Żyję sobie trochę obok,
gdzieś tam, na zapleczu,
pomiędzy miotłami, mopem
i starym, dziurawym wiadrem.
Stoję w kącie i słucham,
jak szuracie swoimi butami,
gdzieś tam biegnąc niedbale.
Ja tymczasem stoję — jest dobrze.
Jestem, ale tak chyba na niby.
Czasami tylko ktoś tu zajrzy,
sprawdzi, wyczyści, naprawi.
Potem zamiecie korytarz
i pójdzie w swoją stronę.