Jeśli mieliście niedosyt po ostatnim wpisie z Włochami z II wojny światowej, to dzisiaj mam kolejną, solidną porcję prac od naszego dobrego znajomego z Północy. Najwyraźniej Samu włączył dopalacz i znowu odstawił mnie w pustynnym pojedynku o kilka długości. Ale Tobruk jeszcze się trzyma, jeszcze nie padł... Co dzisiaj? Różnorodna mnogość i mnoga różnorodność, w tym po raz kolejny nitowane puszki. W imieniu Autora zapraszam. Zaczynamy od czołgu, czyli Carro Armato M14/41.
Lecimy dalej: skład obserwatorów wsparty odpowiednim transportem Motoguzzi (ależ ja lubię te motocykle z II wojny).
Poniżej Command Set, udzielający pierwszej pomocy jakiemuś nieszczęśnikowi.
Robi się groźnie, bo ktoś "snajpi" w moim kierunku.
Mamy też ekipę z karabinem przeciwpancernym (na Matyldę to nie zadziała, obawiam się).
Pisałem już, iż dużo tego? No to na dokładkę mamy jeszcze moździerz.
A w myśl zasady 'zero waste' na malowanie i wpis załapał się, cytuję, jakiś randomowy koleś.
Mój wywiad informuje mi, iż to jeszcze nie koniec. Wypadałoby więc, żebym ruszył zadek i pomalował coś z moich Brytyjczyków, bo wstyd normalnie, wstyd...