Wesele syna, a serce matki nie jest wolne…
Jakub i Kinga brali ślub. Goście zbierali się od rana, suknie, szampan, muzyka. Wszystko jak należy. Mama Jakuba, Jolanta, przyjechała dwa dni przed uroczystością — poznać rodziców panny młodej i pomóc w przygotowaniach.
— Mamo, wyglądasz przepięknie — uśmiechnął się Jakub, witając ją przed wejściem. — Jakbyś się zakochała — zażartował.
Nagle zauważył, jak jej policzki zarumieniły się, a wzrok gwałtownie opadł. Zdziwił się, ale nic nie powiedział.
Następnego dnia, w sam dzień ślubu, przyjechał stary przyjaciel zmarłego ojca — Robert. Towarzyszył mu nieznajomy mężczyzna, może czterdziestopięcioletni. Szczupły, zadbany, w drogim garniturze.
— Poznaj, Jakubie, to mój kuzyn Marek — przedstawił go Robert. — Teraz ze mną pracuje, w technice zna się jak mało kto.
Jakub uścisnął mu dłoń — i wtedy zobaczył dziwny, długi wzrok matki. Patrzyła na Marka tak, jakby czekała na to spotkanie od lat. W jej oczach pojawiła się czułość, której nie da się pomylić z niczym. I wtedy wszystko stało się jasne.
Mama jest zakochana. I to właśnie w tym Marku.
Odszedł na bok. Nieprzyjemne uczucie. Jego ślub, a matka ma romans? I to z mężczyzną młodszym od niej o prawie dziesięć lat?
— Mamo — podszedł później. — To ty go zaprosiłaś?
— Tak. Wybacz, jeżeli to niestosowne, ale chciałam, żeby był blisko.
— Zdajesz sobie sprawę, jak to wygląda? Minął ledwie rok od śmierci taty. A ty już…
— Nie proszę o twoją aprobatę, synu. Po prostu chcę być szczęśliwa. Milczałam lata. Twój ojciec… był dobrym człowiekiem, ale nie najwierniejszy. Znosiłam to, żebyś dorastał z ojcem. A teraz pozwól mi żyć.
Gdy jeszcze to rozważał, podszedł do niego Robert.
— Nie złość się na matkę. Wiedziałem od lat, jak ciężko jej było. Milczała dla ciebie. Teraz ma szansę. A Marek — uwierz mi — to porządny człowiek. Szanuje ją.
Jakub milczał. Było mu gorzko. Ale miał już 29 lat. Sam wybrał, z kim chce iść przez życie. Dlaczego miałby zabraniać tego matce?
Marek podszedł do niego później sam.
— Rozumiem twój niepokój. Ale kocham twoją matkę. Naprawdę. To nie kwestia wieku. Nie liczę na spadek, nie potrzebuję waszego majątku. Zawsze żyłem z własnej pracy. Ale z nią… czuję się po prostu dobrze.
Jakub spojrzał na niego. Poważne spojrzenie, otwarta twarz, spokojny głos. Mężczyzna, nie chłopak.
— Dobrze. Tylko nie rób jej przykrości. Nie wybaczę ci tego — szepnął i uścisnął mu dłoń.
Wesele przebiegło wspaniale. Goście bawili się do późna. Jolanta promieniała szczęściem. Tańczyła, śmiała się, jakby odrodzona. Dwa miesiące później Marek się jej oświadczył, a Jakub choćby się nie zdziwił.
Powiedział tylko:
— jeżeli mama będzie szczęśliwa, to znaczy, iż dobrze zrobiłem, pozwalając ci zostać tamtego dnia.
I tak właśnie się potoczyło. Jakubowi i Kindze urodził się syn, a „nowy dziadek” i babcia przyjęli go jak własnego.