Skrzydła szczęścia: Nowy rozdział w ich życiu

newskey24.com 2 tygodni temu

Ewa leciała do ukochanego mężczyzny, unoszona na skrzydłach szczęścia. Wreszcie ich syn skończył szkołę i dostał się na studia. Teraz wraz z mężem mogli w końcu być razem.

Gdy tylko odprowadziła Jacka na uczelnię, jeszcze tego samego dnia kupiła bilet autobusowy i wyruszyła do Tomasza. Byli małżeństwem ledwie dwa lata, ale znali się, jak się jej wydawało, od zawsze.

Ich relacja nie była prosta – zaczęła się z trudem, przez lata przechodziła wzloty i upadki, ale teraz los obiecywał im wspólną przyszłość. Ewa była tego pewna.

Poznali się osiem lat temu. Ona ledwie podniosła się po rozwodzie z pierwszym mężem i długo nie dopuszczała do siebie nikogo… dopóki nie spotkała Tomasza. choćby z nim jednak początkowo wahała się przed związkiem. Musiał się napracować, by przekonać ją, iż nie jest jak jej były, Marek.

Pół roku się spotykali, potem zamieszkali razem. Tomasz wprowadził się do niej, bo w jego kawalerce we trójkę byłoby za ciasno. Ewa miała dziesięcioletniego syna, Jacka – dobrego chłopca, choć z ojczymem też nie od razu znalazł wspólny język.

Po trzech latach wspólnego życia Tomasz zaczął myśleć o ślubie, ale Ewa wcale nie paliła się do ponownego zamążpójścia. Wydawało jej się, iż te formalności są już przeżytkiem. Przecież pieczątka w dowodzie nie chroni przed zdradą – ani mężczyzn, ani kobiet. Była zadowolona ze związku i nie chciała nic zmieniać.

Tomasz początkowo uszanował jej przekonania, ale w końcu zrozumiał, iż to dla niego za mało. Chciał nazywać Ewę swoją żoną – we wszystkich znaczeniach tego słowa. Posunął się choćby do ultimatum: albo ślub, albo rozstanie.

Ewę zirytowała jego stanowczość. Uznała, iż lepiej się rozstać. I tak minęło pół roku.

W tym czasie Tomasz przeprowadził się do innego miasta, gdzie znajomy zaoferował mu dobrze płatną pracę. Rzadko wracał – głównie po to, by odwiedzić rodziców. Podczas jednej z takich wizyt znów spotkał Ewę.

Szła przez park, wyglądając tak, jakby w jej życiu wszystko układało się idealnie. Była promienna i beztroska… aż ich spojrzenia się spotkały.

W jej oczach zobaczył to samo, co czuł w sobie – wciąż go kochała. I nie potrafiła tego ukryć.

Znów zaczęli się spotykać, tym razem na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Każde spotkanie było zaplanowane, ale za to przepełnione ciepłem i namiętnością.

Widywali się raz, może dwa razy w miesiącu. Tomasz niejednokrotnie proponował, by do niego dołączyła. Kupił choćby dwupokojowe mieszkanie, choć wciąż spłacał kredyt.

Ewa pragnęła tego całym sercem, ale w tamtym momencie nie mogła tak radykalnie zmienić swojego życia. Jacek był nastolatkiem – potrzebował uwagi. Do tego jej matka, Barbara, ciężko zachorowała i wymagała opieki. Przez dwa lata Ewa starała się postawić ją na nogi, ale w końcu stan zdrowia matki się poprawił.

— Jeszcze pani pożyje! — powiedział lekarz, wypisując ją do domu.

Barbara przestała trzymać córkę, ale Jacek właśnie zaczynał liceum. Nie chciał zmieniać szkoły, błagał, by została, dopóki nie zda matury. Musiała mu ustąpić.

Latem, przed rozpoczęciem przez syna drugiej klasy, Ewa i Tomasz w końcu wzięli ślub. Widząc, jaką euforia to dało mężowi, pożałowała nawet, iż nie zgodziła się wcześniej… ale po co płakać nad rozlanym mlekiem?

Teraz nie tylko się spotykali. Ich związek mógłby nazywać się „małżeństwem na odległość”, gdyby nie kilkaset kilometrów dzielących ich na co dzień.

A teraz Jacek dostał się na studia. Ewa była z niego dumna, ale też uświadomiła sobie, iż wreszcie może ułożyć swoje życie osobiste. Nie powiedziała Tomaszowi, iż niedługo do niego dołączy – chciała zrobić mu niespodziankę.

A raczej… on i tak się domyślał, ale nie znał konkretnej daty.

Spakowała walizkę, wsiadła do autobusu i pojechała. Chciała, by ten dzień zapadł mu w pamięć. Już widziała, jak wkłada koronkową bieliznę, rozsypuje płatki róż na pościel, przygotowuje romantyczną kolację i czeka na ukochanego.

Marzyła o tych detalach przez całą podróż. Była pewna, iż Tomasz oszaleje z radości… ale to ona dostała największe zaskoczenie.

Otworzyła jego mieszkanie swoim kluczem i zamarła. Wpatrywała się w nią para niebieskich oczu – rudowłosa dziewczyna, młoda i bardzo ładna.

— Kto ty jesteś? — zapytała obcą.

— Jestem Weronika. O, pani pewnie Ewa? Przepraszam, już idę!

— Jak to „idziesz”? Kim ty jesteś?! — nie ustępowała Ewa.

— Proszę się nie denerwować… Ja jestem dziewczyną pańskiego męża.

— Co?! Dziewczyną mojego męża? O czym ty mówisz?!

W jednej chwili jej świat runął. Jakby Ziemia przestała się kręcić.

— Proszę się uspokoić. Tomasz jest wspaniały i bardzo panią kocha.

— Kocha? I dlatego w mojej nieobecności żyje z inną kobietą? Ile ty masz lat? Dwadzieścia?

— Tak, w tym roku skończyłam! Poznaliśmy się przypadkiem… nie miałam gdzie mieszkać, a on mnie przygarnął. Najpierw byliśmy przyjaciółmi, ale ja się w nim zakochałam. Wiem, iż on nigdy mnie nie pokocha, bo ma panią. Po prostu… było mu samotnie. A ja chciałam choć na chwilę rozjaśnić jego dni.

Ewie wydawało się, iż ta dziewczyna mówi od rzeczy. Próbowała przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek miała powody, by wątpić w wierność męża. Nigdy nie znalazła w jego domu śladów innej kobiety. Ani razu. Jak to możliwe?

— Zaraz spakuję swoje rzeczy i wyjdę. Pewnie nie uprzedziła go pani o przyjeździe, więc i mnie nie kazał się wynosić. Przepraszam!

— Co znaczy, iż nie po raz pierwszy tu jesteś?

— Nie… jesteśmy razem od półtora roku. Za każdym razem, gdy pani przyjeżdża, pakuję wszystko, sprzątam, żeby nie było ani śladu, i idę do koleżanki. Byliśmy bardzo ostrożni. Tomasz nie chciał pani robić przykrości! choćby nie pozwalał mi dotykać pani rzeczy. choćby szamponu czy szczoteczki do zębów. Żeby pani niczego nie zauważyła. Zawsze byłam dyskretna… ale teraz…

— IEwa zostawiła klucze na stole, zamknęła za sobą drzwi i poszła przed siebie, rozumiejąc, iż czasami choćby największa miłość nie jest warta utraty godności.

Idź do oryginalnego materiału