**Ślub Starszego Brata**
Wąski pas nieba nad horyzontem różowiał, słońce miało niedługo wzejść. W przedziale wszyscy spali, tylko Dominik nie mógł zasnąć. Leżał na górnej półce i wpatrywał się w okno. Coraz częściej mijały wioski, stacje z pustymi peronami. Czyżby naprawdę miał już niedługo być w domu?
Drzwi przedziału uchyliły się, weszła konduktorka.
— Za pół godziny wasza stacja. Postój pociągu dwie minuty — powiedziała i zamknęła drzwi.
Dominik słyszał, jak budziła kogoś w sąsiednim przedziale. Znów spojrzał w okno, ale widok wschodu słońca stracił już urok. Usiadł, potem zeskoczył z gracją na dół. Mężczyzna na dolnej półce westchnął i odwrócił się do ściany.
Dominik wziął ręcznik i wyszedł do korytarza. W prawie wszystkich przedziałach drzwi były uchylone, panował upał. Kilku pasażerów też już wstawało.
Toaleta była zajęta. Dominik odwrócił się do okna. Nie był w domu od czterech lat. Nikt go nie oczekiwał, bo nie wiedzieli, iż przyjedzie. Chciał zrobić niespodziankę. Teraz jednak żałował tej decyzji. Sam był zdenerwowany, nie spał całą noc. A co jeżeli matka dostanie zawału, gdy go zobaczy?
Po śmierci ojca często chorowała. euforia też mogła zaszkodzić jej sercu, podnieść ciśnienie. Powinien był chociaż zadzwonić do Bartka, uprzedzić. Brat przygotowałby matkę.
Wrócił do przedziału, ubrał się, wziął plecak. Przed wyjściem jeszcze raz się rozejrzał — czy czegoś nie zapomniał. Stanął przy oknie w korytarzu, czekając na swoją stację.
Bartek. Matka zawsze nazywała go tylko tak. Po śmierci ojca zajął jego miejsce w rodzinie. Przyzwyczajona do radzenia się we wszystkim męża, teraz w ten sam sposób radziła się starszego syna. Dumna była z tego mądrego, poważnego chłopaka.
A Dominik zawsze był Domkiem, młodzikiem, urwisem, łobuzem. Wydawało mu się, iż matka kocha Bartka bardziej niż jego. Za to ojciec wolał Domka.
— W kogo ty taki? — dziwiła się matka, gdy w dzienniku widziała uwagi o złym zachowaniu.
— W rodzinie musi być choć jeden głuptasek. Jak w bajce. Nic nie szkodzi, przyjdzie czas, i ze mnie będziesz dumna — przechwalał się Domek.
Matka tylko wzdychała.
Bartek skończył szkołę z wyróżnieniem, dostał się bez problemu na studia ekonomiczne. Uczył się świetnie, matka była z niego dumna i stawiała go Domkowi za wzór. A on wolał grać w piłkę, chodzić do kina i czytać książki o piratach, marząc o podróżach.
Domek drażnił się z matką, gdy chwaliła Bartka. Gdy mówiła: „Weź przykład z brata”, Domek z uporem robił na złość jeszcze gorzej. Był, jaki był, i nie zamierzał się zmieniać, choć doceniał inteligencję Bartka.
Gdy Bartek ukończył studia, Domek zdał maturę. Byli zupełnie różni. Bartek przypominał matkę — jasnowłosy, niebieskooki, z delikatnymi ustami. Domek miał ciemne, niesforne włosy, które zawsze sterczały na boki. Oczy żółtawe, jak u kota. Matka w dzieciństwie nazywała go kotkiem. A Bartka? Dominik nie mógł sobie przypomnieć. Pewnie i wtedy mówiła po imieniu.
Oczywiście, miał iść na studia, jak starszy brat. Domek skłamał, nie złożył dokumentów, a potem udawał, iż nie miał wystarczająco punktów.
— Chociaż technikum skończ, może zdążysz. A tak to wojsko cię złapie — wzdychała matka. — Bartek, powiedz mu coś.
— Domek, bez wykształcenia teraz ani rusz, kariery nie zrobisz. Matka ma rację. Spróbuj w technikum. Chcesz, pójdę z tobą? Potem pracujesz, zaocznie studiujesz. Nie rób matce przykrości.
— Jeszcze nie wiem, kim chcę być. Mamy w rodzinie jednego mądralę. Ktoś musi i wojsko odsłużyć. jeżeli wszyscy będą profesorami, kto ojczyznę bronić będzie? — odpowiadał Domek.
— Zobaczysz, doprowadzisz do biedy. Pomyśl o matce, przejmuje się.
Domek poszedł do wojska. Na początku było ciężko, potem się przyzwyczaił, znalazł przyjaciół. Z jednym choćby wyjechał po służbie w Bieszczady. Tam organizowali wielką budowę. Zadzwonił do matki, powiedział, iż chce trochę popracować. Matka płakała, błagała, by wrócił. Dzwonił też Bartek, kłócił się. Ale Domek postawił na swoim.
Dlaczego miał iść śladem brata? choćby ubrania nosił po nim. Bartek nie grał w piłkę, nie drążył spodni. Po co kupować nowe, skoro po bracie zostało pełno? Miał dość. Miał swoje życie. Niech Bartek siedzi w biurze, on woli pracować rękami. Udowodni, iż też coś znaczy. Gdyby ojciec żył, na pewno by go wsparł.
Do domu dzwonił rzadko, mówił, iż wszystko dobrze, ale przyjechać nie może, bez niego tam nie dadzą rady. Po czterech latach pierwszy raz wracał do domu. Dopiero teraz Dominik zrozumiał, jak bardzo tęsknił za matką i Bartkiem.
Zarabiał, kupił mieszkanie, urządził — nie wstyd pannę wprowadzić. Tylko z pannami mu nie szło. Zakochał się w księgowej Kasi, a ta okazała się mężatką. Żeby o niej zapomnieć, wrócił na urlop.
Za oknem już widać było wieżowce dużego miasta. Dominik wyszedł do przedziału. Pociąg zwalniał, w końcu zatrzymał się. Konduktorka otworzyła drzwi. Wyszedł na peron, poprawił plecak na ramieniu i ruszył lekkim krokiem w stronę miasta.
Słońce już wzeszło, dzień zapowiadał się upalny. Dominik szedł ulicami rodzinnego miasta, wdychając zapachy dzieciństwa i rozglądając się na boki. Marzył, jak zrobi furorę. Bartek pewnie jeszcze w domu, nie wyszedł do pracy. Matka otworzy drzwi, krzyknie, rzuci się w jego ramiona… Jak on za nią tęsknił!
Oto i klatka. Długo stał przed drzwiami, w końcu nacisnął dzwonek. Już miał powtórzyć, gdy zaskoczył zamek. Potargana matka mrużała oczy, narzucając na nocną koszulę szlafrok.
W końcu rozpoznała, krzyknęła i zaczęła osuwać się na podłogę, opierając się o framugę. Dominik złapał ją, wprowadził do pokoju i posadził na kanapie. Matka głaskała go po twAle gdy spojrzała na jego oczy pełne determinacji i usłyszała, jak mówi: „Mamo, teraz ja ci pokażę, iż też mogę być kimś”, w końcu zrozumiała, iż każdy musi iść swoją drogą, by znaleźć prawdziwe szczęście.