Skąpy Małżonek

polregion.pl 4 godzin temu

Opowiem ci jakąś historyjkę, może zasiedzisz z czapką na głowie?
W dalekim zakątku, gdzie wytrawne lakiernie ślępią mieliznę, a zimą woże do szkoły na rowerze w błotnistej, wiosną biega tu łosie, usamorzony jest mały osiedle pracy.
Domki? Załóżmy, iż wszystko z大宗商品, sterczą jak zbudowane w dwóch pogodzach.
Lata sześćdziesiąte, Polska koleje szosy na szlaku do radosnej przyszłości, a u nas czas jakby zapadł się w glinkę.
Cała wielkość życia kręci się wokół Papierowni. Stare i młode parują tam z powrotem. Średni budżet, ale bez kłopotów premie czterech skrzydeł, wiec pASY.
A w jednym z tych betonowych puszek, na parterze, mieszka rodzina Nowaków.
Z wyglądu doskonała polska rodzina, jakich mógłbym wypisać sto. Ale otwórz drzwi do ich mieszkania, a przestaniesz liczyć grosze.
Głową rodziny jest Józef Twardowski, znany u nas jako „Głodny Józio”. Wysoki, chudziutki, z warkoczami, który wygląda jak żmija z tegularu.
W papierowni jest mistrzem narzędzia, szanowany jak prawdziwy kowal. Ale w domu
No, w domu przemienia się w prawdziwego Janczyka.
Któraś raz, pijany sąsiad Marianek powiedział mu:
„Józio, może albo się uśmiechnij, albo twarz rozleje”.
I z tego tytułu przez tydzień w ogóle nie zawijał mu ręki z brakową on nie wiedział, czy to przez piwo, czy przez oszczędność na uśmiech.
A żona, Zofia Twardowska kompletne przeciwieństwo.
Mówi się, iż kiedyś była królową walcerki, piała pieśni do gitar, ale wyraźnie zgasła i teraz przycichła jak mysz.
Rachunki księguje na biurko idealna para dla skąpiego.
Syn, Michał, w 12 lat już wie, iż w domu coś nie jest w porządku. Ma rozum, ale wachlicka całe życie szuka, gdzie zawrócić ojca.
A to i tyle: „Grosz z dżdżu! A ty, imbrowy liść, nie chcesz zrozumieć!” I dwa ciosy stół jakby zakładał szpilę.
Sąsiedzi szepczą: mówią, iż Twardowski przemienił się w janczys. Sąsiad Jacek kupił telewizor, Krzyś wymienił dywan, a u nich w mieszkaniu nic, jakby zasypał się jak powietrze.
Za to skrytkę w korytarzu mają z trzema zamszami, jakby w środku skarb Józka Kowalskiego. A w środku jeszcze imo szynki i groch, odmierzone jak na kuchni szpitalnej.
Tak żyją Twardowscy za świecie, w zaklęciu jednego człowieka, który nie widzi, iż rzeczywiste bogactwo rodzinne ciepło wyciska się jak woda z płótna.
Poranny rytuał w tym domu jest stały.
O szóste Józef rusza do korytarza, gdzie stoi szafka z klamkami jak w skarbca.
Zgrzyt kluczy budzi Zofię i Michała.
„Zosia, zrób coś!” woła Józio.
Zofia, tylko w szlafiku, rzuca się w stronę szafki. Michał, ciasno przyciśnięty pod drzwiami, obserwuje codzienną komedię.
„Tu, chwileczek,” Józef odmierza groch w małej miseczce. „Dzisiejszy raz dwie łyżki dla ciebie, trzy dla mnie, jedna dla wyznawca. Zrozumiałe?”
„Tak, Jaszek,” odpowiada cicho Zofia.
„Ziemniaki jest sześć sztuk, nie więcej. Dwie dla ciebie, trzy dla mnie, jedna dla Maćka. Jasne?”
„Jasne, Jaszek.”
Potem Józio rusza do okna, gdzie stoi samodzielny lodówka skrzynia z muru, wyłożona folią, z klapą w ścianie na zewnątrz.
„Masło tylko na patelnię,” mówi, zrywa cieniutki kawałek. „Nie masz ku wyborgowi na bagnet!”
„Rozumiem, Jaszek,” pokornie mówi Zofia.
Michał ścisnął pięści, czując, jak w nim kipocze wściekłość. Ale milczył, bo wiedział każde słowo môże wywołać koszmar.
Michał rośnie, wchłaniając ojcową filozofię oszczędności.
W szkole strzela się do tyłu pod stołami, bo działania z opłacaniem kosztować finansowe cierpienie. Ne do urodzin klasówki nie chodzi, przyśpieszając czym innym.
„Po co piąć banknotów na prezent?” mówił Józio. „Przyjaciele to luksus. Dorośniesz sam pomyślisz.”
Chłopiec zamyka się w sobie. Jedyne ucieczka to książki biblioteki darmowe i dostępne.
Któraś raz Michał przyniósł do domu kocicią, którą znalazł na drodze.
„Co ty zrobiłeś, grzeszniku?” wyryczał Józio. „A jak go nakarmisz? Z Twojej porcji?”
„Zredukuję swoje rachunki,” szepnął Michał.
„Wyrzuć to pieprzony zwierzę!” krzyczał ojciec.
Zofia siedziała bez ruchu, jakby patrzyła, jak syn rzuca skrzywdzonym kocikiem na zewnątrz. Wtedy zrozumiała, iż traci syna.
Wieczorem, gdy Michał już spał, Zofia zaczęła mówić.
