Siostra zawiodła w najtrudniejszej chwili – zerwaliśmy kontakty.

newsempire24.com 3 dni temu

Dziś znów o tym myślałam. O tym, jak siostra zawiodła mnie w najtrudniejszej chwili. Postanowiłam opisać to w pamiętniku, może wreszcie przestanę nosić to w sobie.

„Cześć, Kasia!” – powiedziała Dorota, dzwoniąc do mnie z tą swoją zwyczajną, pogodną nutą w głosie. „Mamy z mężem wolne w weekend, wpadniemy do was. Możemy?”

„Cześć…” – odpowiedziałam chłodno. „Nie, nie możecie.”

„Jak to?” – zaskoczyło ją to.

„Tak, jak mówię.” – odparłam krótko.

„Jesteś na coś zła? Nie rozumiem…”

„Naprawdę musisz pytać? Po tym, co zrobiłaś, nie chcę cię znać!” – wybuchnęłam nagle.

„Co ja zrobiłam? O czym mówisz?”

Dorota i ja, rodzeństwo Kowalskie, wychowałyśmy się w małej miejscowości na Warmii. Ja, starsza, została po szkole w rodzinnych stronach – skończyłam technikum, zostałam księgową. Wyszłam za miejscowego przedsiębiorcę, Marka, wybudowaliśmy dom, urodził się nam syn, Kacper, i pomagałam w prowadzeniu rodzinnego interesu.

Młodsza, Dorota, zawsze marzyła o wielkim mieście. Wyjechała na studia do Warszawy, tam została, dorywczo pracowała w sklepie sieciowym. Z mężem, Piotrem, robotnikiem w fabryce, wynajmowali małe dwupokojowe mieszkanie. Dwa lata po ślubie urodziła im się córka, Zosia.

Mimo odległości, utrzymywałyśmy kontakt. Gdy Zosia skończyła rok, Dorota zaczęła często przyjeżdżać do mnie. Powietrze na wsi świeże, dziecku dobrze, a i dla niej pomoc. Czasem na weekend, czasem choćby na miesiąc.

Zawsze przyjmowałam je z otwartymi ramionami. W domu było miejsce, a Zosia była spokojnym dzieckiem. Z czasem Dorota zostawiała córkę u mnie choćby bez siebie – najpierw na parę dni, potem na tydzień, latem na cały miesiąc. Mówiła, iż chce odpocząć z mężem. Nie protestowałam. Pracowałam zdalnie i, choć było to uciążliwe, pomagałam.

Ale sama Dorota nigdy nie kwapiła się, by odwdzięczyć się gościnnością. W ich ciasnym mieszkaniu nie było miejsca dla nas, więc gdy przyjeżdżaliśmy do miasta, wynajmowaliśmy pokój. Dorota czasem choćby nie miała dla nas czasu – wizażystka, zakupy, zawsze coś. Czasem wpadaliśmy do nich na godzinę – i tyle.

Ale nie chciałam o tym myśleć. Ważne, iż dzieci się lubiły, a siostra, choć nieidealna, to jednak rodzina.

Kacper dorósł, wybierał się na studia. My z Markiem byliśmy gotowi opłacić mu naukę. Ale tuż przed złożeniem dokumentów poważnie zachorowałam – gorączka, osłabienie. Marek obiecał zawieźć syna do Warszawy, ale nie mógł z nim zostać – praca.

Wtedy zadzwoniłam do siostry:

„Dorotko…” – wyszeptałam cicho. „Czy mogłabyś jutro pomóc Kacprowi z dokumentami? Spotkać go, zawieźć na uczelnię, dopilnować… I żeby u was przenocował? Marek rano go odbierze…”

W słuchawce zapadła cisza.

„Przepraszam, nie dam rady.” – odpowiedziała w końcu.

„Jak to?” – nie wierzyłam własnym uszom.

„Mam umówioną wizytę u kosmetyczki, potem z Zosią do sklepów – jedzie niedługo na kolonie, musimy wszystko przygotować.”

„Dorota, nigdy o nic nie prosiłam. To tylko jeden dzień…”

„Naprawdę nie mogę.” – odcięła się.

„A przenocować? choćby na podłodze!”

„Kasiu, to już dorosły chłopak. Gdzie ja go ulokuję? W swoim pokoju? Albo u Zosi? Oboje nastolatki, to dziwne. A kuchnia u nas mikroskopijna – sama wiesz…”

Poczucie zdrady ścisnęło mnie za gardło. Przez tyle lat nigdy nie odmówiłam jej pomocy. Zawsze przyjmowałam, karmiłam, pomagałam. A w zamian…

„Dobrze. Wszystko zrozumiałam.” – powiedziałam cicho.

Pomógł nam w końcu daleki kuzyn Marka, z którym ledwo się znaliśmy. Z euforią zawiózł Kacpra, pomógł z papierami, choćby pokazał mu trochę miasta.

Kacper dostał się na studia. Wynajęliśmy mu pokój. Wyrosnął na odpowiedzialnego chłopaka. Ale ja nie mogłam zapomnieć, iż gdy potrzebowałam pomocy, własna siostra mnie odrzuciła.

Minął miesiąc. Nagle telefon:

„Cześć, z Zosią chciałybyśmy na tydzień do was przyjechać – mam urlop, ona wakacje!”

„Nie.” – odpowiedziałam spokojnie.

„Jak to ‘nie’?”

„Znaczy to, co znaczy. U mnie więcej nie nocujecie. Chcecie świeżego powietrza – wynajmijcie coś. Ale na moją pomoc nie liczcie.”

„To przez Kacpra?”

„Tak. Jeden jedyny raz poprosiłam, a ty mnie odesłałaś. Latałyście odpoczywać u mnie, a gdy ja potrzebowałam pomocy, wybrałaś kosmetyczkę i zakupy.”

„No przepraszam…” – próbowała wtrącić się Dorota.

„Już nie trzeba.” – przerwałam jej.

Od tamtej pory nie rozmawiamy. Zosia i Kacper przez cały czas się spotykają – nie zabraniam. Dziewczyna tu nic nie zawiniła. Ale w moim domu już nie nocuje.

A Dorota choćby po latach nie widziała w tym swojej winy. „Przecież ma duży dom, to dla niej nie problem” – myślała. Ale więcej już tam nie zajrzały.

Czasem lepiej nie mieć siostry wcale, niż taką, na której nie można polecić w potrzebie.

Idź do oryginalnego materiału