Spałam z moim chłopakiem, nie mając pojęcia, iż dwa dni temu trafił do sekcji zwłok a teraz noszę w brzuchu dziecko jego ducha.
Jestem pewny, iż go widziałam. Dotknęłam. Pocałowałam. Czułam. Jego oddech był ciepły, a usta smakowały miętką miętą jak zawsze. Mimo iż miał na sobie szarą bluzę z kapturem, która zawsze mu za dużą, bo wyglądał w niej jak twardy drani, był zupełnie realny. Przytulił mnie na całą noc, szepnął mi do ucha kocham cię i obiecał, iż weźmiemy ślub w przyszłym roku. Pamiętam każdy ruch jego dłoni po moim ramieniu, jak łzy spływały mi po policzkach, kiedy i ja płakałam. Kochał mnie tak namiętnie, iż miałam wrażenie, iż moja dusza pęka na pół. I nagle zniknął.
Obudziłam się sama. Nie bałam się jednak. Pomyślałam, iż po prostu wyszłam pobiegać, jak czasem robiłam. Jego woda kolońska wciąż unosiła się w prześcierą. Skóra w miejscu, gdzie mnie dotknął, wciąż piekła. Ale coś nie pasowało.
Dzwoniłam.
Jeszcze raz.
I jeszcze raz.
Wtedy do mojego pokoju weszła moja najbliższa przyjaciółka, Alicja, z bladą twarzą. Nie rozumiała, dlaczego płacze.
Bogna wyszeptała. Nie wiesz?
Zaśmiałam się. Wiedzieć co?
Kazik nie żyje.
Mrugnęłam. Nie żyje jak?
Alicja łezkała jeszcze głośniej. Zmarł dwa dni temu w wypadku samochodowym, w noc burzy.
Nie, nie, nie, nie.
Krzyknęłam. Odepchnęłam ją. Nazwałam ją okrutną, bo nie rzucała żartów. Pokazałam jej sms od Kazika z poprzedniej nocy i wiadomość głosową: Jadę do ciebie. Brakuje mi twojego ciała przy moim. Alicja spojrzała na telefon, drżąc.
Bogna on nie mógł tego napisać. Był już w sekcji.
Świat się przechylił. Kolana mnie opuściły. Pobiegłam do łazienki, wzięłam ręcznik, którym on się wycierał, jeszcze wilgotny, bluzę leżącą na podłodze i ślad ugryzienia na mojej szyi.
Był tutaj. Musiał być.
Ale prawda jest taka Kazik został pochowany wczoraj.
I jakoś wczoraj nocą kochaliśmy się.
Dni mijały, a noce stawały się nie do zniesienia. Nie mogłam zasnąć. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam go. Raz przy moim łóżku, innym razem szepczącego mi do ucha. Pewnej nocy usłyszałam jego głos: Nie płacz, kochanie. Jestem z tobą. Próbowałam nagrać, ale jedynie dostałam szum i mój własny przerażony oddech.
Wtedy przestała mi przych… miesiączka. Dwa razy. Myślałam, iż to stres, żałoba, trauma. Aż wymiotowałam po raz piąty tego dnia. Zrobiłam test ciążowy.
Dwie kreski. Pozytywny wynik.
Rozpadłam się. Jedyną osobą, z którą miałam kontakt, był Kazik. A on już był martwy, pochowany i rozkładający się w ziemi. Mimo to coś rosło we mnie. Coś, co nocą kopotało, coś, co błyszczało pod skórą, gdy gasło światło. I za każdym razem, gdy płakałam i mówiłam, iż nie dam rady
Słyszałam go szeptać z cieni: Nie jesteś sama. Nasze dziecko nadchodzi.
—
Nie pamiętam, jak zasnęłam. Pamiętam tylko, iż obudziłam się w wannie, trzymając w dłoni test ciążowy, które dwie różowe kreski wyśmiewały mój rozum. Nie rozmawiałam z nikim od kilku dni choćby z Alicją. Telefon wibrował setki razy, a na ekranie wyświetlało się imię Alicja. Zignorowałam wszystkie połączenia.
