Spałam z moim chłopakiem, nie wiedząc, iż zmarł dwa dni wcześniej—Teraz jestem w ciąży z dzieckiem jego ducha

newsempire24.com 1 tydzień temu

Zasnąłem przy moim chłopaku, nie wiedząc, iż dwie noce temu zmarł — a teraz noszę w sobie dziecko jego ducha.

Jestem pewna, iż go widziałam. Dotknęłam go. Pocałowałam. Czułam. Jego oddech był ciepły, wargi smakowały miętą — jaką zawsze miał. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem, tę samą, o którą zawsze narzekał, bo była za duża i sprawiała, iż wyglądał jak „miękki zbir”. Był prawdziwy. Całą noc mnie przytulał. Szeptał mi do ucha: „Kocham cię”. Obiecał, iż za rok weźmiemy ślub. Pamiętam każdy moment: jak przesuwał palcami po moim ramieniu, jak płakał, gdy płakałam, jak kochał mnie z taką pasją, iż myślałam, iż serce mi pęknie na pół. A potem… zniknął.

Obudziłam się sama. Nie bałam się. Pomyślałam, iż po prostu wybrał się pobiegać, jak to czasem robił. Jego perfumy wciąż unosiły się w pościeli. Skóra wciąż piekła w miejscu, gdzie mnie dotknął. Ale coś nie pasowało.

Dzwoniłam.
Jeszcze raz.
I jeszcze raz.

Wtedy do pokoju weszła moja najbliższa przyjaciółka Zuzanna, blada jak ściana w kamienicy na Pradze, i nie rozumiała, dlaczego płacze.

— Bogno… — wyszeptała — nie wiesz?

Zaśmiałam się. — Czego?

— Kacper nie żyje.

Zaniemówiłam. — Nie żyje jak?

Zuzanna łamała się ze łzami. — Zginął dwa dni temu w wypadku samochodowym, w noc burzy.

Nie. Nie. Nie.

Krzyknęłam. Odepchnęłam ją. Powiedziałam, iż to okrutne, iż nie ma nic zabawnego w takim słowie. Pokazałam jej sms od Kacpra z wczorajszej nocy i wiadomość głosową, w której mówił: „Już jadę. Tęsknię za twoim ciałem przy moim”. Zuzanna spojrzała na telefon, drżąc.

— Bogno… on nie mógł tego napisać. Leżał już wąglowcowym.

Świat zwichnął się. Kolana mnie poddały. Pobiegłam do łazienki, wzięłam ręcznik, którego Kacper użył, jeszcze wilgotny. Bluza, którą zostawił na podłodze. Ślad ugryzienia na moim szyi.

Był tu. Musiał być.

Ale prawda była taka, iż Kacper został pochowany wczoraj.

A jakimś cudem uprawiłam z nim wczoraj noc.

Dni mijały, noce stały się nie do zniesienia. Nie mogłam spać. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam go. Raz przy stopach łóżka, innym razem szepczącego mi do ucha. Pewnej nocy usłyszałam jego głos: „Nie płacz, kochanie. Jestem z tobą.” Próbowałam nagrać, ale jedynie szum i mój przerażony oddech.

Wtedy… przestały przychodzić moje okresy. Dwa razy. Myślałam, iż to stres, żałoba, trauma. Aż zwymiotowałam po raz piąty tego samego dnia. Zrobiłam test ciążowy. Dwie kreski.

Pozytywny.

Złamałam się. Jedyną osobą, z którą byłam, był Kacper. A on już nie żył. Pogrzebany. Rozkładający się. Zniknięty. Mimo to coś rosło we mnie. Coś, co kopnęło w nocy. Coś, co świeciło pod skórą, gdy gasły światła. I za każdym razem, gdy krzyczyłam i mówiłam, iż nie dam rady… słyszałam szept z cieni:

— Nie jesteś sama. Nasze dziecko przychodzi.

