europy. We wrześniu 1972 r. władze gminy Dražgoše podjęły decyzję o budowie pomnika. Ogłoszono konkurs i trzy lata później rozpoczęły się prace. Wygrała propozycja autorstwa rzeźbiarza Stojana Batiča i jego współtowarzyszy (architekta i malarza). Pomnik powstał na zboczu góry, przy serpentynach wiodących do Dražgoše, skąd rozpościera się przepiękny widok na góry i leżącą w dole dolinę z miejscowością Železniki.
Struktura pomnika
Jak to zwykle w przypadku jugosłowiańskich spomeników bywa, miały one pełnić kilka funkcji. Podobnie jest w tym przypadku. Dlatego monument składa się z kilku elementów. Z szosy schodzi się najpierw do promenady, która biegnie do samego pomnika. Warto jednak na chwilę odwrócić się do niego plecami, by zobaczyć wbudowaną w zbocze góry wnękę. To w niej znajduje się mozaika autorstwa Stojana Batiča. W mocno obrazowy sposób ukazuje ona walki, jakie toczono podczas bitwy pod Dražgoše. Wspomniana wcześniej aleja doprowadza do głównej części parku pamięci. Pomnik składa się z trzech poziomów. Na samym dole znajdują się tablice upamiętniające wydarzenia z czasów II wojny światowej. Część środkowa to miejsce z rzeźbami, zaś trzeci, górny poziom, to rodzaj tarasu widokowego, z którego można podziwiać całą okolicę.
Nasze wrażenia
To, na co przede wszystkim zwróciliśmy uwagę, to iż pomnik jest w doskonałym stanie. Widać, iż lokalne władze cały czas go doglądają. Włączając w to fakt, iż choćby trawa wokół niego była skoszona. Również mozaika jest świetnie zachowana i chyba regularnie konserwowana. Jest to miła odmiana po wielu, niesamowitych, ale niszczejących pomnikach, jakie mieliśmy okazję odwiedzić w innych, bałkańskich krajach. Sam Spomenik Dražgoše ma też naprawdę intrygującą architekturę, która mimo wszystko całkiem nieźle współgra z otaczającym go krajobrazem. A widoki są stamtąd naprawdę przepiękne. choćby przy nieco pochmurnej i niezbyt idealnej pogodzie.
Jamnik
Obstawiamy, iż nazwa Jamnik nie jest Wam w kontekście Słowenii obca. W szczególności, iż znajdujący się tam kościółek jest… jednym z częściej fotografowanych miejsc w Słowenii. A na pewno cieszy się ogromną popularnością wśród licznie przybywających do tego kraju fotografów. Z czego wynika fenomen Jamnika (aż się zrymowało)? Przede wszystkim z faktu, iż kościół (Cerkev Svetega Primoža in Felicijana) stoi na wąskim, górskim grzbiecie, który porasta łąka, a nieco niżej las. Tłem dla świątyni są alpejskie szczyty. Całość tworzy niesamowitą scenerię, która w zależności od pory roku czy dnia potrafi zgotować niezapomniane wrażenia wizualne.
Nasza wizyta i wrażenia
Do Jamnika przyjechaliśmy bezpośrednio z Dražgoše. Oba miejsca dzieli dystans kilkunastu kilometrów. Już sam przejazd z jednej miejscowości do drugiej pozwala podziwiać naprawdę niesamowite widoki. Na miejscu parkujemy przy szosie (w samej wsi wszędzie są zakazy parkowania) i na piechotę idziemy w stronę kościoła. Generalnie pogoda tego dnia nie zgotowała nam tak epickich widoków, jak na oglądanych przez lata zdjęciach w internecie. Ale i tak było niesamowicie klimatycznie. Bo pochmurne niebo wydobywało intensywność z wszechogarniającej zewsząd zieleni. I choć wyższe szczyty nieco się przed nami ukryły, to panorama i tak zrobiła na nas ogromne wrażenie. Co chyba najważniejsze, byliśmy tam sami – nie spotkaliśmy ani jednego turysty.