Jak wytłumaczyć, iż spodziewam się dziecka od mężczyzny, który od tygodni leży pod ziemią? Kto mi uwierzy? choćby ja sama miałam wątpliwości, aż do tej nocy.
Ledwie udało mi się pogodzić ze snem, gdy coś uderzyło mnie w brzuch od środka. To nie była zwykła kopniak. Czułam… inteligencję, celowość, jakby ktoś chciał przyciągnąć moją uwagę. Wyskoczyłam z łóżka, łapiąc oddech, ręce opuściły brzuszek. I znów usłyszałam:
Nie bój się, kochanie. Wybrałem cię.
Zakrzyknęłam i wybiegłam z pokoju. Spojrzałam na swój brzuszek w lustrze, podciągając koszulkę. Zobaczyłam słaby, niebieski puls pod skór mrugał i znikł. Nogami zatoczyłam się, upadłam płacząc.
Następnego ranka przymusiłam się iść do szpitala. Powiedziałam lekarki, iż zaszłam w ciążę po wizycie mojego chłopaka. Kłamałam o datach, o wszystkim oprócz objawów. Dziwne sny. Skóra połyskuje. Słyszę głosy kogoś, kto nie żyje.
Lekarka zmieniła wyraz twarzy z zaniepokojonego na spokojny, przypuszczający.
Zrobimy badania rzekła ostrożnie. Stres może mocno wpłynąć na umysł, zwłaszcza przy hormonalnym szaleństwie ciąży.
Przyłożyła stetoskop do mojego brzuszka. Jej twarz zamrężyła.
Nie słyszę typowego bicia. Coś się rusza.
Zleciła ultrasonografię. Leżąc na zimnej metalowej kozetce, technikka przybrała bladą minęk. Nie mówiła nic, dopóki nie zapytałam.
To płód wyszeptała. Ale świeci.
Wyszedłam ze szpitala, nie czekając na wyniki. Tej nocy miałam kolejny sen. Kazik stał przy naszym starym miejscu nad jeziorem, wiatr rozwiewał jego kaptur.
Nasze dziecko nie jest takie jak inne powiedział, głosem miękkim jak szum wody. On jest częścią mnie i czegoś więcej.
Co masz na myśli? zapytałam.
Uśmiechnął się smutno. Zrozumiesz wkrótce. Musisz je chronić.
Obudziłam się i zobaczyłam otwarte zasłony, mimo iż zamknęłam drzwi na klucz. Bluza, którą Kazik nosił w śnie, leżała starannie złożona na brzegu łóżka. Dotknęłam jej wciąż była ciepła.
Wtedy zrozumiałam to, co rosło w moim brzuszku, było prawdziwe. Było jego. I zmieniało mnie.
Następnego dnia w końcu zadzwoniłam do Alicji. Potrzebowałam pomocy. Biegła do mnie i mocno mnie objęła. Opowiedziałam wszystko, pokazałam jej świecący punkt na brzuchu, wspomniałam o snach i głosie.
Nie śmiała się. Nie krzyczała. Szepnęła:
Muszę cię zabrać w pewne miejsce.
Prowadziła mnie do starego domku ukrytego za kościołem jej babci. W środku czekała starsza kobieta z długimi szarymi warkoczami i bladymi oczami. Spojrzała na mnie raz i rzekła:
Nie jesteś pierwsza. Ale powinnaś być ostatnia.
Zapytałam, co ma na myśli. Odpowiedź przebiła mnie do kości.
Nosisz w sobie dziecko uwięzionej duszy. To dziecko jest jednocześnie błogosławieństwem i ostrzeżeniem. Jego ojciec nie powinien był wrócić. Teraz bramę otworzyłeś i inni przechodzą.
Czy po to, by go zabrać? spytałam.
By zabrać ciebie.
Światła zgasły, zimny podmuch przeszedł przez okna. Z cieni znów usłyszałam głos Kazika:
Biegnij.
