Ślub się nie odbył: Pan młody nie dotarł do panny młodej.

newskey24.com 6 dni temu

Żadnego wesela nie było. Pan młody nie przyjechał po swoją narzeczoną.

Ile dziewczynek od małego marzy o białej sukni, wianku z kwiatów, o dreszczu na plecach, gdy słyszą „ogłaszam was mężem i żoną”? Kinga była jedną z nich. Rosła jako cicha, skromna dziewczyna, marzycielska i wrażliwa. Ile razy zamykała oczy, gdy w telewizji pokazywali ślubne ceremonie, i wyobrażała sobie, jak pewnego dnia ona także pójdzie pod rękę z ukochanym — przy dźwiękach muzyki, pod zachwyconymi spojrzeniami, z drżeniem serca.

Swojego Dominika poznała jeszcze na uniwersytecie. Studiowali prawo, ale w różnych grupach. On — wysoki, jasnowłosy, wysportowany, z figlarnym błyskiem w oku. Ona — pełna gracji, smukła, z elegancką postawą i łagodnym uśmiechem. Cały wydział powtarzał, iż są stworzeni dla siebie. Dominik nie odstępował jej na krok. Odprowadzał do domu, przynosił kawę w mroźne poranki, rysował serduszka w zeszytach. Ich związek był jak z romansu — piękny, delikatny, prawdziwy.

Minął rok — i oświadczył się. Na obronie dziekanatu rodzice już się znali, razem jeździli na działkę, zaprzyjaźnili się. Postanowili wziąć ślub od razu po studiach. Wszystko szło idealnie. Kinga z przyjaciółkami tygodniami wybierała suknię, przeglądała katalogi, biegała po salonach. Pewnej nocy przyśniła się jej kreacja z najcieńszej koronki, kremowego jedwabiu z lekkim trenem — obudziła się z myślą: „Muszę ją mieć”.

Pojechała do najbliższego salonu. Sprzedawczyni Ewa, wysłuchawszy jej, nagle się uśmiechnęła:

— Niedawno zwrócono suknię, dokładnie taką, jaką pani opisuje. Chce pani zobaczyć?

Kinga zakochała się od razu, choćby bez przymierzania. Była utkana z jej snu. Tylko przyjaciółka szepnęła: „Ewa mówiła, iż tamta ślub się nie odbył… Może to zły znak?” Ale Kinga nie chciała słuchać. Skoro trafiło się właśnie to — to przeznaczenie. Zapakowano suknię, a ona z drżeniem czekała na wielki dzień.

W przeddzień ślubu zamieszkała w hotelu — żeby pobyć sama, zebrać myśli. Jeszcze raz włożyła suknię, pokręciła się przed lustrem. Nagle wydało jej się, iż w odbiciu ma na głowie czarną wstążkę. Przeszedł ją dreszcz, ale zignorowała to, myśląc, iż to tylko nerwy.

Rano wszystko szło gładko: makijaż, fryzura, suknia… Kinga wyglądała jak z okładki. Rodzice, wchodząc, zamarli z zachwytu. Pozostało tylko czekać na Dominika. Minęła godzina. Potem kolejne pół. Kinga przestała się uśmiechać. Przez okno zobaczyła radiowóz. Coś w niej pękło. Wyszła na korytarz, ledwie trzymając się na nogach.

— Przepraszam… pani Kinga? — zapytał młody sierżant. — Wasz narzeczony… Dominik… miał wypadek. Pijany kierowca wjechał na przeciwległy pas. Nie żyje.

Kinga nie płakała. Zastygła. Potem osunęła się na podłogę, zakrywając twarz dłońmi.

Minęły trzy dni. Stała na cmentarzu w tej samej sukni, teraz z czarną wstążką we włosach. W dłoni ściskała ich wspólne zdjęcie. Włożyła je do trumny, pochyliła się, pocałowała zimne czoło ukochanego i szepnęła:

— Przepraszam… gdybym wiedziała, nie puściłabym…

Nikt już potem nie widział jej uśmiechu. Jakby zgasła. Żyła jak automat. Rodzice mówili, iż to depresja. Lekarze — zaburzenie adaptacyjne. Ale matka wiedziała: jej córka powoli odchodzi.

Dokładnie rok później, w dzień, który miał być ich rocznicą, serce Kingi stanęło. W dokumentach napisali: „nagły zgon sercowy we śnie”. W dłoniach trzymała to samo ślubne zdjęcie.

Miłość była prawdziwa. Zbyt prawdziwa, by ją przeżyć.

Czy wierzycie, iż uczucie może być tak silne, iż bez niego nie da się żyć?…

Idź do oryginalnego materiału