— Siedzisz w domu i nic nie robisz…
— Mamo, chodźmy pobawić się samochodzikami, obiecałaś… — pięcioletni Kuba po raz kolejny zaglądał do kuchni, patrząc na matkę błagalnym wzrokiem.
Joanna spojrzała najpierw na synka, potem na stertę brudnych naczyń i kurczaka leżącego cierpliwie na desce do krojenia. Znów odwróciła wzrok ku chłopcu, który wciąż stał i czekał na odpowiedź, choć nie było jasne, czy to pytanie, czy prośba.
— Kubusiu, jeszcze chwileczkę, mamo zaraz przyjdzie, dobrze? — wyszeptała, sama nie wierząc w to “zaraz”.
— Znowu to samo! Zawsze tak mówisz i nigdy nie przychodzisz! Nie chcę bawić się sam! — krzyknął chłopiec i wybiegł z płaczem do pokoju.
Jego krzyki obudziły małą Zosię, która natychmiast oznajmiła światu swoje niezadowolenie głośnym płaczem. Joanna usiadła na krześle, objęła głowę rękami, jakby chciała zatkać uszy. Zamknęła oczy na chwilę, wciągając głęboko powietrze.
…Joanna zawsze chciała dzieci i kochała je całym sercem. Ale w tej chwili marzyła, by znaleźć się gdzieś zupełnie sama, gdzie nie ma ciągłego sprzątania, gotowania, pieluch, logopedy, spacerów, wieczornych kąpieli, kolacji, bajek na dobranoc…
Wiele kobiet żyje podobnie, ale większość ma pomoc – babcie, dziadków, mężów. U Joanny było inaczej. Jej rodzice mieszkali tysiąc kilometrów stąd, teściowa pracowała i zajmowała się sobą – nie miała czasu w wnuki. A mąż, Rafał, przychodził z pracy zwykle wtedy, gdy dzieci już kładły się spać. Zjadał kolację, siadał przed komputerem lub telewizorem. Pomocy żonie nie oferował. Ostatnio ich relacje stały się napięte, jakby pełne niewypowiedzianych pretensji.
— Maaamo… — rozległ się przeciągły głos półtorarocznej Zosi.
— Idę, córeczko, idę! — odkrzyknęła Joanna i pośpieszyła do pokoju dziecięcego.
Zajęła się maluchami, posprzątała trochę. Po obiedzie Kuba miał zajęcia z logopedą. Gdy syn ćwiczył, Joanna z Zosią poszły na plac zabaw.
Wróciły dopiero pod wieczór. Joanna wykąpała dzieci, nakarmiła je kolacją. Sama ledwie tknęła herbatę. Potem sprzątnęła naczynia, spojrzała na kurczaka i wydała wyrok: “Nie zdążę”. Postanowiła ugotować pierogi, by mieć czym nakarmić męża.
Rafał wrócił około dziewiątej. Joanna przywykła już, iż mąż wracał zwykle w złym humorze.
— Jestem! Nikt mnie choćby nie wita? — warknął z przedpokoju.
— Rafał, nie krzycz, proszę. Zosię właśnie ułożyłam spać. — starała się mówić łagodnie, by nie eskalować konfliktu.
— No świetnie! Witaj w domu! Przychodzę, a tu cisza jak w grobie! — burknął i poszedł do łazienki.
Joanna nakryła do stołu – nałożyła pierogi, postawiła obok śmietanę i posiekaną natkę. Zagotowała wodę na herbatę, pokroiła chleb.
— Joasia, znowu pierogi z promocji? Już się nimi zadławię, zanim skończysz tę paczkę! — zaśmiał się sarkastycznie.
— Rafał, dzisiaj jeszcze pierogi, a jutro, jak obiecałam, usmażę kurczaka. — odpowiedziała z wymówką w głosie.
— Koniec z tym! W poniedziałek były, dzisiaj znowu! To już przesada! — oburzył się i zaczął jeść.
Nawet nie zapytał, czy żona w ogóle coś dzisiaj jadła. Ostatnio zdawało się, iż jej istnienie zupełnie go nie obchodzi.
— Rafał, oderwij się na chwilę od telefonu. Jak w pracy?
— Co tam praca – jak zawsze. Jestem zmęczony, a ty jeszcze każesz mi o tym gadać w domu! — powiedział ostro i znów wpatrzył się w ekran.
— No to smacznego. Idę do dzieci.
— Idź.
Joanna ułożyła maluchy, zgasiła światło i wróciła do kuchni.
— Idę spać. — rzucił krótko, nie podnosząc wzroku, i wyszedł.
— Dobranoc. — szepnęła w pustkę.
Kiedyś całował ją na dobranoc, życzył słodkich snów. Wieczorami, gdy Kubuś zasnął, długo rozmawiali, pijąc aromatyczną herbatę. Potem oglądali filmy, przytuleni w łóżku.
Te ciepłe chwile zaczynały się zacierać w pamięci. Ostatnio coś się popsuło. Rafał był pochłonięty pracą, sprawami, do których Joanna nie miała wstępu.
Ona sama, po urodzeniu Zosi, była wykończona. Miała nadzieję, iż Kubę uda się zapisać do przedszkola, ale w grupie logopedycznej nie było miejsc. Zostali więc w domu, a syn chodził na prywatne zajęcia.
Joanna westchnęła ciężko. Zegar wskazywał wpół do jedenastej! gwałtownie pozmywała, umyła się i położyła.
Gdy przyszła do sypialni, Rafał już spał. Nagle na jego telefonie rozległ się sygnał SMS-a.
„Kto pisze o tej porze?” — pomyślała, ale uznała, iż to pewnie reklama operatora albo banku.
Ledwie zamknęła oczy, gdy obudził ją budzik.
„Już piąta trzydzieści? Jakbym w ogóle nie spała!”
Wstała, narzuciła szlafrok, umyła się, zaparzyła kawę i zaczęła gotować śniadanie. O szóstej obudził się Rafał.
— Znowu owsianka i kanapki?! — warknął, zanim wszedł do kuchni.
— Dzień dobry, Rafał.
— Moja mama zawsze smażyła mi rano naleśniki albo racuchy, a od ciebie tego nie doczekam! — mruknął, warcząc na widok owsianki.
— Rafał, naprawdę nie mam czasu. W weekendy smażę, ale w tygodniu… Poza tym smażone na śniadanie nie jest zdrowe. A owsianka jest dobra i dla ciebie, i dla Kuby.
— No tak, teraz mam się tym pasztetem zadławić! Przynajmniej jajecznicę byś zrobiła!
— Po pierwsze, nie krzycz, bo obudzisz dzieci. Po drugie, zapomniałam wczoraj kupić jajek!
— Co ty za żona jesteś?! Zapomniałaś, nie zdążyłaś, nie potrafisz! Siedzisz w domu, nie pracujesz. Proste rzeczy, z którymi każda kobieta sobie radzi, a ty nie możesz! Każdego dnia masz mi coś do zarzucenia! W domu już nie da się wytrzymać! Moja mama ma rację…
Nie dokończył, bo z pokoju dziecięcego dobieJoanna zabrała dzieci i wyprowadziła się do rodziców, a po latach, patrząc na szczęśliwe twarze Kuby i Zosi, zrozumiała, iż czasem największą siłą jest walka o własną godność.