Dziennik, 12 października
— Krzysiu, pamiętasz, jak prosiłeś, żebym mówiła, gdy usłyszę o czyjejś potrzebie, która jeszcze choćby nie została wyrażona? Właśnie taki przypadek mi się trafił — powiedziała Kinga, stojąc w progu gabinetu męża i patrząc na niego z nadzieją.
— Zaintrygowałeś mnie, Kinguś. Mów.
— Wiesz, czego mi brakuje najbardziej w tym całym internetowym szaleństwie? — usiadła obok niego i dodała cicho: — Filtra dobra. Takiego „tłumacza światła”, który zamieniałby chamstwo, złośliwość i agresję w szacunek i rozsądne słowa. Żeby czytając komentarze albo służbowe maile, nie miał ochoty schować się pod kołdrę.
— Kochanie, ktoś cię uraził?
— Nie, nikogo konkretnego. Ale ostatnio, przeglądając portale społecznościowe, fora czy służbowe czaty, coraz częściej czuję, jakby wylewano na mnie wiadra złości i irytacji. Ludzie się nie hamują. Atakują, wyśmiewają, poniżają. Jakby zapomnieli, iż istnieją granice.
Przestała mówić na chwilę, spuszczając wzrok.
— Czasem myślę, iż to ze mną coś nie tak. Może stałam się zbyt wrażliwa? Ale z drugiej strony, czy naprawdę powinniśmy przyzwyczajać się do chamstwa jak do codziennego hałasu?
Krzysztof westchnął. Widział, jak codziennie analizuje setki wiadomości, badając nastroje społeczne w agencji marketingowej, gdzie pracowała.
— Niestety, agresywni zawsze najgłośniej krzyczą. Jest ich garstka, ale internet to dla nich idealne środowisko. Anonimowość daje im bezkarność, więc pozostaje tylko czysta emocja. Ale masz rację. Świat staje się toksyczny. A twój pomysł brzmi świetnie. Mów dalej, jak to widzisz.
— Chciałabym, żeby to było aplikacja albo rozszerzenie. Na przykład czytasz komentarze pod filmem, a one są automatycznie zmieniane: z „jesteś głupi” na „nie zgadzam się z twoim zdaniem”, z „zamknij się” na „może omówmy to inaczej”. Wyobrażasz to sobie?
— Okej, czyli nie chodzi o cenzurę, tylko o przepisywanie komunikatów?
— Tak! Ale dobrowolnie. Użytkownik sam włącza filtr i decyduje, gdzie go użyć. Może tylko na wybranych stronach, może w służbowych czatach, gdzie istotny jest zdrowy rozsądek.
— A gdyby działał też w drugą stronę? Żeby łagodził twoje własne wiadomości przed wysłaniem?
— To byłoby idealne! Bo przecież my też nie zawsze jesteśmy święci. Zwłaszcza w stresie. Czasem chcemy wyrzucić z siebie złość, a potem czytamy, co napisaliśmy, i jest nam wstyd. A filtr podpowiedziałby: „można to ująć łagodniej”, „spróbuj inaczej”. choćby dałby alternatywę.
— Brzmi jak wewnętrzny psycholog z funkcją autocenzury. Bez moralizowania.
— Właśnie! Najważniejsze, żeby działało płynnie — bez kopiowania tekstu do innych programów. Wszystko od razu, na jednym ekranie. Spokój to dziś towar deficytowy.
Krzysztof zamilkł na chwilę. Pracował w IT i dobrze wiedział, iż pomysł Kingi może nie tylko odnieść sukces, ale i zmienić sposób, w jaki ludzie rozmawiają w sieci.
— Omówię z zespołem. Jutro. Koniecznie. To nie tylko genialne — to potrzebne. Ludziom trzeba dać oddech. Bez trucizny.
Kinga odetchnęła z ulgą, po raz pierwszy od dawna uśmiechając się szczerze.
— Dziękuję, Krzysiu. Naprawdę. Już myślałam, iż zwariowałam — iż marzę o czymś nierealnym. Ale może dobro to po prostu coś, co zgubiliśmy po drodze. I czas to odzyskać.
Krzysztof wstał, objął ją i przytulił mocno.
— Dość już tej szarpaniny na dziś. Czas włączyć nasz własny filtr dobra: cisza, przytulenie, herbata i miłość. Bez warunków. Bez kłótni. Bez filtrów.
Roześmiała się i wtuliła twarz w jego ramię.
Gdzieś za oknem ktoś wciąż stukał w klawiaturę, pisząc pełen złości komentarz, ktoś inny kłócił się zapamiętale. Ale w tym pokoju narodził się pomysł, który mógł zmienić choć mały kawałek świata. I uczynić go odrobinę cieplejszym.
*Dzisiejsza lekcja: czasem wystarczy odrobina ludzkiej życzliwości, żeby zatrzymać falę goryczy.*