**Upieczona prawda: jak jeden dorsz przewrócił rodzinę**
Wróciłem dzisiaj z pracy zmęczony, ale zadowolony. Z kuchni unosił się przepyszny zapach. Zaparłem ręce i z uśmiechem zajrzałem do środka:
— Mmm, cudownie pachnie! Co gotujesz, Kasiu?
— Upiekłam rybę – odparła spokojnie żona.
Zanim zdążyłem zapytać o przyprawy, z głębi mieszkania dobiegły dziwne odgłosy. Zaniepokoiłem się:
— To znowu sąsiedzi?
— Nie, nie sąsiedzi. W drugim pokoju czeka na ciebie niespodzianka – powiedziała Kasia z tajemniczym uśmiechem.
— Jaka niespodzianka? – zdziwiłem się.
— Idź i zobacz sam.
Powoli przeszedłem przez korytarz, ostrożnie otworzyłem drzwi – i zamarłem. W fotelu, jak gdyby nigdy nic, siedziała moja matka – Janina Wojciechowska.
Pojawiła się wcześniej bez zapowiedzi. Kasia, myśląc, iż to kurier, od razu otworzyła drzwi.
— Janino, dzień dobry. Dlaczego nie dałaś znać? A gdyby nas nie było w domu…
— Ty pracujesz, a ona jest w domu. Nie jestem jeszcze inwalidką. Gdzie mój pokój?
— Proszę tu na razie, później się zobaczy.
— Macie trzy pokoje, a ty od razu nie wiesz? I jak to on nie wiedział?
— Sam nie był poinformowany. Nie mówiła mu pani?
— Po co? Nie przyjechałam w gości. Zostaję u was na dłużej.
Kasia się powstrzymała, choć czuła, jak wszystko w niej się zaciska. Musiała dokończyć pracę, więc poprosiła teściową, by chwilę poczekała. Ta z przekąsem rozejrzała się po mieszkaniu, rzucając na koniec:
— W lodówce pusto…
— Zaraz przyjedzie dostawa.
Gdy kurier przyniósł torby, Kasia gwałtownie przygotowała prosty obiad: pokroiła ser, wędlinę, chleb, zaparzyła herbatę.
— Może przygotuję pani kaszę albo naleśniki?
— Nie trudź się. Jak coś, sama sobie zrobię.
Kasia skinęła głową i wyszła. Po pół godzinie, gdy skończyła pracę, wróciła do kuchni i usłyszała, iż teściowa „zagospodarowała” pokój obok łazienki – ten, w którym ja spędzałem noce przy komputerze. Kobieta już zdążyła oznajmić:
— Bałagan, brud, naczynia. On przynajmniej sam sprząta?
— Pracuje, tu odpoczywa.
— Pracuje? Zabawki ma. Ty siedzisz w domu, jedzenie zamawiasz przez internet. A on, biedaczek, musi harować dzień i noc.
Kasia milczała, tłumiąc emocje. Za dużo goryczy już się nagromadziło, ale teraz nie był czas na wybuch. Przypomniała sobie niedawną rozmowę z własną matką, gdy narzekała na moje zainteresowania:
— No ale przynajmniej nie chodzi po knajpach. Gra cicho – pocieszała ją matka.
— A co będzie, jak przyjdą dzieci?
— Nie wygrał się w dzieciństwie…
I miała rację. Wszystkie pieniądze, które moja matka dała na mieszkanie, wydałem na drogi sprzęt. Dziecięce marzenie, tłumaczyłem wtedy. Mimo to mieszkanie zostało zapisane na Kasię – dzięki wkładowi jej rodziców.
Po obiedzie Janina zasnęła w swoim „nowym” pokoju. Wróciłem z pracy, usłyszałem chrapanie i zdziwiłem się:
— Co, sąsiedzi?
— Nie, twoja mama. Wejdź, porozmawiaj.
Matka obudziła się w samą porę. Bez przywitania, od razu do sedna:
— Teraz jestem na emeryturze. Planuję podróże, a między nimi mieszkać u was. Mieszkanie sprzedam, przecież pieniądze oddałam tobie. Więc mam tu też swoje metry.
— Mamo, na poważnie? Chcieliśmy ten pokój na pokój dziecka. Kasia się nie zgodzi.
— To zwróć mi kasę. Wszystko po sprawiedliwości.
— I tak co miesiąc ci przekazuję. Mamy rodzinę.
— Rodzinę? Kasia w domu siedzi. Ty pracujesz sam. PrKasia spojrzała na mnie, a ja po raz pierwszy od dawna poczułem, iż naprawdę jesteśmy zespołem, gotowym stawić czoło choćby najtrudniejszym wyzwaniom razem.