Aleksander i Julia mieli ślub. Goście zjechali się od rana – eleganckie suknie, szampan, muzyka. Wszystko jak trzeba. Mama Aleksandra, Teresa Janowska, przyjechała dwa dni przed uroczystością, żeby poznać rodziców panny młodej i pomóc w przygotowaniach.
„Mamo, wyglądasz cudownie” – uśmiechnął się Aleksander, witając ją przed wejściem. „Jakbyś się zakochała” – dodał żartobliwie.
Nagle zauważył, jak jej policzki zarumieniły się, a wzrok gwałtownie opadł. Zdziwił się, ale nic nie powiedział.
Następnego dnia, w samo południe, pojawił się dawny przyjaciel zmarłego ojca – Krzysztof Marecki. Towarzyszył mu nieznajomy mężczy w wieku około czterdziestu pięciu lat. Wysoki, zadbany, w eleganckim garniturze.
„Poznaj, Aleksander, to mój kuzyn Bartosz” – przedstawił go Krzysztof. „Pracuje teraz ze mną, w technice orze jak wół”.
Aleksander uścisnął mu dłoń – i wtedy zobaczył dziwny, tęskny wzrok swojej matki. Patrzyła na Bartosza tak, jakby czekała na to spotkanie całe życie. W jej oczach pojawiła się czułość, której nie da się pomylić z niczym innym. I wtedy wszystko stało się jasne.
Mama jest zakochana. I to w tym Bartoszu.
Odwrócił się, czując gorycz. Jego ślub, a tu nagle romans matki? I to z mężczyzną młodszym od niej o prawie dziesięć lat?
„Mamo” – podszedł później. „To ty go zaprosiłaś?”
„Tak. Wybacz, jeżeli to nietakt, ale chciałam, żeby był tu ze mną.”
„Zdajesz sobie sprawę, jak to wygląda? Minęło ledwie kilka miesięcy od śmierci taty, a ty już…”
„Nie proszę cię o błogosławieństwo, synu. Po prostu chcę być szczęśliwa. Milczałam latami. Twój ojciec… był dobrym człowiekiem, ale nie najwierniejszym. Cierpiałam, żebyś miał ojca. A teraz – pozwól mi żyć.”
Gdy jeszcze to przetrawiał, podszedł do niego Krzysztof.
„Nie gniewaj się na matkę. Wiedziałem od dawna, jak ciężko jej było. Milczała dla ciebie. Teraz ma swoją szansę. A Bartosz to porządny człowiek. Szanuje ją.”
Aleksander milczał. Było mu przykro. Ale miał już 29 lat. Sam wybrał, z kim chce iść przez życie. Dlaczego miałby zabraniać tego matce?
Bartosz podszedł do niego sam.
„Rozumiem twoje wątpliwości. Ale kocham twoją matkę. Naprawdę. Nie chodzi o wiek. Nie potrzebuję spadku ani jej majątku. Zawsze pracowałem na swoje. Ale z nią… czuję się dobrze.”
Aleksander spojrzał mu w oczy. Pewny wzrok, otwarta twarz, spokojny głos. To był mężczyzna, nie chłopiec.
„Dobrze. Tylko nie rób jej przykrości. Nie darowałbym ci tego” – powiedział cicho i uścisnął mu dłoń.
Ślub był piękny. Goście bawili się do białego rana. Teresa promieniała. Tańczyła, śmiała się, jakby odzyskała życie. Dwa miesiące później Bartosz oświadczył się jej, a Aleksander choćby się nie zdziwił.
Powiedział tylko:
„Jeśli mama jest szczęśliwa – to znaczy, iż dobrze zrobiłem, pozwalając ci zostać tamtego dnia.”
I wszystko się ułożyło. Aleksander i Julia doczekali się synka, a babcia i „nowy dziadek” pokochali go od pierwszego wejrzenia.