Dzisiaj zapisuję tę historię, bo może ktoś wyciągnie z niej lekcję.
Weronika wróciła do domu wcześniej niż zwykle. Projekt, nad którym pracowała dzień i noc, był wreszcie gotowy, więc postanowiła sprawić sobie i mężowi – Krzysztofowi – małą przyjemność. Wstąpiła do sklepu, kupiła jego ulubione przysmaki – oscypek, owoce, ryby – i z lekkim gwizdem na ustach weszła po schodach.
„Krzysztof, jesteś w domu?” – zawołała, widząc jego buty i kurtkę w przedpokoju.
Cisza. Żadnego telewizora, kroków, ani znanego: „O, już jesteś! Co przyniosłaś?”
Weronika zaniepokoiła się. Postawiła torby na podłodze i przeszła przez mieszkanie. Wszędzie leżały rozrzucone rzeczy męża – koszule, skarpetki, pasek. W sypialni w końcu go znalazła. Stał tyłem do niej, przy otwartej szafie, w jednej ręce torbę, w drugiej – koszule.
„A, tu jesteś! Zrobię kolację” – powiedziała wesoło, ale głos jej zadrżał. – „Znowu wyjazd służbowy?”
Krzysztof odwrócił się. Jego twarz była dziwnie spokojna. Podeszedł, wziął ją za ręce.
„Weronika, idź na kuchnię. Przygotuj coś. Zaraz przyjdę. Muszę ci coś wyjaśnić.”
Nie rozumiała, co się dzieje, ale posłuchała.
W kuchni ręce jej się trzęsły, nogi odmawiały posłuszeństwa. Włączyła piekarnik, zaczęła przygotowywać ulubionego pieczonego pstrąga Krzysztofa, pokroiła świeżą sałatę, ułożyła ser. Trochę się uspokoiła. „Pewnie znowu sobie coś wymyśliłam” – próbowała się pocieszyć.
Ale gdzieś głęboko czuła, iż zbliża się burza.
Minęło dwadzieścia minut. Ze sypialni – cisza. Otworzyła okno, do pokoju wpadł ciepły wiatr. Wtedy prawie niezauważalnie z tyłu pojawił się Krzysztof. Objął ją od tyłu.
„Kolacja gotowa” – szepnęła, próbując się odwrócić. Ale on nie puścił. Przyciągnął ją mocniej.
„Weronika… Zawsze byłaś mądra. Wrażliwa. Mam nadzieję, iż zrozumiesz. Odchodzę.”
Czas stanął w miejscu.
„To silniejsze ode mnie… Wybacz.”
Jakiś czas się wahał, męczył, nie mógł się zdecydować. Pół roku rozdarty między przeszłością a teraźniejszością. Ale dziś wszystko stało się jasne.
„Jesteś wspaniała. Dobra. Inteligentna. Ale już cię nie kocham. Może kochałem. Albo myślałem, iż kocham…”
Odsunął się gwałtownie, złapał torbę i wybiegł, zostawiając Weronikę w osłupieniu. Za jej plecami stygła kolacja przygotowana z miłością.
Stała tak – z pustym wzrokiem, w ciszy, która wypełniła pustkę.
Noc spędziła bez snu. Płakała, wyła w poduszkę, wpatrywała się w sufit. Nad ranem ledwo zaczęła zasypiać, gdy zadzwoniono do drzwi.
Na progu stał Krzysztof. W tym samym, w czym wyszedł. Obok niego – szczupła blondynka z zimnymi błękitnymi oczami.
„To Dagmara” – powiedział. – „Pamiętasz, opowiadałem ci o mojej szkolnej miłości?”
Tak, pamiętała. Właśnie po Dagmarze był w kawałkach. To ona go zdradziła, a Weronika pozbierała go, gdy pierwszy raz spotkali się na parkingu pod sklepem. Omal nie wjechał wtedy w jej samochód.
Zabrała go do swojego życia, dała mu dom, troskę, czułość. A on… wrócił do tej, która go kiedyś porzuciła.
„Spotkaliśmy się znowu” – kontynuował Krzysztof. – „Dagmara się rozstała z mężem. Zaczęliśmy się widywać. Jeździłem do niej, gdy mówiłem ci, iż jestem w delegacji…”
„Po co przyszliście?”
„Chciałem, żebyś usłyszała prawdę ode mnie, a nie od obcych ludzi. Dagmara chciała ci podziękować. Za to, iż wtedy mnie wsparłaś.” – Dagmara skinęła głową.
„Chcesz, żebym był szczęśliwy, prawda?” – zapytał, patrząc jej w oczy.
Weronika bez słowa zamknęła drzwi przed jego nosem.
„Ale czemu? Czemu ona jest lepsza ode mnie?” – płakała w ramionach przyjaciółki, Oli. – „Tak, jest piękna. Efektowna. Ale przecież go zdradziła! A teraz wróciła – i on jej wybaczył!”
Ola chciała przypomnieć: „Mówiłam ci. Nie wiąż się z mężczyzną, który nie zamknął przeszłości.” Ale milczała. Tylko gładziła Weronikę po ramieniu i szeptała:
„Wszystko minie. Ty też będziesz szczęśliwa. Na pewno.”
„Ale ja już spotkałam swojego. Był mój! Moim księciem…”
Przez dwa tygodnie Weronika nie wychodziła z mieszkania. Potem wróciła do pracy. Chodziła jak cień, nie zauważając szeptów za plecami. Była pusta w środku.
„Tak nie może być” – powiedziała Ola po kilku miesiącach. – „Pakuj się. Jedziemy nad morze.”
Weronika się opierała. Patrzyła na telefon, na zdjęcia Krzysztofa i Dagmary, na jej zaokrąglony brzuch.
„Będą mieli dziecko, Ola… Im się układa…”
„A tobie też się ułoży! Ale tylko jeżeli przestaniesz patrzeć wstecz!” – odcięła przyjaciółka.
Potem wszystko się zmieniło. Powoli. Weronika odżyła. Znów zaczęła się uśmiechać. Otworzyła się na współpracownika, który od dawna okazywał jej sympatię. I oto – ślub.
Ola, już z widocznym brzuszkiem, jadła trzecią porcję lodów w salonie ślubnym, gdy Weronika przymierzała suknię.
„Będziesz najpiękniejszą panną młodą!” – śmiała się. – „Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.”
Ale los lubi żarty.
Gdy Weronika wróciła do domu, pod drzwiami siedział Krzysztof. Z trzyletnią dziewczynką na rękach.
„To moja córka, Zosia. Dagmara nas zostawiła. Powiedziała, iż chce zacząć od nowa. Bez nas.”
„I przyszedłeś… do mnie?” – głos Weroniki zadrżał.
„Nie mam do kogo się zwrócić. Pomóż…”
„Za cztery dni wychodzę za mąż, Krzysztofie.”
Skinął głową. Spuścił wzrok.
„Rozumiem. Ale… nie daję sobie rady. Nie wiem, jak być ojcem. Nie wiem, co robić.”
Weronika spojrWeronika westchnęła głęboko, po czym otworzyła drzwi nieco szerzej – nie dla niego, ale dla tej małej dziewczynki, która nigdy nie powinna poczuć się tak, jak oni kiedyś.