Siostry zdradzone przez krewnych

newsempire24.com 1 dzień temu

Siostry, które zdradziła krew

Zawsze wierzyłam, iż rodzina to podpora życia. Że rodzona siostra to ta, która pierwsza poda rękę, gdy cały świat się odwróci. Ale najwidoczniej się myliłam. Najgorzka zdrada nie przyszła od obcych. Przyszła od Larysy. Od mojej własnej siostry.

Byłyśmy zupełnie inne. Ja – starsza. Zawsze poważna, opanowana, stateczna. Ona – młodsza, porywcza, z charakterem. W dzieciństwie zasłaniałam ją przed rodzicami, wyciągałam z kłopotów, pomagałam w lekcjach. Później – z dyplomem, z pracą. Ale najważniejsze – z mieszkaniem.

Mieszkanie, w którym obie dorastałyśmy, zostało po śmierci rodziców. Trzy pokoje w centrum Warszawy – cenna spuścizna. Dokumenty były na moje nazwisko, ale nigdy nie uważałam go za wyłącznie swoje. Uzgodniłyśmy z Larysą: ona tam zamieszka, dopóki nie wyjdzie za mąż, a ja tymczasowo wynajmę coś innego, żeby nie przeszkadzać. Wtedy dostałam dobrą pracę na Mokotowie i pomyślałam – niech tak będzie. Wrócę później. To przecież rodzina.

Ale „tymczasowo” przeciągnęło się na lata. Larysa wyszła za mąż, urodziła dziecko, potem się rozwiodła. Znów przyprowadziła innego mężczyznę. Gdy delikatnie wspominałam, iż chcę wrócić, przerywała mi z udaną czułością:

— No co ty, przecież dla ciebie to za duże! A nam z synem i tak ciasno…

A gdy zapytałam wprost, nagle oświadczyła:

— Tak naprawdę, mieszkanie jest też moje. Obie tu dorastałyśmy. Mama zawsze mówiła, iż wszystko po równo. Tylko ty pierwsza załatwiłaś papiery.

To był cios. Nigdy nie byłam chciwa. Ale usłyszeć to… od Larysy?

Złożyłam pozew. Miesiąc później dostałam wezwanie – pozew wzajemny. Wynajęła adwokata. Wydobyła stare pokwitowania, znalazła świadków. Próbowała udowodnić, iż rzekomo obiecałam jej „ustąpić” mieszkania. choćby sfałszowała jakieś listy, w których niby zrzekałam się praw. Wtedy po raz pierwszy poczułam – siostra przestała nią być.

Sąd trwał pół roku. Udowadniałam oczywistość. A Larysa uśmiechała się, przychodziła z synem i mówiła: „Walczę o przyszłość dziecka”. Jakbym była wrogiem, a nie ciotką tego chłopca.

Gdy zapadł wyrok na moją korzyść, nie poczułam radości. Tylko pustkę. Wróciłam do swojego mieszkania – a wszystko było obce. Meble, zapachy, ściany. Jakbym była gościem w domu, który kiedyś znałam.

Dwa dni później przyszedł kurier. List od Larysy. Jedno zdanie: „Nie przegrałaś ze mną – przegrałaś rodzinę”.

I wiesz, co było najboleśniejsze? Że miała rację. Naprawdę straciłam rodzinę. Ale nie dlatego, iż chciałam pieniędzy czy metrów kwadratowych. Tylko dlatego, iż pewnego dnia postanowiłam stanąć w swojej obronie. I wtedy zrozumiałam: krew nie zawsze gwarantuje więź. Czasem rodzona siostra jest gorsza od wroga.

Idź do oryginalnego materiału