Skrzydła szczęścia na drodze do miłości: Nowe życie po zakończeniu szkoły.

newskey24.com 2 tygodni temu

Joanna pędziła do ukochanego mężczyzny, a adekwatnie leciała na skrzydłach szczęścia. Wreszcie syn skończył liceum i dostał się na studia. Teraz razem z mężem będą mogli w końcu być razem.

Wysławszy syna na akademik, tego samego dnia kupiła bilet na autobus i pojechała do Stanisława. Byli małżeństwem zaledwie dwa lata, ale znali się, jak się wydawało, od zawsze.

W ich związku było wszystko – trudne początki, ciężkie chwile, ale los obiecywał im wspólną przyszłość. Przynajmniej Joanna była tego pewna.

Poznali się osiem lat temu. Wtedy ledwo odchodziła po rozwodzie z pierwszym mężem i długo nie dopuszczała do siebie nikogo. Aż do spotkania Stanisława. choćby z nim nie od razu zdecydowała się na związek. Musiał się naprawdę postarać, by przekonać ją, iż nie jest jak jej były, Tomasz.

Pół roku chodzili na randki, potem zamieszkali razem. Stanisław wprowadził się do niej, bo w jego kawalerce byłoby im zbyt ciasno. Joanna miała dziesięcioletniego syna, Krzysia. Dobry chłopak, ale z ojczymem też nie od razu się dogadał.

Po trzech latach Stanisław zaczął myśleć o ślubie, ale jego ukochana Joanna wcale nie paliła się do zamążpójścia. Wydawało jej się, iż te pieczątki już dawno się przeżyły. Co więcej, nie chronią przed zdradą – ani mężczyzn, ani kobiet.

Było jej dobrze, nie chciała nic zmieniać.

Stanisław początkowo się z nią zgodził, ale z czasem zrozumiał, iż to dla niego za mało. Chciał, by Joanna była jego żoną w każdym sensie. Doszło do tego, iż postawił ultimatum – albo ślub, albo rozstanie.

Nie spodobało jej się jego natarczywość. Uznała, iż lepiej się rozejść. I tak minęło pół roku.

W tym czasie Stanisław zdążył przeprowadzić się do Poznania, gdzie znajomy zaoferował mu dobrze płatną pracę. Rzadko wracał do rodzinnego miasta, najwyżej raz na dwa miesiące, by odwiedzić rodziców. I podczas jednej z tych wizyt znów spotkał Joannę.

Szła parkiem, wyglądając, jakby w jej życiu wszystko było idealne. Promieniała radością, dopóki nie spotkała jego wzroku.

W jej oczach zobaczył to samo, co czuł – wciąż go kochała. I nie potrafiła tego ukryć.

Znów zaczęli się spotykać, ale na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Każde spotkanie było zaplanowane, ale zawsze pełne ciepła i namiętności.

Widywali się raz w miesiącu. Czasem dwa razy. Stanisław nie raz proponował, by się do niego przeprowadziła. Kupił już choćby dwupokojowe mieszkanie, choć jeszcze spłacał kredyt.

Joanna niby pragnęła tego całym sercem, ale nie mogła tak nagle zmienić życia. Syn był nastolatkiem, wymagał uwagi. Do tego chorowała matka, wymagająca opieki. Dwa lata Joanna walczyła, by postawić ją na nogi.

– Jeszcze pożyje! – uradowali się lekarze, wypisując ją do domu.

Halina Stanisławowa już nie więziła córki, ale Krzysio zaczął liceum. Nie chciał zmieniać szkoły, błagał matkę, by została, dopóki nie zda matury. Musiała ustąpić.

Latem, przed początkiem drugiej klasy, Joanna i Stanisław wzięli w końcu ślub. Widząc, jaką euforia to przyniosło mężowi, żałowała, iż nie zgodziła się wcześniej, ale po co płakać nad rozlanym mlekiem?

Teraz nie tylko się spotykali. Ich związek można by nazwać małżeństwem na odległość, gdyby nie kilometraż, który ich dzielił.

Aż wreszcie Krzysio dostał się na studia. Joanna była z niego dumna i wiedziała, iż teraz może zadbać o własne życie. Nie powiedziała Stanisławowi, iż niedługo do niego dołączy – chciała zrobić mu niespodziankę.

On pewnie i tak się domyślał, ale nie znał konkretnej daty.

Spakowała walizkę, wsiadła w autobus i pojechała. Chciała, by zapamiętał ten dzień na długo. Już widziała w myślach koronkową bieliznę, płatki róż na nowej pościeli, kolację czekającą na jego powrót.

Marzyła o tym szczegółowo, gdy autobus mijał kolejne miasta. Była pewna, iż Stanisław oszaleje z radości. Ale to ona dostała niespodziankę.

Otworzyła drzwi swoim kluczem i zamarła. Patrzyła na nią para niebieskich oczu – rudowłosa dziewczyna, śliczna i bardzo młoda.

– Kim ty jesteś? – warknęła.

– Jestem Magda. Ojej, pewnie pani Joanna? Przepraszam, już idę!

– Jak to idziesz? Co ty tu robisz?! – Joanna nie dawała za wygraną.

– Niech się pani nie denerwuje. Ja jestem… dziewczyną pana Stanisława.

– Co?! Dziewczyną mojego męża?! Oszalałaś?! – osłupiała.

Świat zatrzymał się na sekundę, jakby ziemia przestała się kręcić.

– Proszę się nie gniewać. On jest wspaniały i bardzo panią kocha.

– Kocha? I dlatego żyje z inną?! Ile ty masz lat? Dwadzieścia?

– Tak, niedawno skończyłam. Poznaliśmy się przypadkiem. Nie miałam gdzie mieszkać, a on mnie przygarnął. Najpierw byliśmy przyjaciółmi, ale ja… zakochałam się. Wiem, iż on mnie nie kocha, bo ma panią. Ale rozumie pani, samotność jest ciężka… Ja tylko chciałam być przy nim!

Joanna nie mogła uwierzyć w te brednie. Próbowała przypomnieć sobie, czy było coś, co mogłoby wskazywać na zdradę. Nigdy nie znalazła w mieszkaniu śladów innej kobiety. Jak to możliwe?

– Zaraz się spakuję i wyjdę. Pan Stanisław nie wiedział, iż pani przyjedzie, więc nie powiedział mi… Przepraszam!

– Co znaczy, iż nie pierwszy raz tu jesteś?

– Od półtora roku. Zawsze, gdy pani przyjeżdża, zabieram swoje rzeczy, sprzątam, by nie było ani śladu, i idę do koleżanki. Byliśmy ostrożni. On nie chciał pani zranić!

– I myślisz, iż fakt, iż tu jesteś, mnie nie rani?!

Nie rozumiała, po co w ogóle z nią rozmawia, ale Magda nie zamykała ust.

– To nie ma znaczenia. On kocha tylko panią!

– A z tobą sypia, gdy mnie nie ma?

– Proszę nie brać tego do serca. On nie ma do mnie uczucia! Jestem pewna!

W tej chwili otworzyły się drzwi. Stanisław stał na progu – pewnie Magda zdążyła mu napisać.

– Joasiu, przepraszam… To nic nie znaczy. Kocham tylko ciebie! – wyciągnął ręce, ale ona je odtrąciła.

Gdy Joanna odwróciła się, by wyjść, zobaczyła w lustrze swoje odbicie – starsze, zmęczone, ale wciąż silne – i w tej jednej chwili zrozumiała, iż czas iść dalej, sama.

Idź do oryginalnego materiału