—
Pokój zamroził się. Starsza kobieta otworzyła oczy w przerażeniu, gdy cienie wyciągały się po ścianach jak pazury.
On jest tutaj wyszeptała, trzymając różaniec z koralików i kości.
Alicja wciągnęła mnie za siebie. Bałam się już nie Kazika, ale innych tych, o których staruszka wspominała, bo on złamał zasady.
Kobieta rozrzuciła popiół, tworząc krąg i kazała mi stanąć w środku.
Nie wychodź, nieważne co się stanie. Słyszysz? ostrzegła. Jesteś pomostem między życiem a śmiercią. A mosty łączą się w dwie strony.
Weszłam w krąg. Brzuch mój lśnił tym samym niepokojącym blaskiem. Dziecko kopnęło mocniej niż kiedykolwiek.
Wtedy usłyszałam setki głosów. Krzyki, jęki, prośby, chichoty, wszystkie dochodzące z ciemności.
Kaziku, proszę wyszeptałam. Co się dzieje?
Widziałam go, ale nie był już taki jak przedtem. Jego oczy były puste, pełne smutku i strachu.
Przepraszam powiedział. Nie chciałem cię wciągać. Po prostu tak bardzo cię brakowało, iż chciałem jedną noc, jedną chwilę. Nie wiedziałem, iż otwieram bramę.
Podszedłem, łzy spływały po policzkach.
Dlaczego ja? Dlaczego dziecko?
Spojrzał na mój brzuch, potem na mnie.
Bo nasza miłość była silniejsza niż śmierć. A miłość tak potęż łamie prawo.
Nagle z cieni wyłoniła się potworna, zniekształcona postać z półtwarzami i płonącymi oczami. Zawołała, gdy mnie zobaczyła.
Kazik stanął między nami.
Nie możesz jej mieć! wykrzyknął. Nie możesz zabrać naszego dziecka!
Potwór wybuchnął śmiechem.
Złamałeś regułę, duchu. Dotknąłeś żywych. Teraz my będziemy ucztować.
Pokój zadrżał. Staruszka zaczęła śpiewać w obcym języku. Alicja trzymała mnie za rękę, płacząc.
Bogna! Nie wychodź z kręgu!
Krzyczałam, gdy potwór rzucił się na mnie. Kazik uderzył go w powietrzu. Staruszka wykrzyknęła:
TERAZ! Wybierz, dziewczyno! Życie czy miłość?
Kazik, krwawiący i rozpływający się, odwrócił
Musisz mnie puścić, kochanie. Dla naszego dziecka. Dla ciebie.
Patrzyłam, kręcąc głową.
Nie mogę stracić cię znowu!
Nigdy mnie nie straciłaś. Żyję w nim, w tobie. Ale jeżeli się trzymasz oni wezmą wszystko.
Światła wystrzeliły. Podłoga pękła. Cienie wyły. Z całego serca wykrzyknęłam jego imię i pożegnałam się.
W tym momencie uśmiechnął się.
I zniknął.
Ciemność się cofnęła. Potwór wydał ostatni przeraźliwy krzyk i rozpadł się w dym. Nastąpiła cisza.
Upadłam. Krąg zgasł. Dziecko w moim brzuchu jeszcze raz kopnęło, potem znowu. I odeszło w spokój.
Dziewięć miesięcy później urodziłam chłopca. Nie płakał jak inne noworodki. Spojrął mi prosto w oczy, cicho i spokojnie, jakby już wszystko wiedział. Jego skóra lekko lśniła w ciemnościach. A kiedy śpiewam mu nocą, przysięgam, iż słyszę drugą głos, harmonizującą z moim głos Kazika.
Nazwaliśmy go Kazimierz, a w tłumaczeniu Kazimierz należy do Boga. Bo nigdy nie był naprawdę mój.
Jednak zanim odszedł na drugą stronę, zostawił mi ostatni dar kawałek siebie, którego żadna cień nie zabierze.