W małym miasteczku nad Wisłą, gdzie stare lipy szeptały z wiatrem, Jadwiga przyrządzała rosół. Zapach przypraw wypełniał kuchnię, a za oknem dogasał zachód słońca. Nagle ciszę przerwał dzwonek telefonu. To był jej wnuk Jakub.
– Babciu, cześć! Dziadek nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli jutro wpadniemy? Tylko iż nie sam – w jego głosie czaiła się tajemnica, która ścisnęła Jadwidze serce.
– Oczywiście, przyjdźcie! Ale z kim? – w jej tonie pobrzmiewało zarówno zaciekawienie, jak i lekkie wzruszenie.
– To niespodzianka – odparł chytrze Jakub i rozłączył się.
Następnego dnia rozległo się pukanie do drzwi. Jadwiga, wycierając ręce w fartuch, pospieszyła otworzyć. Na progu stał Jakub, a obok niego nieznajoma dziewczyna z nieśmiałym uśmiechem.
– Babciu, to Ola – przedstawił ją wnuk, a w jego oczach błysnęła iskra. Jadwiga, usłyszawszy imię, zastygła, jakby czas się zatrzymał.
Zwykle po szkole do Jadwigi i jej męża Stanisława zaglądali wnukowie. Starsza Zosia, ledwo przekroczywszy próg, rzucała się do dziadka:
– Dziadku, totalnie nie ogarniam matmy! Pomóżesz?
Stanisław, odkładając gazetę, odpowiadał z uśmiechem:
– No, co tam masz za problem? Bierz zeszyt, razem poszukamy rozwiązania. To przecież proste, patrz: tu równanie, tu przenosimy… No i co, rozumiesz? Jak to zrobić? – Spoglądał na wnuczkę z dumą. – Brawo, Zosiu! Samodzielnie to rozpracowałaś! A mówiłaś, iż trudne. Moja mądralińska, a do tego piękna jak róża!
Stanisław podziwiał Zosię – była jak żywy obraz młodej Jadwigi! Te same uparte błyski w oczach, ta sama zawziętość w dążeniu do celu, choćby gdy sił brakowało. Policzki płonące, a uśmiech – dokładnie taki, jaki miała Jadwiga, gdy się poznali.
– No co, gramy w warcaby? – mrugnął Stanisław.
– Dziadku, przecież ostatnio przegrałam – zawahała się Zosia.
– I co? Raz przegrałaś, więc rezygnujesz? No to nie, daj spokój – odparł ze sprytnym uśmieszkiem.
– Nie, gramy! Gdzie warcaby? – Zosia już rozkładała planszę. – Wybieraj! Moje są czarne! Dzisiaj cię rozniosę, a potem zagramy na gitarze, zgoda?
A młodszy wnuk, Jakub, zawsze biegł do Jadwigi. Stanisława się trochę obawiał – dziadek był surowy, ale sprawiedliwy.
– Babciu, pomóż z polskim, znów nawaliłem, dostałem czwórkę – szeptał Jakub, spuszczając wzrok. – Dziadkowi nie mów, poprawię, dobrze? A co na kolację? Barszcz? Uwielbiam! Babciu, patrz, jak piszę, wtedy na pewno będzie czytelnie.
Jadwiga, siadając obok, obserwowała, jak Jakub mozolnie kreśli litery. Wnuk był kopią Stanisława – ten sam przenikliwy wzrok, ta sama żyłka do kombinowania. Już w wieku pięciu lat Jakub liczył do stu, dodawał i odejmował jak dorosły.
– Babciu, patrz, wyszło! – Jakub uniósł zeszyt. – Schludnie, ładnie! To dzięki tobie! – Objął ją. – A wiesz, dlaczego przyszedłem sam? Chciałem zrobić niespodziankę – kupiłem drożdżówki z jagodami dla wszystkich! Tata dał mi pieniądze na obiad, a ja zaoszczędziłem.
– Ach, ty mój złotko! Zawołaj dziadka i Zosię, zjemy kolację, a potem herbata z twoimi drożdżówkami.
– Czekaj, babciu, pozostało sekret – Jakub przysunął się bliżej i szepnął: – Podoba mi się jedna dziewczyna z klasy, Ola. Chcę jej kupić perfumy, o których marzy. Już sobie oszczędzam.
– Serio, kochanie? A Ola się z tobą przyjaźni?
– Nie, babciu, przecież jestem jeszcze mały – westchnął.
– Ona starsza? Jesteście przecież w jednej klasie.
– Nie, ja jestem starszy, mam dziesięć lat, a ona dziewięć i pół. Ale jest ode mnie wyższa, babciu, dużo wyższa. Jak dam jej perfumy, może się we mnie zakocha?
Jadwiga uśmiechnęła się:
– Oczywiście, iż się zakocha! Przecież jesteś takim chłopakiem! A wzrost to rzecz drugorzędna, przecież trenujesz koszykówkę. My z dziadkiem dołożymy się do tych perfum, nie martw się. A teraz wołaj wszystkich do stołu!
Czas płynie nieubłaganie. Zosia skończyła szkołę i wyjechała na studia do Krakowa. Jakub jest już w maturalnej klasie, zajęty po uszy – egzaminy tuż-tuż, treningi koszykówki. Ale raz w tygodniu wciąż wpada do babci i dziadka. Podrósł, stał się samodzielny, postawny jak Stanisław za młodu.
Wczoraj wieczorem zadzwonił, głos mu drżał z emocji:
– Babciu, dziadek się nie obrazi, jeżeli jutro wpadniemy? Tylko iż nie sami. Niespodzianka! Jutro wszystko wyjaśnię.
– Z dziewczyną przyjdzie, czuję to – szepnęła Jadwiga do Stanisława, odkładając słuchawkę.
– No to, Jaduś, załóż tę niebieską sukienkę, w niej wyglądasz jak dziewczyna. A dla mnie znajdź tę koszulę, jeansy włożę. Musimy wyglądać porządnie, przecież my jeszcze młodzi duchem! – mrugnął Stanisław.
Następnego dnia ktoś zapukał do drzwi koło południa. Jadwiga podbiegła otworzyć.
– Jakub! – wykrzyknęła.
– Babciu, dziadku, poznajcie, to Ola – Jakub lekko się zaczerwienił, ale uśmiechał się od ucha do ucha. Obok stała wysoka, subtelna dziewczyna z ciepłym spojrzeniem.
– Jest wyższa od Jakuba – zauważyła w duchu Jadwiga.
– To dla was – Ola podała małe pudełeczko. – Jakub mówił, iż niedawno mieliście rocznicę.
Jadwiga otworzyła podarunek – jej ulubione perfumy, te same, które Stanisław podarował jej wiele lat temu, gdy się poznawali. Łzy zaszkliły się w jej oczach.
– A to drożdżówki z jagodami, pamiętasz, babciu? – Jakub podał paczuszkę z jeszcze ciepłymi wypiekami.
– Wchodźcie, szykujemy obiad, a potem herbatę. Dzięki za perfumy, to takie wzruszające! – Jadwiga odwróciła się do Stanisława. – Widziałeś,Stanisław z uśmiechem spojrzał na wnuka i szepnął do Jadwigi: „Widzisz, nasza miłość przetrwała nie tylko w nas, ale i w nich”.