Sierota zatrudniła się jako opiekunka u dobrej staruszki i dla bezpieczeństwa postawiła ukrytą kamerę To, co zobaczyła, zmusiło ją do ucieczki na policję w środku nocy!
Jadwiga stała przed pochylonym domkiem, ściskając w dłoni kawałek papieru z adresem. Wiatr muskał jej szyję, szarpiąc cienką kurtkę, a w środku czuła pustkę taką samą jak w opuszczonych oknach tej rudery. Dwadzieścia lat spędziła w domu dziecka, a teraz była tu sama, z małą walizką i garstką złotych. Co dalej? Nie miała pojęcia.
Dom wyglądał, jakby opuścili go jeszcze w poprzednim stuleciu. Dach się uginał, okiennice trzymały się na honorze, a drewniane schody niebezpiecznie skrzypiały pod stopami. Dziewczyna poczuła łzy napływające do oczu. Czy to naprawdę wszystko, co dostała po dwudziestu latach życia bez rodziny?
Nagle zaskrzypiała furtka sąsiadki. Na ścieżkę wyszła starsza kobieta w kwiecistym szlafroku. Zauważywszy Jadwigę, zatrzymała się, przyjrzała się jej uważnie i ruszyła w jej stronę.
Co ty tu robisz, dziecko? zapytała z troską. Przeziębisz się. Październik na dworze, a ty prawie bez ubrania.
Jadwiga wyciągnęła notes i gwałtownie napisała: Dali mi ten dom. Jestem z domu dziecka. Nie mówię.
Kobieta przeczytała i westchnęła ze współczuciem:
Ach, biedactwo! Nazywam się Wanda Nowak. A ty?
Jadwiga odpowiedziała dziewczyna, niezdarnie kreśląc litery.
Nie stój tak na mrozie! Chodź do mnie, rozgrzejesz się, herbatę wypijemy. Jutro przyjrzymy się temu domowi, może da się coś naprawić. We wsi są ludzie, którzy pomogą.
W domu Wandy pachniało świeżym ciastem i ciepłem. Żółte firanki, haftowane obrusy, kwiaty na parapecie wszystko tu tchnęło spokojem, którego Jadwiga nigdy nie znała. Na ścianie wisiało zdjęcie młodego mężczyzny w mundurze policjanta.
To mój syn, Krzysztof powiedziała gospodyni, śledząc wzrok dziewczyny. Posterunkowy. Dobry człowiek, tylko rzadko bywa w domu. A ty, kochanie, jak sobie poradzisz? Praca ci potrzebna?
Jadwiga skinęła głową i napisała: Bardzo. Jakakolwiek. Potrafię sprzątać, gotować, opiekować się starszymi.
Słuchaj, znam pewną staruszkę Zofię Kowalską. Bardzo schorowana, potrzebuje pomocy. Rodzina niby jest, ale mało się nią zajmują. Wolałabyś do niej pójść? Dam ci adres, wytłumaczę, jak trafić.
Dom Zofii był duży, ale zaniedbany. Łuszcząca się farba, zarośnięty ogród, podwórko pełne śmieci. Drzwi otworzyła kobieta około czterdziestki z wyrazem zmęczenia i irytacji.
To ty opiekunka? zapytała, mierząc Jadwigę wzrokiem. Jestem Ewa, wnuczka. A to mój mąż, Marek.
Mężczyzna siedzący w fotelu z butelką piwa ledwo skinął głową, nie odrywając wzroku od telewizora. Czuć od niego było alkohol.
Roboty dużo ciągnęła Ewa, zapalając papierosa. Babcia prawie nie wstaje z łóżka karmienie, mycie, sprzątanie. Nerwowa bywa, może i nakrzyczeć. Płacimy tysiąc złotych miesięcznie, jedzenie co się znajdzie. Pasuje?
Jadwiga pokazała notes: Pasuje. Jestem niema, ale wszystko rozumiem i robię starannie.
Niema? Ewa wymieniła spojrzenie z mężem. Może i lepiej. Nie poplotkujesz, nie poskarżysz się. Chodź, przedstawię cię babci.
Zofia leżała w półmroku, zasłonięte role sprawiały, iż pokój pachniał lekami i stęchlizną. Jej ciało było wychudzone, a w oczach malowały się ból i samotność. Jadwiga mimowolnie się skuliła, widząc tę rozpacz.
Babciu, to Jadwiga, będzie się tobą opiekować powiedziała głośno Ewa. My z Markiem wyjeżdżamy na tydzień. Dogadajcie się jakoś.
Staruszka spojrzała na Jadwigę. W jej oczach błysnęło coś żywego nadzieja?
Jak ma pani na imię? napisała Jadwiga.
Zofia A ty?
Jadwiga. Będę się panią dobrze opiekować.
Pierwszy raz tego dnia na twarzy staruszki pojawił się cień uśmiechu.
Dobrze, musimy już iść powiedziała Ewa, kierując się ku wyjściu. Jedzenie w lodówce, leki pod ręką. jeżeli coś pilnego dzwoń, ale tylko w ostateczności.
Gdy odjechali, Jadwiga zabrała się do pracy. Wszędzie był brud kurz, stosy naczyń, podłogi dawno niemyte. Ale najbardziej zaniepokoił ją stan Zofii. Pomagając jej się umyć, zauważyła siniaki na rękach wyraźnie nie od upadku.
Skąd to? zapytała w notesie.
Często upadam szepnęła staruszka, spuszczając wzrok. Słaba jestem
Jadwiga nie uwierzyła, ale nie nalegała. Przewietrzyła pokój, zmieniła pościel, umyła i ubrała Zofię. Przygotowała lekki rosół i cierpliwie ją nakarmiła.
Dawno nie jadłam tak smacznie powiedziała staruszka, ledwo powstrzymując łzy. Dziękuję ci, dziecko.
Po miesiącu Zofia wyglądała zupełnie inaczej. Jadwiga gotowała dla niej świeże posiłki, czytała na głos książki, pomagała się poruszać, ustawiała kwiaty na parapecie i włączała stare seriale. Staruszka choćby zaczęła przeglądać albumy, opowiadając o młodości.
Jadziu, jesteś dla mnie jak promyk słońca mówiła. Nie wiem, jak bym bez ciebie dała radę. Dawno nie czułam takiego spokoju.
I dom też się zmienił czysty, przytulny. Jadwiga wszystko wysprzątała, rozwiesiła nowe firanki, stworzyła atmosferę troski.
Lecz gdy przyjeżdżali Ewa i Marek, nastrój od razu się psuł. Krzywili się na widok zadbanej babci, narzekali na zmarnowane jedzenie i leki.
Po co jej tyle jeść? warknęła Ewa. I tak długo nie pociągnie.
Po jednej z takich wizyt Jadwiga znalazła nowe siniaki na ciele Zofii. Staruszka płakała i nie chciała jeść.
Co się stało? zapytała w notesie.
Nic, dziecko Po prostu