**Odcinek 2**

Nie pamiętam, jak zasnęłam. Pamiętam tylko, iż obudziłam się w wannie, trzymając w dłoni test ciążowy, te dwie różowe kreski drwiące z mojego umysłu. Nie rozmawiałam z nikim od kilku dni — choćby z Zuzanną. Telefon dzwonił setki razy. Na ekranie wyświetlało się imię Kacpra. Ignorowałam wszystkie połączenia.

Jak wytłumaczyć, iż spodziewam się dziecka od człowieka, który od tygodni leży w ziemi? Kto mi uwierzy? choćby ja sama miałam wątpliwości. Aż tej nocy.

Właśnie kiedy zasypiałam, poczułam nacisk w brzuchu. To nie była zwykła kopniak. Była… świadoma. Jakby chciała przyciągnąć moją uwagę. Podniosłam się gwałtownie, łapiąc się za brzuch. Nagle usłyszałam znów głos Kacpra w swojej głowie.

— Nie bój się, kochanie. Wybrałem cię.

Krzyknęłam i wybiegłam z łóżka. Spojrzałam na swój brzuszek w lustrze, podnosząc koszulkę. Zobaczyłam słaby niebieski puls tuż pod skórą. mrugnął i znikła. Nogi osłabły, upadłam, szlochając.

Następnego dnia zmusiłam się i poszłam do szpitala. Powiedziałam lekarki, iż zaszłam w ciążę po wizycie chłopaka. Kłamłam o terminie, kłamałam o wszystkim — oprócz objawów.

„Dziwne sny, skóra, która błyszczy, słyszenie głosów, które nie istnieją.”

Lekarka zmieniła wyraz twarzy z niepokoju na spokojną podejrzliwość.

— Zrobimy badania — powiedziała ostrożnie. — Stres potrafi mocno wpływać na umysł, zwłaszcza pod wpływem hormonów.

Położyła stetoskop na brzuchu. Jej twarz zamarznięła.

— Nie słyszę bicia… ale coś się rusza.

Zleciła USG. Gdy leżałam na zimnym, metalowym wózku, technikka spojrzała na ekran i nagle zbladła. Po chwili zapyta i zapytała, co się dzieje.

— To płód — wyszeptała — ale… świeci.

Wyszedłam ze szpitala, nie czekając na wyniki. Tej nocy miałam kolejny sen. Kacper stał przy naszym starym miejscu nad jeziorem, wiatr rozwiewał kapturek jego bluzy.

— Nasze dziecko nie jest takie jak inne — rzekł, głosem łagodniejszym niż wiatr. — Ja jestem częścią niego… i coś więcej.

— Co masz na myśli? — zapytałam.

Uśmiechnął się smutno.

— Zrozumiesz wkrótce. Musisz je chronić.

Obudziłam się i zobaczyłam otwarte zasłony, choć zamknęłam wszystko na klucz. Bluza Kacpra leżała starannie zgięta na krawędzi łóżka. Dotknęłam jej – wciąż była ciepła.

Wtedy zrozumiałam — to, co rośnie we mnie, jest prawdziwe. To jego. I mnie przemienia.

Następnego dnia w końcu zadzwoniłam do Zuzanny. Potrzebowałam pomocy. Przyszła w pośpiechu, mocno mnie przytuliła. Opowiedziałam wszystko, pokazałam świetlisty punkt w brzuchu, mówiłam o snach, o głosie, o dziecku.

Nie zaśmiała się. Nie krzyknęła. Szepnęła:

— Muszę cię zabrać w miejsce.

Prowadziła mnie do starego domu ukrytego za kościołem babci. W środku siedziała staruszka z długimi szarymi warkoczami i bladymi oczami. Spojrzała raz i rzekła:

— Nie jesteś pierwsza. Ale musisz być ostatnia.

Zapytałam, co to znaczy, a odpowiedź zamroziła mnie w kościach.

— W twoim brzuchu leży dziecko duszy uwięzionej. To błogosławieństwo… i przestroga. Ojciec nie miał wrócić. Drzwi się otworzyły.

— Po co go zabrać? — zapytałam.

— Zabrać ciebie.

