Skrzynka z Tajemniczym Pierścionkiem

newsempire24.com 5 godzin temu

**Pudełko z pierścionkiem**

Ania i Marek przyjaźnili się od szkoły podstawowej. Mieszkali w tej samej kamienicy, w sąsiednich klatkach, chodzili do jednej klasy. Przez pierwsze dwa lata babcia Marka odbierała ich po lekcjach. Mama Ani pracowała na zmiany, a ojciec często wyjeżdżał w delegacje.

– Aniu, chodź do nas, nakarmię cię obiadem – proponowała za każdym razem babcia Marka.

Podchodząc pod dom, Ania z bijącym sercem czekała, czy babcia znów ją zaprosi. Z przyjemnością jadła sycący żurek, kopytka z sosem albo kluseczki z parówką.

– Co znowu nic nie jadłaś? Dla kogo ja gotuję? Jakbyśmy cię w domu głodzili – irytowała się mama, otwierając wieczorem lodówkę.

Ania tłumaczyła, iż sama jeść się nie chce, iż babcia ją zaprosiła, a ona nie umiała odmówić. Ale od trzeciej klasy zaczęli mieć lekcje po południu. Babcia przestała zapraszać Anię, bo mama czekała na nią w domu. A potem w ogóle przestała odbierać dzieci ze szkoły.

– Co, jestem małolatem? Nikt już nie chodzi po dzieci, tylko mnie. Wstyd – odpowiedział Marek, gdy Ania zapytała, dlaczego babcia się nie pojawia.

Ania zauważyła, iż Marek nie czeka już na nią w szatni, ucieka, zanim się ubierze, albo idzie z kolegami, nie oglądając się na nią, gdy wlokła się kilka kroków z tyłu.

W szkole też się od niej odsuwał. Wszystko przez chłopaków, którzy drażnili się, iż są parą. Ania się dąsała. Gdy prosił o ściągnięcie zadania, odmawiała, dumnie unosząc podbródek.

W liceum większość kolegów zaczęła się umawiać z dziewczynami. Marek przestał się Anii wstydzić. Znów wracali razem. Często wpadał do niej, by odpisać pracę domową albo przygotować referat.

Pewnego dnia Ania wróciła ze szkoły i zastała mamę płaczącą.

– Coś się stało z tatą? – przestraszyła się.

– Stało. Rzucił nas. Poszedł do innej. Oby mu wszystko odpadło…

Od tamtej pory mama zamknęła się w sobie – płakała albo siedziała, wpatrzona w jeden punkt. Atmosfera w domu stała się nie do zniesienia. Ani nie chciało się wracać. U Marka zachorowała babcia. Wszystko zapominała, choćby czy coś jadła. Marek musiał pilnować jej do powrotu rodziców z pracy, żeby nie wyszła i nie zgubiła się, nie zostawiła gazu ani wody. Widywali się tylko w szkole.

Przed maturą wszyscy gadali, kto gdzie idzie na studia. Ania wiedziała, iż nie stać ich na płatne kierunki, a na budżet się nie dostanie, więc od razu poszła do technikum. Marek załapał się na uniwersytet.

Teraz widywali się rzadko, tylko gdy przypadkiem spotkali się na ulicy. Najpierw wymieniali parę słów. Potem tylko się przywitali i szli w swoją stronę. Czasem Ania widziała Marka z dziewczyną. Udawał, iż jej nie zauważa.

Ania wściekała się i bolało ją to. Marek jej się podobał. Nie wiedziała, czy to miłość, czy tylko przyjaźń, ale patrzeć na niego z kimś innym było ciężko.

Na ostatnim roku w technikum pojawił się nowy nauczyciel, świeżo po pedagogice. Wstydził się, na dziewczyny choćby nie patrzył. Nosił wielkie okulary w grubej, czarnej oprawie.

Pewnego dnia na dworze lało, wiosennie, gwałtownie. Ania zapomniała parasola. Stała pod daszkiem przed szkołą, czekając, aż przestanie.

Wyszedł pan Waldemar, wyciągnął z teczki parasol.

– Kowalska, daleko pani mieszka? – spytał nagle.

– Cztery przystanki autobusem – odparła Ania.

– Mogę panią podwieźć. Mam samochód – zaproponował.

– Nie trzeba, panie Waldku. Zaraz przestanie – odpowiedziała Ania.

– Wątpię. Chodźmy. – Przykrył ją parasolem i podeszli do srebrzystej *Poloneza*.

Pan Waldemar usiadł za kierownicą i zdjął okulary.

– Pan bez okularów prowadzi? – spytała Ania, spoglądając na niego.

Nauczyciel się uśmiechnął.

– Mają zwykłe szkła. Zakładam je dla powagi – szepnął konspiracyjnie. – Tylko między nami, dobrze? Nikomu nie mów. – I uśmiechnął się chłopięco.

– Dobrze – odparła Ania.
„Całkiem sympatyczny bez tych okularów” – pomyślała.

– Podoba się pani u nas? Będzie próbować na studia czy od razu do pracy? – spytał pan Waldemar, nagle przechodząc na „ty” bez okularów.

Ania też kilka razy zwróciła się do niego nieformalnie. Cóż, był tylko kilka lat starszy.

Pod blokiem Ani pan Waldemar wysiadł, by odprowadzić ją pod parasolem, choć deszcz już prawie ustał.

Potem podwiózł ją jeszcze raz. Zrozumiała, iż specjalnie na nią czekał przed szkołą. Kilka razy poszli choćby do kina, jedli lody w kawiarni. Zawsze mówiła do niego per „panie profesorze”. W garniturze i okularach wyglądał poważnie. Łechtało jej miłość własną, iż nauczyciel, dorosły mężczyzna, się nią interesuje. A koleżanki zazdrościły.

Pewnej niedzieli przyszedł do nich z kwiatami i czekoladkami. Gdy pili herbatę, mama wypytywała go o pracę, jakie skończył studia, dlaczego został nauczycielem. Ania milczała, wpatrzona w stół.

– A Ania właśnie szuka pracy – wtrąciła mama, wciągając córkę do rozmowy.

– Właśnie dlatego przyszedłem – odezwał się pan Waldemar. – Od nowego roku zwalnia się etat w technikum. Chciałem zaproponować Anię. Uczyła się dobrze, ma szanse zostać.

– Naprawdę? Aniu, słyszysz? – ucieszyła się mama.

– Nie chcę uczyć. To nie dla mnie. Przepraszam, panie Waldku. – Ania spojrzała mu prosto w oczy.

Zmieszał się. Machinalnie sięgnął po okulary, zapominając, iż ich nie ma.

– adekwatnie przyszedłem… – Odfrąknął. – Ireno, przyszedłem prosić o rękę Ani.

Mama osłupiała, patrząc raz na niego, raz na córkę.

– Rozumiem, iż to dla państwa niespodzianka. Nie śpieszę się. Mam samochód, trochę stary, ale planuję nowy. Mieszkanie. Ani na niczym nie zabraknie – mówił szybko, głównie do mamy.

– To takie nagłe. Aniu, czemu nic nie mówisz? Zawstydził pan dziewczynę. Niech się zastanowi… – Mama coś jeszcze mówiła.

„Przydałoby się pudełko z pierścionAnia przytuliła się mocno do Marka, wiedząc, iż właśnie zaczęła się ich prawdziwa historia, pełna miłości, która przetrwa wszystko – od szkolnych kłótni po dorosłe wybory, bo ich serca od zawsze były przeznaczone tylko dla siebie.

Idź do oryginalnego materiału