„Siedem lat pod jednym dachem: dlaczego moja siostra czuje się uprawniona do wszystkiego”

twojacena.pl 14 godzin temu

Noży mi się serce, jak o tym opowiadam, ale cóż… Moja młodsza siostra, Zosia, to istna mistrzyni w robieniu z siebie ofiary. Od zawsze wszystko jest „na niby” – ciężko, niesprawiedliwie, i oczywiście wszyscy winni, tylko nie ona. Rozwiązywanie problemów? Nie, dziękuję. Wolę poczekać, aż ktoś rzuci swoje sprawy i przybiegnie na ratunek. Delikatnie mówiąc, żyje w przekonaniu, iż świat jej się należy.

Zaraz po studiach Zosia wyszła za mąż. I nie powiem, żeby nie miała szczęścia – wręcz przeciwnie. Jej teściowa, Janina Nowak, to kobieta o złotym sercu i trzeźwym umyśle. Miała kawalerkę w spadku po ciotce. Zamiast od razu wynajmować, pozwoliła młodym mieszkać tam za darmo. Sama została w swoim dwupokojowym mieszkaniu na obrzeżach Warszawy – wszystko po to, żeby Zosia i mąż mogli odłożyć na własne „M”. No ale… hojność rzadko spotyka się z wdzięcznością.

Zosia nie pałała miłością do pracy. Wolała wylegiwać się na kanapie z serialami, kawą i Instagramem. Praca po studiach? Po co, skoro można gwałtownie zajść w ciążę i iść na macierzyński? I tak też zrobiła. Rok później woziła wózek, a kolejny – mąż podał na rozwój i zniknął. No i kto ją przygarnął? Oczywiście, teściowa.

Janina znów pokazała serce – pozwoliła Zosi zostać w mieszkaniu, „aż się pozbiera”. Dla Janiny znaczyło to: znaleźć pracę, odłożyć na wkład własny, iść do przodu. Dla Zosi – odpoczywać, dopóki ktoś nie wyrzuci.

Teściowa pomagała, jak mogła: zajmowała się wnukiem, kupowała zabawki, dokładała do zakupów. A Zosia? Zamiast oszczędzać, jeździła na wakacje do Włoch, kupowała markowe ciuchy i wrzucała fejki z nowymi torebkami. Mieszkanie oczywiście dalej zajmowała za friko. Były mąż, swoją drogą, nie próżnował – wziął kredyt, ożenił się, ułożył sobie życie. A Zosia uznała, iż może nic nie robić – świat jej musi.

Minęło siedem lat. Janina, która dawno już jest na emeryturze, przypomniała sobie, iż przecież planowała wynajmować to mieszkanie dla dodatkowego dochodu. Grzecznie poprosiła Zosię, żeby pomyślała o wyprowadzce. I co? Moja siostra urządziła przedstawienie, przy którym Teatr Dramatyczny blednie. Krzyki, łzy, iż „wyrzucają ją z dzieckiem na bruk”. Oczywiście w obecności dziecka i byłego męża.

Nikt jej na bruk nie wyrzucał. Rodzice mają dom na przedmieściach, z pokojem dla Zosi i dziecka. Ale tam nie chce. Dlaczego? Bo trzeba pomagać w domu, sprzątać, wstawać wcześniej – a ona przywykła do wygodnego życia. Postanowiła więc przerzucić problem na mnie.

My z mężem dopiero spłaciliśmy pierwsze raty kredytu, zrobiliśmy remont i zaczęliśmy wynajmować. Czynsz pokrywa nam ratę. Mieszkamy na razie w mieszkaniu męża. Zosia się dowiedziała i bez mrugnięcia okiem zaproponowała, żeby „pozwolić jej pomieszkać pół roku”. Oczywiście za darmo. I zapewniała, iż pół roku wystarczy, żeby „wszystko ogarnąć”.

Ale ja Zosię znam. Z pół roku zrobi się osiem lat, a nasz remont rozniesie w pył w pierwszym miesiącu. Potem będzie obrażona, iż „jestem skąpa” i nie pomagam siostrze. Od razu powiedziałam stanowcze „nie”. I to była najlepsza decyzja. Zosia wpadła w furię – rozpowiadała po rodzinie, iż jesteśmy bez serca, nastawiała syna przeciwko wszystkim.

Ale ja już się nie dam manipulować. My z mężem pracujemy, budujemy przyszłość. Nie jeździliśmy do Grecji, nie kupowaliśmy drogich ubrań – oszczędzaliśmy. Nie mamy obowiązku płacić za czyjąś leniwość i lekkomyślność.

Do dziś nie rozumiem – jak można przez siedem lat nie pomyśleć o przyszłości? Myślała, iż będzie wiecznie mieszkać u teściowej? A może liczyła, iż ktoś z rodziny rzuci jej kolejne mieszkanie? Najgorsze to jej przekonanie, iż jest jej wszystko należne. choćby własne dziecko stało się kartą przetargową w przedstawieniu „Ja, biedna, skrzywdzona”.

Co robić z taką siostrą? Utrzymywać kontakt, czy postawić kropkę? Zmęczyła mnie ta rola „tej, która zawsze musi”…

Idź do oryginalnego materiału