Skarb w ogrodzie: rodzinna opowieść z Nowego Sącza
Genowefa Kowalska skończyła właśnie sprzątać w domu. Czas było nakryć do stołu. Wczoraj ugotowała aromatyczny rosół z warzywami – palce lizać! Nagle z zewnątrz dobiegł głośny krzyk. Kobieta o mało nie upuściła chochli, serce podskoczyło jej z zaskoczenia.
– Babciu! Dziadku! Coś znalazłem, chodźcie szybko! – wołał ich wnuk Kacper.
Genowefa i Stanisław Kowalscy pośpieszyli na podwórze.
– Dziadek, patrz! – Kacper trzymał coś w dłoni, promieniejąc z radości.
Ale Genowefę zdumiało co innego.
– Kacperku, kiedy ty zdążyłeś przekopać grządki? – zawołała, podziwiając starannie spulchnioną ziemię.
– Starałem się – odparł chłopiec dumnie. – Ale zobaczcie, co znalazłem!
Stanisław spojrzał na przedmiot w ręku wnuka i zastygł, nie wierząc własnym oczom.
Wcześniej tego ranka Genowefa rozmawiała przez telefon z córką. Odłożywszy słuchawkę, zawołała do męża:
– Stasiu, chcą nam przywieźć wnuka!
Stanisław oderwał się od laptopa, gdzie układał pasjansa, i zdziwiony spytał:
– Którego wnuka?
Mieli trójkę wnuków. Najstarszy, Jakub, skończył właśnie technikum. Wnuczka Kinga dopiero co zdała maturę i szykowała się na psychologię. Rodzice nie mogli się jej nachwalić – ambitna, ciągle w książkach. Na pewno nie do nich przyjedzie.
– No którego, Stasiu, jakbyś nie wiedział! – oburzyła się Genowefa. – Kto u nas jest leniwy i nic nie robi? Starszych wychowaliśmy porządnie, kiedy mieliśmy siły. A ten najmłodszy, Kacper – zupełnie się zapomniał! Piątą klasę skończył z trzema trójkami, wstyd! A ty tylko w karty grasz, co za dziadek!
– A co ja mogę? Każdy jest kowalem swojego losu! – mruknął Stanisław, powtarzając ulubione powiedzenie.
– To prawda, ale nie do końca. Jak przyjedzie, zobaczymy, jaki z niego kowal! – zdecydowanie oznajmiła Genowefa.
– Na darmo się zgodziłaś – burknął dziadek. – Rozpuszczony, nieposłuszny. Najmłodszy, więc mu pobłażali. Co on tu będzie robił? W telefon się będzie gapić, a ty mu gotować? W jego wieku apetyt to dopiero!
Stanisław z wyraźnym żalem zamknął laptopa.
– Pójdę lepiej twoje grządki kopać, ot co!
– Oj, grządki! – roześmiała się Genowefa. – Trzy skrawki ziemi pod pietruszkę i marchew. I czemu to moje grządki? Wnuk nasz wspólny, więc i sprawy wspólne!
– Nic nie zapomniałem! – nachmurzył się Stanisław. – To ty zapomniałaś, jaka sama byłaś w jego wieku. Rodzice sobie z nim nie radzą, a my tym bardziej!
– Telefon mu, nawiasem mówiąc, zabrali – dodała Genowefa.
– No to już w ogóle klęska! – zirytował się dziadek i wyszedł na podwórze.
Genowefa zabrała się za gotowanie obiadu. Nagle drzwi wejściowe z hukiem się otworzyły – wrócił mąż.
– Co tak wcześnie? – zdziwiła się, wrzucając pokrojone warzywa do bulionu.
– Deszcz lunął, Geniu! Choć w okno spojrzyj! – Stanisław wyraźnie się ucieszył, iż plecy go bolą i kopać w deszczu nie musi. – Wszystko kupimy w sklepie.
– Jak twoja matka mawiała: „Drobny deszcz leniom sprzyja” – uśmiechnęła się Genowefa.
– Kto tu leniem jest? – oburzył się Stanisław. – Mnie za lenia uważasz? No, Geniu, ależ ty!
– Idź już, nie marudź! Przynieś z komórki kołdrę i poduszkę, wnuk zaraz przyjedzie!
– Lepiej by Kacper został z rodzicami, też mi pomysł – mruczał Stanisław przez cały wieczór. – Koniec spokoju, zafundowali nam egzamin na stare lata! Swoje już odrobiliśmy!
Następnego ranka pod ich dom w Nowym Sączu podjechał samochód. Wysiadł z niego Kacper – ponury, z niezadowoloną miną. Choć babci i dziadkowi się uśmiechnął, zaraz znów się skrzywił:
– No i co ja tu będę robił?
– Właśnie, iż nic, ja też tak uważam – bąknął pod nosem Stanisław.
Ale Kacper usłyszał:
– Dziadek, nie cieszysz się, iż jestem?
– A z czego mam się cieszyć? Minca kwaśna, pożytku z ciebie żadnego, same kłopoty!
– Mamo, słyszałaś, co dziadek powiedział? – Kacper odwrócił się, ale jego matka, Beata, go zatrzymała:
– Tato, mamo, nie przejmujcie się, on wiecznie narzeka, wiek taki. No, jadę, odbiorę Kacpra później, wtedy pogadamy. Mamo, masz jego telefon, jak bardzo będzie dokuczał – oddaj. I nie martw się, trzeba mu sto razy to samo powtarzać. Wszystkie teraz takie dziwne – szepnęła Beata i odjechała.
– Nikomu nie jesteśmy potrzebni! – mamrotał Stanisław. – Wepchnęła chłopaka i uciekła.
– Oni zawsze tacy, ciągle nie mają czasu – westchnął Kacper, zarzucił plecak i powlókł się do domu.
– Stasiu, może dziś przekopiesz tę grządkę? – poprosiła Genowefa. – Bo nic nie posadzę.
– Geniu, daj już spokój z tą grządką! Plecy mnie bolą, chcesz, żebym się rozłożył? Drugiego skarbu tam nie znajdziesz. Niech wnuk pomoże, młody, siłę ma! – burknął Stanisław.
– Jaki skarb, dziadku? – natychmiast wyjrzał Kacper z pokoju.
– A mówią, iż nic nie słyszysz? – zdziwiła się babcia. – Było tak, dziadek kiedyś kopał i starą szkatułkę znalazł.
– I co tam było?
– Ciekawi cię? Później pokażę.
– Babciu, a gdzie mam kopać? I tak nudzę się – niespodziewanie zaproponował Kacper.
– Idź, łopata w szopie, trzy grządki za domem, wybierz sobie – skinęła Genowefa.
Kacper poleciał jak na skrzydłach.
– Na skarb poszedł – uśmiechnęła się. – Może coś mu podrzucimy?
– Robić nie mam co! Dwa razy kopnie i rzuci, leń jak się patrzy! – machnął ręką Stanisław.
– No, no, kto mówi – pokiwała głową Genowefa.
Kacper grzebał w grządkach ponadKacper wrócił do domu z błyszczącymi oczami, trzymając w dłoni stary, zardzewiały klucz – może to był początek prawdziwej przygody.