Siostra zawiodła w najtrudniejszej chwili – nasza relacja legła w gruzach

twojacena.pl 11 godzin temu

— Cześć, Weronika! — zawołała z entuzjazmem Martyna, wybierając numer. — Chcielibyśmy wpaść do was w weekend! Możemy?

— Cześć… — odpowiedź zabrzmiała chłodno. — Nie, nie możecie.

— Co masz na myśli? — Martyna była zaskoczona.

— Dokładnie to, co powiedziałam — rzuciła sucho Weronika.

— Jesteś na coś zła? Nie rozumiem…

— Naprawdę się pytasz? Po tym, co zrobiłaś, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! — krzyknęła Weronika.

— Co ja zrobiłam? O czym mówisz?

Siostry Kowalskie wychowały się w małej wiosce na Podlasiu. Starsza, Weronika, została po szkole w rodzinnej miejscowości: skończyła technikum, została księgową. Wyszła za miejscowego przedsiębiorcę Marka, razem wybudowali dom, urodził się im syn Kacper, a ona pomagała prowadzić rodzinny biznes.

Młodsza, Martyna, zawsze marzyła o życiu w mieście. Wyjechała do Lublina, została tam, zatrudniła się jako sprzedawczyni w sieciowym sklepie. Z mężem, Tomaszem, pracującym w fabryce, wynajmowali małe dwupokojowe mieszkanie. Dokładnie dwa lata po ślubie urodziła się ich córka Zosia.

Mimo odległości siostry utrzymywały kontakt. Kiedy Zosia skończyła rok, Martyna zaczęła często odwiedzać Weronikę. Powietrze na wsi — czyste, dziecku dobrze, a pomoc siostry zawsze się przyda. Czasem przyjeżdżała na weekend, bywało, iż zostawała choćby na miesiąc.

Weronika zawsze przyjmowała ich z radością. W domu było miejsce, a Zosia była spokojną, grzeczną dziewczynką. Z czasem Martyna zaczęła zostawiać córkę u siostry choćby bez siebie — najpierw na kilka dni, potem na tydzień, a latem choćby na miesiąc. Tłumaczyła, iż z mężem chcą trochę odpocząć. Weronika się nie sprzeciwiała. Pracowała zdalnie i choć było to niewygodne, pomagała.

Sama jednak Martyna nie kwapiła się, by odpłacić się gościnnością. W ich malutkim mieszkaniu nie było miejsca dla rodziny Weroniki, więc gdy przyjeżdżali do miasta, wynajmowali pokój. A Martyna nie zawsze choćby znajdowała czas, by się spotkać. To wizyta w salonie, to sprawy do załatwienia. Czasem wpadała do nich na godzinę — i tyle.

Ale Weronika starała się o tym nie myśleć. Najważniejsze, iż dzieci się lubią, a siostra, choć nieidealna, to jednak rodzina.

Kacper dorósł, zaczął myśleć o studiach. Rodzice byli gotowi płacić za jego naukę. Ale tuż przed złożeniem dokumentów Weronika poważnie zachorowała: wysoka gorączka, osłabienie. Marek obiecał zawieźć syna do miasta, ale nie mógł mu towarzyszyć — praca.

Wtedy Weronika zdecydowała się zadzwonić do siostry:

— Martynko — wyszeptała ledwo słyszalnie. — Mogłabyś jutro pomóc Kacprowi z dokumentami? Spotkać go, zawieźć na uczelnię, dopilnować… I niech u ciebie przenocuje? Marek odbierze go rano…

Zapadła długa cisza.

— Przepraszam, ale nie dam rady — odpowiedziała Martyna.

— Dlaczego? — Weronika nie wierzyła własnym uszom.

— Mam wizytę w salonie, potem z Zosią po zakupy — wyjeżdża niedługo na kolonie, musimy wszystko przygotować.

— Martyno, nigdy cię o nic nie prosiłam. To tylko jeden dzień…

— Naprawdę nie mogę — odparła stanowczo.

— A przenocować? Choćby na podłodze!

— Weronika, on jest już dorosły. Gdzie ja go u siebie ulokuję? W sypialni? Albo w pokoju Zosi? Oboje są nastolatkami, to trochę dziwne. A kuchnia u nas malutka — sama wiesz…

Weronika poczuła łzy w oczach. Przez tyle lat nigdy nie odmówiła siostrze. Zawsze przyjmowała, pomagała, karmiła. A w zamian — coś takiego…

— Dobrze. Wszystko zrozumiałam — powiedziała cicho.

Ostatecznie pomógł inny krewny — daleki kuzyn Marka, z którym rzadko się widywali. Z euforią zawiózł Kacpra, pomógł z dokumentami, a choćby pokazał mu miasto.

Kacper dostał się na studia. Rodzice wynajęli mu pokój. WyrosMijały lata, a Martyna wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego siostra nie chce mieć z nią już nic wspólnego.

Idź do oryginalnego materiału