**Dziennik osobisty**
Stałam przed pochylonym domkiem, ściskając w dłoni zmiętą kartkę z adresem. Wiatr muskał mi kark, szarpiąc lekką kurtkę, a w środku czułam taką samą pustkę jak w opuszczonych oknach tej rudery. Dwadzieścia lat spędzonych w domu dziecka, a teraz tu sama, z małą walizką i garścią złotych. Co dalej? Nie miałam pojęcia.
Dom wyglądał, jakby opuszczono go jeszcze w poprzednim stuleciu. Dach się zapadł, okiennice trzymały się na honorze, a drewniane schody niebezpiecznie skrzypiały pod nogami. Łzy napłynęły mi do oczu. Czy to wszystko, co dostałam po latach życia bez rodziny?
Nagle zaskrzypiała furtka sąsiadki. Na ścieżkę wyszła starsza kobieta w kwiecistym szlafroku. Zauważyła mnie, przyjrzała się uważnie i podeszła z determinacją.
Co tu robisz, dziecko? zapytała z troską. Przeziębisz się. Październik na dworze, a ty prawie bez okrycia.
Wyjęłam notes i gwałtownie napisałam: *Dano mi ten dom. Jestem z domu dziecka. Nie mówię.*
Kobieta przeczytała i westchnęła ze współczuciem:
Ach, biedactwo! Nazywam się Małgorzata Nowak. A ty?
*Kinga* napisałam, niezdarnie kreśląc litery.
Nie stój tu na mrozie! Chodź do mnie, ogrzejesz się, herbaty ci naleję. Jutro zobaczymy ten dom, może da się coś naprawić. We wsi są chłopy, pomogą.
W domu Małgorzaty pachniało świeżym chlebem i ciepłem. Żółte firanki, haftowane obrusy, kwiaty na parapetach wszystko tu oddychało życiem, którego Kinga nigdy nie znała. Na ścianie wisiało zdjęcie młodego mężczyzny w policyjnym mundurze.
To mój syn, Krzysztof zauważyła gospodyni, śledząc mój wzrok. Posterunkowy. Dobry chłopak, tylko rzadko bywa w domu. A ty, dziewczynko, jak sobie poradzisz? Praca ci potrzebna?
Skinęłam głową i napisałam: *Bardzo. Jakakolwiek. Potrafię sprzątać, gotować, opiekować się ludźmi.*
Słuchaj, znam pewną staruszkę Janinę Kowalską. Bardzo już wiekowa, potrzebuje opiekunki. Rodzina jest, ale mało pomaga. Chcesz ją odwiedzić? Adres ci podam, wytłumaczę, jak trafić.
Dom Janiny był duży, ale zaniedbany. Łuszcząca się farba, zarośnięty ogród, podwórko pełne gratów. Drzwi otworzyła kobieta po czterdziestce z wyrazem zmęczenia i irytacji.
To ty opiekunka? rzuciła, obrzucając mnie wzrokiem. Jestem Ewa, wnuczka. A to mój mąż, Tomek.
Mężczyzna w fotelu z butelką piwa tylko leniwie skinął głową, nie odrywając wzroku od telewizora. Czuć od niego alkohol.
Roboty dużo ciągnęła Ewa, zapalając papierosa. Babcia leży, prawie nie wstaje karmienie, mycie, sprzątanie. Nerwowa jest, może i nakrzyczeć. Płacimy tysiąc złotych miesięcznie, jedzenie co się znajdzie. Pasuje?
Pokazałam notes: *Pasuje. Jestem niema, ale wszystko rozumiem i robię starannie.*
Niema? Ewa zamieniła spojrzenie z mężem. Może i lepiej. Nie wygadasz się, nie poskarżysz. Chodź, poznasz babcię.
Janina leżała w półmroku, zasłonięte rolety, w powietrzu woń leków i stęchlizny. Jej ciało było wyniszczone, wzrok pełen bólu i samotności. Ścisnęło mnie w środku na ten widok.
Babciu, to Kinga, będzie się tobą opiekować powiedziała głośno Ewa. My z Tomkiem wyjeżdżamy na tydzień. Dogadajcie się jakoś.
Staruszka spojrzała na mnie. W jej oczach błysnęło coś nadzieja?
*Jak się pani nazywa?* napisałam.
Janina Kowalska A ty?
*Kinga. Będę się panią dobrze opiekować.*
Po raz pierwszy tego dnia na twarzy staruszki pojawił się cień uśmiechu.
Dobra, my już musimy rzuciła Ewa, kierując się do wyjścia. Jedzenie w lodówce, leki na półce. W razie czego dzwoń, ale tylko w ostateczności.
Gdy odjechali, zabrałam się do pracy. Wszędzie kurz, brudne naczynia, podłogi dawno nie myte. Ale najbardziej niepokoił mnie stan Janiny. Gdy pomagałam jej się umyć, zauważyłam siniaki na rękach wyraźnie nie od upadku.
*Skąd to się wzięło?* zapytałam.
Często upadam szepnęła babcia, spuszczając wzrok. Słaba już jestem
Nie uwierzyłam, ale milczałam. Przewietrzyłam pokój, zmieniłam pościel, umyłam i ubrałam Janinę. Przygotowałam lekki rosół i cierpliwie ją nakarmiłam.
Dawno nie jadłam tak smacznie powiedziała staruszka, ledwo powstrzymując łzy. Dziękuję ci, dziecko.
W ciągu miesiąca Janina zmieniła się nie do poznania. Gotowałam jej świeże posiłki, czytałam na głos książki, pomagałam się poruszać, ustawiałam kwiaty na parapecie. Babcia choćby zaczęła przeglądać albumy, opowiadając o młodości.
Kinga, jesteś dla mnie jak promyk słońca mówiła. Nie wiem, jak bym bez ciebie przetrwała. Dawno nie czułam takiego spokoju.
Dom też się zmienił czysty, przytulny. Wszystko umyte, firanki wyprane, wszędzie ciepło i troska.
Ale gdy przyjeżdżała Ewa z Tomkiem, atmosfera od razu się psuła. Krzywili się na wypielęgnowaną babcię, narzekali na zbędne wydatki.
Po co jej tyle jedzenia? warknęła Ewa. I tak sobie pożyje.
Po jednej z takich wizyt znalazłam nowe siniaki na ciele Janiny. Babcia płakała i nie chciała jeść.
*Co się stało?* napisałam.
Nic, córeczko Taka już starość odparła, chowając łzy. Nikomu już nie jestem potrzebna.
Zrozumiałam: trzeba działać. Następnego dnia poszłam do sklepu elektronicznego. dzięki notatek wytłumaczyłam sprzedawcy, czego szukam.
Ukryta kamera? domyślił się, czytając moje pismo. Ale po co?
*Żeby chronić kogoś, kto sam się nie obroni* napisałam.
Marek tak miał na imię sprzedawca spojrzał na mnie uważnie. W jego oczach była szczera sympatia.
Rozumiem. Ta kamera będzie dobra mała,









