Śmiech Przemienił się w Ciszę, Gdy Zaczęła Śpiewać

newsempire24.com 2 dni temu

**Dziennik osobisty**

W Liceum im. Jana Sobieskiego w ekskluzywnej dzielnicy Krakowa wizerunek i status często znaczyły więcej niż dobroć czy charakter. Markowe buty były normą, a zaproszenia na studniówkę przypominały scenariusze z filmów. Wśród tłumu wypielęgnowanych nastolatków z drogimi plecakami skrywała się cicha dziewczyna w znoszonych dżinsach i zacerowanych butach. Nazywała się Ewa Kowalska.

Ojciec Ewy zmarł, gdy miała siedem lat. Od tamtej pory jej matka pracowała na podwójne zmiany w domu opieki, by związać koniec z końcem. Stypendium w Sobieskim było dla Ewy rzadką szansą, której nie marnowała. Siedziała z tyłu klasy, rzadko się odzywała i unikała uwagi. Miała celujące oceny, ale społecznie była niewidzialna.

Dla większości uczniów Ewa była „tą biedną”. Jadała sama, nosiła tę samą jesionkę każdej zimy i nie miała telefona. Ale Ewa miała sekret – coś, czego choćby ona nie była w pełni świadoma.

W ostatnim tygodniu przed feriami wiosennymi szkoła ogłosiła przesłuchania do corocznego konkursu talentów – eventu, w którym uczniowie prezentowali umiejętności od magicznych sztuczek po układy taneczne. Tak naprawdę chodziło bardziej o popularność niż talent. Tegoroczny temat brzmiał: „Niedocenione Gwiazdy”.

„Może spróbujesz?” – zaśmiała się Zuzanna Nowak, królowa szkoły, podczas lekcji muzyki.

Jej głos był słodki, ale pełen jadu. Zuzanna była typem dziewczyny, która zawsze miała publiczność – wypielęgnowanej, popularnej i boleśnie wyniosłej.

Ewa podniosła wzrok, zaskoczona. „Co?”

„Powiedziałam, iż powinnaś zaśpiewać” – powtórzyła Zuzanna głośniej, by wszyscy usłyszeli. W klasie rozległy się chichoty.

„Ja… nie śpiewam” – odparła Ewa, kurcząc się na krześle.

„No dalej. Wyglądasz jak ktoś, kto nuci pod nosem w ciemności” – wyszczerzyła się Zuzanna.

Więcej śmiechu.

„Właściwie…” – przerwał im nauczyciel muzyki, pan Wiśniewski, poprawiając okulary – „to nie jest zły pomysł. Ewo, spróbujesz? Mamy wolny termin po lekcjach.”

Ewa zesztywniała. Jej dłonie spociły się. Wszyscy na nią patrzyli. Ale zamiast odmówić, coś w niej się poruszyło – przebłysk odwagi, o której nie wiedziała.

„Spróbuję” – powiedziała cicho.

Zuzanna uniosła brew, rozbawiona. „Nie mogę się doczekać” – rzuciła sarkastycznie.

**Po lekcjach**

Tego popołudnia Ewa stała sama w sali muzycznej. Jej dłonie drżały, gdy ściskała kartkę z odręcznymi tekstami. Nie śpiewała przy nikim od śmierci ojca. Siadał z nią na werandzie, gdy nuciła do wiatru, z zamkniętymi oczami i uśmiechem. „Twój głos to promień słońca, Ewo” – mawiał. „Ogrzewa ludzi.”

Pan Wiśniewski usiadł przy pianinie. „Kiedy będziesz gotowa.”

Wzięła głęboki wdech i zaczęła śpiewać.

Pierwsza nuta była cicha, jak począt**Dziennik osobisty**

W Liceum im. Jana Sobieskiego w ekskluzywnej dzielnicy Krakowa wizerunek i status często znaczyły więcej niż dobroć czy charakter. Markowe buty były normą, a zaproszenia na studniówkę przypominały scenariusze z filmów. Wśród tłumu wypielęgnowanych nastolatków z drogimi plecakami skrywała się cicha dziewczyna w znoszonych dżinsach i zacerowanych butach. Nazywała się Ewa Kowalska.

Ojciec Ewy zmarł, gdy miała siedem lat. Od tamtej pory jej matka pracowała na podwójne zmiany w domu opieki, by związać koniec z końcem. Stypendium w Sobieskim było dla Ewy rzadką szansą, której nie marnowała. Siedziała z tyłu klasy, rzadko się odzywała i unikała uwagi. Miała celujące oceny, ale społecznie była niewidzialna.

Dla większości uczniów Ewa była „tą biedną”. Jadała sama, nosiła tę samą jesionkę każdej zimy i nie miała telefona. Ale Ewa miała sekret – coś, czego choćby ona nie była w pełni świadoma.

W ostatnim tygodniu przed feriami wiosennymi szkoła ogłosiła przesłuchania do corocznego konkursu talentów – eventu, w którym uczniowie prezentowali umiejętności od magicznych sztuczek po układy taneczne. Tak naprawdę chodziło bardziej o popularność niż talent. Tegoroczny temat brzmiał: „Niedocenione Gwiazdy”.

„Może spróbujesz?” – zaśmiała się Zuzanna Nowak, królowa szkoły, podczas lekcji muzyki.

Jej głos był słodki, ale pełen jadu. Zuzanna była typem dziewczyny, która zawsze miała publiczność – wypielęgnowanej, popularnej i boleśnie wyniosłej.

Ewa podniosła wzrok, zaskoczona. „Co?”

„Powiedziałam, iż powinnaś zaśpiewać” – powtórzyła Zuzanna głośniej, by wszyscy usłyszeli. W klasie rozległy się chichoty.

„Ja… nie śpiewam” – odparła Ewa, kurcząc się na krześle.

„No dalej. Wyglądasz jak ktoś, kto nuci pod nosem w ciemności” – wyszczerzyła się Zuzanna.

Więcej śmiechu.

„Właściwie…” – przerwał im nauczyciel muzyki, pan Wiśniewski, poprawiając okulary – „to nie jest zły pomysł. Ewo, spróbujesz? Mamy wolny termin po lekcjach.”

Ewa zesztywniała. Jej dłonie spociły się. Wszyscy na nią patrzyli. Ale zamiast odmówić, coś w niej się poruszyło – przebłysk odwagi, o której nie wiedziała.

„Spróbuję” – powiedziała cicho.

Zuzanna uniosła brew, rozbawiona. „Nie mogę się doczekać” – rzuciła sarkastycznie.

**Po lekcjach**

Tego popołudnia Ewa stała sama w sali muzycznej. Jej dłonie drżały, gdy ściskała kartkę z odręcznymi tekstami. Nie śpiewała przy nikim od śmierci ojca. Siadał z nią na werandzie, gdy nuciła do wiatru, z zamkniętymi oczami i uśmiechem. „Twój głos to promień słońca, Ewo” – mawiał. „Ogrzewa ludzi.”

Pan Wiśniewski usiadł przy pianinie. „Kiedy będziesz gotowa.”

Wzięła głęboki wdech i zaczęła śpiewać.

Pierwsza nuta była cicha, jak początek wschodu słońca, ale potem jej głos uniósł się – czysty, potężny, pełen uczucia – i nagle stało się coś, czego nikt się nie spodziewał: pan Wiśniewski przestał grać, a klasa zamarła w osłupieniu, bo Ewa śpiewała jak nikt wcześniej w tej szkole.

Idź do oryginalnego materiału