Siostra męża postanowiła, iż tylko my powinniśmy rozpieszczać jej dzieci.

polregion.pl 3 dni temu

Siostra mojego męża uznała, iż to my mamy rozpieszczać jej dzieci – i tylko my

Wyszłam za Wojtka prawie osiem lat temu. To złoty chłop, ciepły i wrażliwy do bólu. Jest tylko jeden problem – jego siostra. Kinga. Kobieta o nieograniczonej wyobraźni i niesamowitym talencie do przekształcania każdego zdania w zakamuflowaną prośbę… o drogi prezent.

Nigdy nie mówiła wprost. Jej słowa zawsze brzmiały jak niewinne przemyślenia:
— Chłopcy tak marzą o tym nowym filmie, ale bilety teraz kosmiczne – wzdychała z nutką marzycielstwa. A mój Wojtek, ledwo to usłyszał, już kupował bilety, sam zabierał siostrzeńców do kina i dorzucał zestawy z popcornem.

— Taka piękna pogoda – ciągnęła Kinga – a wy ciągle w domu. Fajnie by było pojechać do Energylandii! I zgadnijcie, kto zabierał jej dzieci na rollercoastery? Oczywiście my. I oczywiście na nasz koszt.

Ja nie łapię subtelnych podtekstów. I nie chcę. Wolę szczerość. jeżeli czegoś chcesz – powiedz. Poproś. Wytłumacz. Nie owijaj w bawełnę, udając, iż to tylko tak sobie gadasz.

Ale Wojtek zawsze błyskawicznie łapał jej „aluzje”. Kochał siostrzeńców do szaleństwa. Tylko to rozpieszczanie przeszło już wszelkie granice. Rowery, telefony, wycieczki – to stało się normą. Kinga tylko mrugnie, a mąż już biega.

Ostatnio były imieniny Kuby – syna Kingi. Wcześniej daliśmy mu już super rower, który nas sporo kosztował. Myślałam, iż to więcej niż wystarczy. Ale dla Kingi „rower” to był tylko wstęp. W jej głowie chłopcu *pilnie* potrzebna była wycieczka do Włoch. Oczywiście nie samemu – z nią. Przecież dziecko nie może jechać samo!

W języku Kingi brzmiało to tak:
— Kuba tak marzy o Wenecji. Aż oczy mu się świeżą…

Wojtek wtedy zamiast wycieczki przyniósł siostrzeńcowi tort i zestaw poduszek z inicjałami. Akurat pracowałam, a mąż poszedł sam. I to, jak się domyślacie, było jak wiadro zimnej wody dla jego siostry.

Ale Kinga się nie poddała. Z każdym rokiem jej prośby rosły. Wojtkowi to chyba nie przeszkadzało. Nie mieliśmy swoich dzieci, więc całą ojcowską energię wkładał w siostrzeńców. Może właśnie dlatego, iż nie miał gdzie jej inaczej rozładować.

Aż w końcu – ta upragniona wiadomość: zaszłam w ciążę. Powiedziałam mężowi – płakał z radości, całował brzuch, nie mógł uwierzyć. Marzył o tym latami. A potem przyszła Kinga…

Znowu – z prośbą. Tym razem o wyjazd do Wiednia na majówkę. Oczywiście z dziećmi. Mąż odmówił, pierwszy raz. Powiedział, iż niedługo zostanie ojcem i teraz wszystko idzie na rodzinę. Wtedy siostra wybuchła.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie. Krzyczała. Oskarżała.
— Jak śmiesz?! To wszystko twoja sprawka, żeby odebrać moim dzieciom jedynego mężczyznę, który się o nich troszczył!

Milcząco odłożyłam słuchawkę.

A potem – kolejna scena. Siostrzeńcy zaczaili się na Wojtka pod jego pracą. Podali mu samodzielnie zrobione kartki.
„Wujku, proszę, nie porzucaj nas…”
„Po co ci własne dzieci, skoro już nas masz?…”

Ktoś ewidentnie pomagał im układać te teksty. I ten „ktoś” był do przewidzenia.

Wojtek wrócił do domu, usiadł na kanapie, spojrzał na te kartki… i jakby coś w nim pstryknęło.

— Jestem po prostu idiotą – powiedział. – Ile lat to znosiłem? Te „zepsute pralki”, „brak kasy na kurtki”, „tata uciekł – wujku, pomóż”. Ona zawsze używała dzieci, żeby mną manipulować. A ja się na to nabierałem. Głupi.

I nagle wyjął notatnik. Zaczął spisywać wszystko, co pamiętał: rowery, telefony, kolonie, wyjazdy, sprzęt, kurtki, bilety do teatru. Suma wyszła pokaźna.

A potem – finał. Finał w stylu Kingi.

Przyszła do naszego domu. Stanęła w przedpokoju jak u siebie i rzuciła:
— Skoro niedługo będziecie mieć swoje dziecko, może zrobisz ostatni dobry uczynek? Dasz nam samochód. Nie nowy, nie jestem wredna. Taki do wożenia dzieci…

Wojtek bez słów podał jej notatnik.
— Tu jest kwota. Za wszystko, co wyciągnęłaś. Oddaj. Masz pół roku. Potem – sąd.

Wypadła za drzwi, trzasnęła nimi tak, iż z półki spadła miotła.

Potem zaczął się zalew wiadomości. Kumpel Kingi zasypali moje social media. Pisali, iż zniszczyłam świętą więź wujka z siostrzeńcami. Że teraz dzieci są „porzucone, głodne, a matka w rozpaczy”.

Ale wiecie co? Nie drgnęłam.

Kinga ma dwa mieszkania. Jedno dostała po byłym mężu, drugie – po rodzicach, bo Wojtek zrzekł się swojej części na jej rzecz. Dostaje alimenty, żyje przyzwoicie. Po prostu przywykła, iż wszystko jej się należy. A teraz – nie należy.

My będziemy mieć dziecko. I teraz mój mąż ma prawdziwą rodzinę. Bez manipulacji, bez histerii, bez teatru. I wiecie co? Chyba dopiero zaczynamy naszą prawdziwą historię…

Idź do oryginalnego materiału