Od razu uprzedzając, iż sos nie wygląda na zdjęciu jak sos. Zawsze powtarzam, iż tego typu cuda wolę niezmielone na śmierć. I tyle w temacie. Sos smakuje przegenialnie. Pięknie sprawdzi się na Boże Narodzenie np. jako dodatek do pieczonych mięsiw. Zawekowałam dwa małe słoiki, za parę tygodni będziemy się nim raczyć.
Składniki:
1 szklanka passaty pomidorowej
2 średnie cebule
10 suszonych śliwek
4 ząbki czosnku
2 łyżki jasnego sosu sojowego
2 łyżki sosu Worcester
2 łyżki octu śliwkowego (można użyć winnego)
1 cm kawałek korzenia imbiru
1 łyżka brązowego cukru
pół łyżeczki wędzonej papryki
liść laurowy
sól
pieprz
olej rzepakowy
Cebulę kroimy w kostkę, wrzucamy na patelnię i smażymy do zrumienienia. Pod koniec smażenia dorzucamy rozdrobnione ząbki czosnku, rumienimy. Dodajemy do tego pokrojone w mniejsze kawałki śliwki, passatę, sos sojowy, Worcester, ocet, cukier i przyprawy, a także obrany i pokrojony w plasterki imbir. Wszystko smażymy na wolnym ogniu aż do redukcji płynów. Ja sosu nie zblendowałam na gładki krem, ale Wy oczywiście możecie to zrobić. Użyłam jedynie rozdrabniarki i uzyskałam efekt taki jak na zdjęciu.