PODRÓŻ
Siedziałem w wykwintnym wagonie restauracyjnym, obsługiwał mnie kelner w białym garniturze. Jadłem wyszukane dania: jakieś homary, krewetki, trufle i piłem najlepsze koniaki, nie upijając się. Rozbrzmiewała cicha muzyka orientalna, a za oknami pojawiały się i znikały wspaniałe krajobrazy, tak wspaniałe, iż zapierały dech.
Nagle pociąg zatrzymał się, kazano mi wysiąść. Stanowczo i bezdyskusyjnie.
Znajdowałem się w środku odrapanej maszynerii z wielkimi rolkami płótna, z namalowanymi pejzażami. Kilku robotników, którzy prawdopodobnie je przesuwali podczas mojej podróży, skończyło pracę i szykowało się do domów. Patrzyli na mnie obojętnie, bez uśmiechu.
Nie miałem żadnego bagażu. Nie wiedziałem, gdzie mam pójść…