**Skandal w Borowicach: Cień rodzinnej waśni**
– Kasia, mama dzwoniła, z ojcem jadą w odwiedziny. Chcą zobaczyć Małgosię – powiedział Marek, wchodząc do pokoju, gdzie jego żona usypiała roczną córeczkę.
Twarz Kasi wydłużyła się. Ta wiadomość była dla niej niczym cios. Relacje z Heleną Stanisławową popsuły się po narodzinach Małgosi, choć wcześniej były ciepłe. Drażniło ją, iż teściowa przy każdej okazji potajemnie karmiła dziecko byle czym, ignorując prośby młodej matki.
Każda wizyta Heleny kończyła się kłótnią. Ostatnio, trzy miesiące temu, poczęstowała Małgosię czekoladowym ciastem. Kasia zostawiła córkę z teściową tylko na pięć minut, a ta już wykorzystała jej nieobecność.
– Co pani robi?! – oburzyła się Kasia, wyrywając dziecko z rąk teściowej. – Ma zaledwie dziewięć miesięcy! Jakie ciasto?!
Urażona samowolą Heleny, zabrała Małgosię do łazienki, by umyć jej buzię i rączki umazane kremem. Zza drzwi słyszała, jak Marek, wchodząc do kuchni, karcił matkę:
– Po co się pani wpycha, gdzie nie proszą?
– Nic się nie stanie! Ty jadłeś słodycze i żyjesz – broniła się Helena.
– Dlaczego nigdy pani nie słucha? – wściekał się Marek. – Dopiero musi być z pani matka!
– Nie widzę problemu – burknęła urażona teściowa, zakładając ręce na piersi.
Gdy Kasia wróciła z dzieckiem do kuchni, nie wytrzymała:
– Niech państwo wyjdą, skoro nie potrafią się zachować!
Helena spojrzała zdziwiona na synową, potem na syna, czekając na wsparcie. Ale milczenie Marka pokazało, iż stoi po stronie żony.
– Wielka mi rzecz! W naszej wsi karmiliśmy dzieci, co wpadło w ręce, i jakoś żyjecie. Dmuchacie na zimne! – rzuciła i ruszyła do wyjścia.
Gdy teściowa wyszła, Kasia spojrzała na męża z rozpaczą. Żal do Heleny kipiał w jej piersi.
– Nie wpuszczajmy jej więcej – odpowiedział Marek na jej nieme pytanie.
Od tamtej pory Helena nie pojawiała się sama. Dzwoniła do syna, prosiła o zdjęcia Małgosi, ale nie nalegała na wizyty. Odważyła się dopiero po trzech miesiącach – na pierwsze urodziny wnuczki.
– Znowu coś wymyśli? – zirytowana spytała Kasia.
– Nie, uprzedziłem ją! – zapewniał Marek. – Nic nie zrobi.
Kasia nieufnie spojrzała na męża. Nie wierzyła, iż uparta Helena nagle zacznie słuchać.
Teściowie pojawili się dokładnie dziesięć minut po telefonie Marka. To znaczyło, iż byli pewni – wpuszczą ich do wnuczki. Helena od progu zawodziła:
– Gdzie moja dziewczynka? Gdzie moja kruszynka? Przyjechaliśmy z prezentami! – Wepchnęła Kasi torebkę.
Teść, Jan Kowalski, niósł tort i butelkę szampana. Spiesznie wręczył je synowi.
– Nie liczyliśmy na gościnę, wszystko przywieźliśmy! – oznajmiła z dumą Helena, sugerując, iż tort i szampan są też dla nich.
Kasia wszystko zrozumiała. Oddała Małgosię mężowi i zaczęła nakrywać do stołu. Marek pomagał, a teściowie z wnuczką zostali w kuchni, by nie przeszkadzać.
– Otwórz szampana, spróbujemy, sto złotych za niego daliśmy – szepnęła Helena do męża.
Jan gwałtownie odkręcił korek i podał otwartą butelkę żonie.
– Nalej do kieliszka! – rozkazała. – Widzisz, ja z dzieckiem!
Teść posłusznie spełnił prośbę. Helena pociągnęła łyk, cmoknęła i skinęła głową:
– Dobre! – Spojrzała na Małgosię, którą trzymała na rękach. – Dzidziuś, spróbujmy, nim ktoś zobaczy – szepnęła, podnosząc kieliszek do ust dziecka.
– Synowa zobaczy, to będzie awantura! – zaśmiał się Jan.
Słysząc te słowa, Kasia zajrzała z salonu. Ujrzawszy, jak Helena podaje szampana dziecku, wpadła do kuchni i zastygła z przerażenia.
– Co wy wyprawiacie?! – krzyknęła, wyrywając kieliszek. – Prosiłam, by nic nie dawać! Jak śmiecie?! – Odebrała Małgosię, jej głos drżał z wściekłości.
– Oj, daliśmy Markowi w dzieciństwie! Nic się nie stanie – zaśmiała się Helena, widząc nadchodzącą burzę. – choćby dobrze robi czasem…
– Wynoście się! – Marek wpadł do kuchni na dźwięk krzyku żony. – Dość! Prosiłem, by nie dawać nic mojej córce! Najpierw ciasto, teraz szampan!
– O co ci chodzi?! – włączył się Jan. – Matka dała tylko kropelkę…
– Ani kropli, ani łyka więcej nie podacie mojemu dziecku! – warknął Marek. – Żeby was tu więcej nie było! Co następne jej podacie?
– Jak wy lubicie robić z igły widły! – rzuciła z dezaprobatą Helena. – Z Kasią dobrana para! Chodź, Janek!
W minutę drzwi zatrzasnęły się – teściowie odeszli. Kasia, wciąż drżąca, tuliła Małgosię.
– Jak chcesz, ale więcej nie wpuszczę twoich rodziców! Co się dzieje w głowie Heleny?! – powiedziała oburzona.
– Nie mam nic przeciwko – wzruszył ramionami Marek.
Po tym zdarzeniu kontakt z rodzicami Marka się urwał. Helena i Jan zapiekli urazę za to, iż ich wyrzucono, a młodzi rodzice nie mogli wybaczyć teściom ich lekkomyślności.
**Lekcja na dziś:** Rodzinne granice trzeba stawiać twardo – inaczej ktoś zechce decydować za ciebie.