„Jaszku, może czas trochę znosić?” szepnęła. „Nie jesteśmy gorsi innych. Zarobiamy dobrze.”
Józio znowu podniósł oczy od gazety.
„O co to chodzi?” zapytał groźnie.
„Michał ma potrzebę nowej kurtki,” kontynuowała. „I butów. Ty wyciąg teraz.”
„Zrówna się,” zabronił. „Walczy trochę w dresie.”
„A dzieci na niego się śmieją!” wybuchnęła Zofia. „Chcesz, żeby syn doszedł do życia jako dowcip?”
Józio podszedł, wyższy jak cień.
„Kto cię uczy?” szeptał. „Ja znam lepiej, co mu potrzeba! Ma uczyć się ceny pieniądza!”
Ale Zofia nie dała za wygraną.
„Tak czas, byś schlebił siebie!” zawołała.
I szarpnęła ją w twarz.
„Jeśli jeszcze jedno słowo, idziesz spać w kurniku,” процедził.
Zofia, trzymając rękę przy policzku, weszła do swojej sypialni. Michał, podsłuchując za drzwiami, płakał cicho.
Lat po latach Michał zakończył szkołę i został do technikum w sąsiednim miasteczku.
Któraś raz, kolega Wiktor zaprosił do kina.
„Nie mam z czego,” odmówił Michał.
„Co za głupoty, dopiero ty stypendium dostaliście,” zdziwił się Wiktor.
„Kopię,” odpowiedział. „Na czarno.”
„Na czarno? Kiedyś w życiu wiesz, iż masz 20 lat?”
Ale Michał już się nie odwrócił. Wieczory spędzał na wyliczaniu skrótów, gdy inni chodzili na promenadę.
Dziewczyny patrzyły na wysokiego, atrakcyjnego chłopca, ale Michał oszczędzał na wiązankach.
„Kobiety to koszt,” mówił sobie głosem ojca.
Żył jak na obrazie postrzegania samotnie i cicho, nie zauważając, jak młodość zmyka z czasem.
Na ostatnim roku technikum do grupy przyszła nowa Patrycja. Urocza, żywa dziewczyna natychmiast przyciągnęła uwagę chłopaków. Ale teraz zauważyła niszczyciela Michała.
„Cześć! Co jest grube?” zapytała.
„Normalne,” burknął, ale w środku coś zażartych.
„Weź jaką kawę, ja zapłacę!” zaprosiła.
„Prać? Po co?” zdziwił się.
Patrycja śmiała się.
„Jak inaczej się zapoznawali?”
I nagle Michał się zgodził. Pierwszy raz w życiu wydał grosze na przyjemność. I ten wieczór przemienił jego życie.
Skażali się cicho, jak prosił. Patrycja nie narzekała.
Pierwsze dni życia mieli się dobrze.
Ale niedługo Patrycja zauważyła dziwactwa Michała.
„Kochany, może kupimy firmę?” proponowała.
„Skąd?” odparł.
„Będzie pięknie!”
„Piękno kosztuje. Trzeba zachować.”
Patrycja westchnęła. Nie znała już życia koła, które nazwał „teraz”.
Po pół roku marriage wybuchła.
„Michał, musimy wytrwać,” powiedziała.
„O czym?” spytał, zdenerwowany.
„O naszym życiu. Dlaczego wychodzimy jak biedaki? Mamy koszt!”
„Koszt powinien kusić, a nie wyginać,” zauważył.
„Na co gromadzić? Na skrzyżowanie? zawołała. „Jesteśmy młody! Żyjmy teraz!”
„Teraz w jakim sensie?” zmurzył. „Mój ojciec zawsze mówił…”
„Błagam, puść tego!” przerwała. „Chcesz żyć jak on? W obawie i oszczędności?”
Michał zaczerwienił się od złości i krzyczał.
Patrycja wstała, niemal przewał się fotel.
„Co?! patrzyła na nią lodowatym wzrokiem. „Nie bierz mnie jak sejski egzemplarz! Ja jestem żywym człowiekiem. Mam marzenia i pożądania. Chcę żyć, a nie przeżycie!”
„To żyć? śmiała się. „A skąd papa? Możesz spytać!”
„Zdrowo, myśl że!” Patrycja wybuchła. „Pięć złotych to środek, a nie cel! Jesteśmy młody i zdrowi. Przecież nie trzeba wszystko szowrocić?”
Michał milczał, zaciskając zęby. A Patrycja nagle opadła, jakby jej serce wytrzymało.
„Znasz,” powiedziała cicho, patrząc w podłogę, „nie proszę choćby o biżuterię, ani dywany z perłami.
Chcę czasem filmu, lodu. Oprzestrzenienia, iż żyjemy, a nie przyspieszanie.”
Milkli. Słyszano tylko dźwięk taniego plastikowego zegara kupionego w sprzedarzu.
Patrycja i Michał patrzyli na siebie, a każdy widział, iż za chwilę coś się zepsuje, i już nie da się wytrwać.
Minęła tydzień. Patrycja cicho pakowała się, Michał patrzył w milczeniu.
„ZARATION rzeczywiście idziesz?” spytał.
„Tak, Michał. Już nie mogę.”
„A możemy wszystko poprawić,” zdradził niepewność.
„Nie, kochanie. Nie zmienisz się. Stałeś się obrazem ojca.”
Patrycja podniosła torbę i ruszyła do drzwi. Na progu odwróciła się:
„Znasz, Michał, najcenniejsze to nie banknoty, ale miłość, szczęście, wolność. Ale ty zamieniłeś wszystko na grosze w bantie. Do widzenia.”
Drzwi zamknęły się.
Michał został sam w pustym mieszkaniu, nie wiedząc, jak uratować最基本, co miał.

Idź do oryginalnego materiału