Skandal w wiosce przez siostrę

newsempire24.com 12 godzin temu

Szkandał we wsi przez siostrę

Jak mogłaś ich wyrzucić za próg? To przecież twoja rodzona ciocia Zofia i twoja kuzynka Kinga! Im już jest ciężko, Kinga się rozwiodła, sama wychowuje syna! – krzyczała na mnie mama, Halina Stanisława, niemal ze łzami w oczach. A teraz jeszcze po wsi poszły plotki, iż ja, Weronika, jestem bez serca i wyrzuciłam rodzinę na bruk. Sąsiedzi szepczą, znajomi patrzą spode łba, a ja już mam dość tego całego cyrku. Nie jestem potworem, miałam powód, żeby ich poprosić o wyjście! Ale kto mnie wysłucha, skoro na wsi łatwiej osądzić niż zrozumieć? Zmęczyło mnie tłumaczenie się, ale dłużej nie wytrzymam – muszę opowiedzieć, jak to naprawdę było.

Wszystko zaczęło się miesiąc temu, gdy ciocia Zofia i Kinga z synem Piotrkiem przyjechali do nas. Kinga niedawno rozwiodła się z mężem, który, jak mówiła, był „nie do zniesienia”. Została sama z pięcioletnim Piotrkiem, bez pracy i bez dachu nad głową – mieszkanie zabrał jej były. Ciocia Zofia, jej matka, również postanowiła przenieść się z miasta na wieś, bo „w mieszkaniu jej ciasno”. Zadzwonili do mnie i poprosili, żeby u nas pomieszkali, dopóki nie znajdą swojego miejsca. Oczywiście nie odmówiłam – rodzina to rodzina. Mieszkamy z mężem w dużym domu, mamy dwo dzieci, ale miejsca starczy. Myślałam, iż to na parę tygodni. Jakże się myliłam.

Od pierwszego dnia ciocia Zofia zachowywała się, jakby to był jej dom. Przestawiała meble, bo „tak lepiej pada światło”, wtrącała się do kuchni, krytykując moje zupy: „Weronika, ty gotujesz bez liścia laurowego?”. Znosiłam to, uśmiechałam się, ale w środku gotowałam się ze złości. Kinga zamiast szukać pracy albo mieszkania, całe dnie spędzała w telefonie albo narzekała, jak ciężko jej się żyje. Jej Piotrek, co prawda miły chłopiec, biegał po domu jak huragan, niszczył zabawki naszych dzieci, a Kinga tylko wzruszała ramionami: „To tylko dziecko, czego od niego chcesz?”. Proponowałam pomoc – poszukanie ogłoszeń, zajęcie się Piotrkiem, gdyby chciała iść na rozmowę kwalifikacyjną. Ale odpowiadała: „Weronika, nie dręcz mnie, już jest mi ciężko”.

Po dwóch tygodniach zrozumiałam, iż nie planują się wyprowadzać. Ciocia Zofia oznajmiła, iż chce zostać na wsi na zawsze, i zaczęła sugerować, żebyśmy „dostawili dla nich przybudówkę”. Kinga się zgodziła: „No właśnie, Weronika, wam dom odziedziczyli po rodzicach, a my z Piotrkiem mamy żyć na ulicy?”. Byłam w szoku. Czy ja teraz mam ich utrzymywać, bo są „biedną rodziną”? Z mężem latami pracowaliśmy, żeby wyremontować ten dom, wychowujemy dzieci, spłacamy kredyt. A teraz mam dzielić przestrzeń z ludźmi, którzy choćby dziękować nie potrafią?

Próbowałam z nimi rozmawiać spokojnie. Powiedziałam: „Ciociu, Kinga, chętnie pomożemy, ale musicie znaleźć swoje miejsce. Nie możemy tak mieszkać razem w nieskończoność”. Ciocia Zofia załamała ręce: „Weronika, co ty, na ulicę nas wyrzucasz? Ja jestem twoją ciocią!”. Kinga się rozpłakała, Piotrek zaczął marudzić, a ja poczułam się jak ostatnia łajza. Ale wiedziałam: jeżeli nie postawię sprawy jasno, będą siedzieć nam na karku. W końcu dałam im tydzień na znalezienie mieszkania i zaoferowałam opłacenie pierwszego czynszu. Ale się obrazili i wyprowadzili się do znajomych, rzucając mi na odchodne: „Pożałujesz tego, Weronika”.

I teraz cała wieś się trzęsie. Mama przyszła do mnie zapłakana: „Weronika, jak mogłaś? Kinga sama z dzieckiem, a ty ich wyrzuciłaś!”. Starałam się wytłumaczyć, iż nie wyrzuciłam, tylko poprosiłam, żeby wzięli odpowiedzialność za swoje życie. Ale mama tylko kręciła głową: „Po wsi już chodzą plotki, iż nie masz litości dla rodziny”. Sąsiadki szeptają po kątach, ktoś choćby powiedział, iż „nieszczęście na siebie sprowadziłam”. A mnie aż łzy cisną do oczu. Nie jestem z kamienia, pomagałam, jak mogłam! Ale dlaczego mam poświęcać swój dom i swoje nerwy, żeby innym było wygodnie?

Porozmawiałam z mężem, który mnie wsparł: „Weronika, masz rację, nie jesteśmy od ich utrzymywania. Są dorośli, niech sami radzą sobie z problemami”. Ale choćby jego słowa nie uwalniają mnie od tego ciężaru. Czuję się winna, choć wiem, iż postąpiłam słusznie. Kinga mogła znaleźć pracę – we wsi są oferty, a do miasta niedaleko. Ciocia Zofia mogła wrócić do swojego mieszkania albo przynajmniej nie zachowywać się jak u siebie. Ale oni woleli grać ofiary, a ja teraz jestem ta zła.

Czasem myślę, iż może powinnaMoże powinnam była jeszcze trochę poczekać, ale teraz już za późno.

Idź do oryginalnego materiału