Spadek Sprawiedliwości

polregion.pl 1 dzień temu

Dwa lata temu, gdy ja i mój mąż codziennie jeździliśmy do mojej babci, aby się nią opiekować, nikt z rodziny choćby nie pamiętał o jej istnieniu. A teraz, gdy odeszła i zostawiła nam swoje mieszkanie, nagle wszyscy ożyli i zlecieli się jak sępy, domagając się swojego udziału. Do dziś nie mogę uwierzyć, jak gwałtownie ci, którzy przez lata nie dzwonili i nie odwiedzali, zmienili się w zaciekłych bojowników o „sprawiedliwość”. Ta historia zmusiła mnie, by spojrzeć na naszą rodzinę w nowy sposób i zrozumieć, co naprawdę ma znaczenie.

Moja babcia, Zofia Kowalska, była niezwykłą kobietą. Mimo swoich dziewięćdziesięciu lat do ostatnich dni starała się zachować pogodność ducha. Ale ostatnie dwa lata mocno nadwyrężyły jej zdrowie: prawie nie wstawała z łóżka, słabo widziała i wymagała ciągłej pomocy. Ja i mój mąż, Marek, mieszkaliśmy niedaleko, więc naturalnie wzięliśmy na siebie opiekę. Gotowałam jej posiłki, sprzątałam, pomagałam w higienie, a Marek woził ją do przychodni, kupował leki i naprawiał wszystko, co psuło się w jej staromiejskim mieszkaniu. Nie było łatwo — sami mieliśmy dwoje dzieci, pracę i swoje sprawy, ale nigdy nie uważałam tego za ciężar. Babcia wychowywała mnie, gdy rodzice byli w ciągłych wyjazdach, i dla mnie było sprawą honoru otoczyć ją troską w jej ostatnich latach.

Przez cały ten czas rzadko widywaliśmy innych krewnych. Moja ciotka, Krystyna, mieszka w innym mieście i pojawiała się u babci raz do roku, przywożąc paczkę czekoladek i kilka sztampowych pytań. Brat cioteczny, Tomek, w ogóle się nie pokazywał — zawsze był zajęty karierą i własną rodziną. Reszta rodziny ograniczała się do rzadkich telefonów, by „dowiedzieć się, co słychać”. Nikt nie oferował pomocy ani finansowej, ani fizycznej. Nas to choćby nie dziwiło — nie oczekiwaliśmy, iż ktoś podzieli z nami ten obowiązek. Ale nigdy bym nie pomyślała, iż wszystko się zmieni, gdy tylko pojawi się kwestia spadku.

Gdy babcia odeszła, ja i Marek byliśmy złamani. Jej śmierć zostawiła w moim sercu ogromną pustkę. Ale już kilka tygodni po pogrzebie zaczęły się telefony. Pierwsza odezwała się ciotka Krystyna. Przyjechała do nas i, choćby nie pytając, jak radzimy sobie z żałobą, od razu przeszła do tematu mieszkania. „Ewo, przecież rozumiesz, iż mama nie zostawiła spadku tylko wam — powiedziała. — My też jesteśmy jej rodziną, mamy prawa”. Byłam w szoku. Ciotka nie widziała babci od lat, nigdy nie pomogła, a teraz twierdzi, iż ma prawo do jej mieszkania? Próbowałam tłumaczyć, iż babcia sama postanowiła zostawić je nam, bo to my się nią opiekowaliśmy. Ale Krystyna tylko prychnęła: „To niesprawiedliwe. Po prostu wykorzystałaś sytuację, iż byłaś bliżej”.

Wkrótce dołączył Tomek. Napisał długą wiadomość, w której zapewniał, jak bardzo kochał babcię i jak „ciężko mu pogodzić się” z tym, iż mieszkanie trafiło tylko do nas. Zaproponował, by „rozwiązać to sprawiedliwie” i podzielić spadek po równo. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Tomek nie odwiedzał babci od dziesięciu lat, choćby na pogrzeb nie przyjechał, zasłaniając się brakiem czasu. A teraz nagle przypomniał sobie o miłości do niej? Odpowiedziałam, iż mieszkanie zostało nam zapisane i to była wola babci. Ale on zaczął grozić, iż pójdzie do sądu, jeżeli nie zgodzimy się na jego warunki.

Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. choćby dalsi krewni, których ledwo znałam, zaczęli dzwonić i delikatnie sugerować, iż „warto by się podzielić”. Czułam się jak osaczona. Nie walczyliśmy o ten spadek — mieszkanie babci było dla nas bardziej pamiątką po niej niż źródłem bogactwa. Stara kawalerka w bloku, wymagająca remontu. Ale miała dla nas wartość, bo to tam spędzaliśmy z nią wieczory, piliśmy herbatę i słuchaliśmy jej opowieści. Teraz te wspomnienia stały się polem bitwy.

Marek, jak zawsze, był moją podporą. Powiedział, iż nie musimy nikomu niczego udowadniać i iż wolę babci należy uszanować. Zgłosiliśmy się do prawnika, by sprawdzić, na ile realne są groźby rodziny. Okazało się, iż testament jest jasny, a szanse oPrawnik zapewnił nas, iż dokument jest w pełni ważny, a roszczenia rodziny nie mają żadnych podstaw, więc w końcu mogliśmy odetchnąć z ulgą.

Idź do oryginalnego materiału