«Siedem lat pod skrzydłami teściowej»: dlaczego moja siostra uważa, iż świat jej coś zawdzięcza
Moja młodszą siostrę nazywają Kasia. Od zawsze potrafiła grać ofiarę. U niej wszystko na opak, wszystko trudne, wszyscy winni, tylko nie ona. Nie lubiła rozwiązywać problemów – wolała czekać, aż ktoś rzuci własne sprawy i przybiegnie na ratunek. Delikatnie mówiąc, żyła w przekonaniu, iż „świat jej coś należy”.
Zaraz po studiach Kasia wyszła za mąż. I nie powiem, iż nie miała szczęścia – wręcz przeciwnie. Trafiła na szansę, o której wielu marzy. Jej teściowa, Barbara Nowak, okazała się kobietą o złotym sercu i trzeźwym umyśle. Miała kawalerkę w Warszawie, odziedziczoną po ciotce. Zamiast od razu ją wynajmować, pozwoliła młodym mieszkać tam za darmo, sama zostając w swoim dwupokojowym mieszkaniu na Woli. Wszystko po to, by para mogła oszczędzić na własne „M”. Niestety, takie gesty często kończą się brakiem wdzięczności.
Kasia nie pałała miłością do pracy. Chętnie wylegiwała się na kanapie z serialami, kawą i Instagramem. Iść do pracy po studiach? Po co, skoro można gwałtownie zajść w ciążę i iść na macierzyński? Tak też zrobiła – w rok później woziła wózek, a kolejny rok później jej mąż złożył pozew o rozwój i zniknął. Została sama. Kto ją przygarnął? Oczywiście teściowa.
Barbara znów okazała współczucie – pozwoliła Kasi zostać, „póki nie stanie na nogi”. Dla niej oznaczało to: znaleźć pracę, uzbierać na wkład własny, powoli iść ku samodzielności. Ale Kasia rozumiała to zupełnie inaczej: odpoczywać, póki nie wyrzucą.
Teściowa pomagała, jak mogła: zajmowała się wnukiem, kupowała zabawki, dokładała się do zakupów. A Kasia? Zamiast oszczędzać, leciała na wakacje do Grecji, kupowała markowe ciuchy, wrzucała zdjęcia z nowymi torebkami i makijażami. Mieszkanie przez cały czas zajmowała za darmo. Jej ex-mąż, nawiasem mówiąc, nie próżnował – wziął kredyt, ożenił się ponownie, ułożył sobie życie. A moja siostra najwyraźniej uznała, iż może nic nie robić – wszyscy powinni za nią.
Minęło siedem lat. Barbara, która od dawna jest na emeryturze, przypomniała sobie, iż kiedyś planowała wynajmować to mieszkanie dla dodatkowego dochodu. Grzecznie poprosiła Kasię, by pomyślała o wyprowadzce. I jak myślicie? Siostra urządziła przedstawienie, przy którym bledną sztuki z Teatru Dramatycznego. Z krzykiem i łzami wyła, iż „wyrzucają ją z dzieckiem na bruk”. Robiła to oczywiście przy synu i w obecności byłego męża.
Na bruk nikt jej nie wysyłał. Nasi rodzice mieszkają pod Warszawą, w dużym domu, gdzie Kasia z synem mają swój pokój. Ale tam nie chce. Dlaczego? Bo w rodzinnym domu trzeba czasem pomóc w domu, posprzątać po sobie, wstać wcześnie – a ona przywykła do wolności. Więc Kasia postanowiła przerzucić sprawy na mnie.
Z mężem właśnie spłaciliśmy wkład własny, zrobiliśmy remont i zaczęliśmy wynajmować mieszkanie. Czynsz pokrywa nam ratę kredytu. Na razie mieszkamy w kawalerce męża. Kasia się o tym dowiedziała i bez skrępowania zaproponowała, by „wpuścić ją na pół roczku”. Oczywiście za darmo. I zapewniała, iż pół roku wystarczy, by „wszystko ogarnąć”.
Ale znam Kasię. Te pół roku łatwo zmieniłoby się w osiem lat. A nasz remont zostałby zniszczony w pierwszym miesiącu. Potem obraziłaby się, iż jestem „skąpą bratanicą”, która nie chce pomóc rodzonej siostrze. Więc od razu powiedziałam stanowcze „nie”. I to była najlepsza decyzja. Kasia wściekła się, zaczęła rozsyłać wśród rodziny żale, przedstawiać nas jako bezdusznych, podburzać syna.
Ale już się nie dam manipulować. Z mężem pracujemy, budujemy przyszłość. Nie odpoczywaliśmy nad Adriatykiem, nie kupowaliśmy drogich ubrań – oszczędzaliśmy. Nie musimy płacić za czyjeś lenistwo i lekkomyślność.
Do dziś nie rozumiem – jak można przez siedem lat nie pomyśleć o jutrze? Myślała, iż będzie wiecznie mieszkać u teściowej? Czy czekała, aż ktoś z rodziny podaruje jej kolejne mieszkanie? Najgorsze jest to poczucie, iż świat jej coś należy. choćby własny syn stał się kartą przetargową w przedstawieniu pt. „Jestem biedna, nieszczęśliwa, wyrzucają mnie”.
Co zrobić z taką siostrą? Kontynuować kontakt czy postawić kropkę? Mam dość bycia „zadłużoną” w jej oczach…