Nagle światła mrugały. Przez okna przeszywał lodowaty podmuch. A z cieni znów usłyszałam głos Kacpra:

— Biegnij.

**Odcinek 3**

Pokój zamroził się. Oczy staruszki rozszerzyły się w strachu, gdy cienie rozciągały się po ścianach jak pazury.

— On jest tutaj — wyszeptała, trzymając różańce z kości i korzeni.

Zuzanna popchnęła mnie za siebie.

Lecz nie bałam się już Kacpra. Bałam się tego, co przybywało. Co staruszka nazwała „innymi”, bo on złamał zasady.

Rozsypała popiół, tworząc krąg i kazała mi stanąć w środku.

— Nie wychodź, cokolwiek się stanie. Słyszysz? — ostrzegła. — Teraz jesteś pomostem między życiem. Mosty łączą w dwie strony.

Weszłam w krąg. Brzuch znów rozświetlił się niepokojącym blaskiem. Dziecko kopnęło mocniej niż kiedykolwiek.

Nagle usłyszałam setki głosów: krzyki, jęki, błagania, chichoty, wszystkie dochodzące z ciemności.

— Kacprze, proszę — szepnęłam — co się dzieje?

Zobaczyłam go, ale nie takiego, jakim go znałam. Jego oczy były puste, pełne smutku i strachu.

— Przepraszam — powiedział — nie chciałem cię wciągać. Po prostu… tak bardzo tęskniłem. Chciałem jedną noc, chwilę. Nie wiedziałem, iż otwieram drzwi.

Podszedłem, łzy spływały po policzkach.

— Dlaczego ja? Dlaczego dziecko?

Spojrzał na mój brzuch, potem na mnie.

— Bo nasza miłość była silniejszało niż śmierć. Taka miłość łamie prawo.

Wtedy z cieni wyłoniła się potworna, zdeformowana postać z pożarowanymi oczami. Syknęła, gdy mnie zobaczyła. Kacper stanął przed nią.

— Nie możesz jej mieć! — ryczał. — Nie możesz zabrać naszego dziecka!

Potwór zachichotał.

— Złamałeś regułę, duchu. Dotknąłeś żywych. Teraz my będziemy ucztować.

Pokój zadrżał. Staruszka zaczęła śpiewać w zapomnianym języku. Zuzanna ściskała moją dłoń, płacząc.

— Bogno! Nie wychodź z kręgu!

Krzyczałam, gdy potwór rzucił się na mnie. Kacper uderzył go w powietrzu. Staruszka wykrzyknęła:

— TERAZ! Wybierz, dziewczyno! Życie czy miłość?

Kacper, krwawiący i rozpływający się, odwrócił się do mnie.

— Musisz mnie puścić, kochanie. Dla naszego dziecka. Dla ciebie.

Wzruszyłam głową, nie mogąc uwierzyć.

— Nie mogę cię stracić znowu!

— Nigdy mnie nie straciłaś. Żyję w nim, w tobie. jeżeli się trzymasz, oni wezmą wszystko.

Światła wybuchły. Podłoga pękła. Cienie wyłały. Z całego serca krzyknęłam jego imię i pożegnałam się.

W tej chwili… on się uśmiechnął i zniknął.

Ciemność ustąpiła. Potwór zażyczał i rozparował się w dymie. Nastała cisza.

Upadłam. Krąg zgasł. Dziecko w moim wnętrzu kopnęło raz, potem drugi raz i uspokoiło się.

Dziewięć miesięcy później urodziłam syna. Nie płakała jak inne dzieci. Spojrzał mi prosto w oczy, spokojny, jakby już wszystko wiedział. Jego skóra lekko połyskuje w półmroku. A kiedy nocą śpiewam mu kołysankę, słyszę drugą głos, który harmonizuje z moim — głos Kacpra.

Nazwałam nasze dziecko Kacperek, co znaczy „Kacper należy do Boga”. Bo nigdy nie było naprawdę moje.

Zanim przeszedł na drugą stronę, zostawił mi ostatni dar — kawałek siebie, którego żadna cień nie zabierze.

Idź do oryginalnego materiału